Szkot był trenerem MU przez dwadzieścia siedem lat. Gdy nim zostawał, chodziłem do siódmej klasy szkoły podstawowej. 1 stycznia 1986 roku Kisielice uzyskały prawa miejskie, bezpieka aresztowała Bogdana Borusewicza, w kwietniu zdarzyła się katastrofa w Czarnobylu, a nam w szkole podawano jod. W Polsce premierem był Zbigniew Messner, Wojciech Jaruzelski zaś I sekretarzem PZPR oraz Przewodniczącym Rady Państwa. Mur berliński stał, telewizja nadawała seriale „Tulipan” i „Alternatywy 4”.
Ferguson przychodził do Manchesteru opromieniony sukcesami zespołu Aberdeen, z którym zdobył Puchar Zdobywców Pucharów oraz Superpuchar Europy. Na pierwszy sukces w United kazał czekać cztery lata. W roku 1990 był na progu wyrzucenia z klubu, dziewięć lat później zdobył natomiast potrójną koronę – mistrzostwo oraz puchar Anglii i zwycięstwo w Lidze Mistrzów. Finał tamtych rozgrywek przeszedł do historii piłki nożnej. MU przegrywał z Bayernem Monachium 0:1 do 90 minuty meczu. Kiedy Bawarczycy czekali na swą fetę, najpierw Teddy Sheringham w pierwszej minucie doliczonego czasu gry, a potem Ole Gunnar Solskjær w trzeciej minucie, przenieśli Manchester z piekła do nieba, a Bayernowi zafundowali podróż w odwrotnym kierunku. W muzeum MU, które mieści się na stadionie Old Trafford, wielkiemu finałowi poświęcono osobny zakątek. Takie chwile budują legendy klubów.
Sir Alex Ferguson odchodzi jako legenda, najbardziej utytułowany trener wszech czasów, zdobywca 38 trofeów. Był przez ponad ćwierć wieku stałym punktem nie tylko w Manchesterze, lecz także w europejskim futbolu. Czy ktoś kiedyś widział go, gdy nie żuje gumy? Albo bez jednego ze słynnych płaszczy, które z powodu typowej na Wyspach aury zrosły się z nim na dobre? Ferguson zbudował potęgę jednej z największych dziś piłkarskich firm i w Manchesterze nikogo podobnego do niego już nie będzie. To on sprowadził na Old Trafford Érica Cantonę, który tak utożsamił się z MU, że wolał grać dla klubu niż dla reprezentacji Francji. To on wypatrzył 14-letniego Ryana Giggsa i zaprosił go do szkółki Manchesteru. Giggs stał się potem ikoną MU. Dziś ma prawie 40 lat i cały czas pojawia się na boisku. Teraz przyjdzie mu pracować z Davidem Moyesem, dopiero drugim trenerem w jego karierze.
Jeszcze wielu innych wielkich graczy zawdzięcza swoje sukcesy Fergiemu. Są oczywiście i tacy, którzy go nienawidzą (ostatnio – jak się zdaje – dołącza do nich Wayne Rooney), ale i to staje się cegiełką do budowania mitu. A ten istnieje już od dawna, czego dowodem było pożegnanie Fergusona po spotkaniu ze Swansea. Nie tylko dla kibiców MU kończyła się wtedy epoka.
W futbolu zresztą dawno nie było tak ciekawie. W Hiszpanii Barcelona zdobyła tytuł, ale Ligę Mistrzów przegrała z kretesem, zgnieciona przez monachijski Bayern. Messi jest Messim, ale stara Barcelona się skończyła, stąd ponoć kataloński klub przeznacza aż 100 milionów euro na letnie transfery. Odwieczny rywal, Real, pokonał Barcę w tym sezonie kilkakrotnie, ale katastrofalna jesień spowodowała, że nadzieje na obronę mistrzostwa przez madrycką drużynę szybko się rozwiały. W dodatku runął – przynajmniej w moich oczach – mit José Mourinho. Trener, którego portretniegdyś szkicowałem w „Kulturze Liberalnej”, nie przestał być wybitnym specjalistą, ale jego gierki personalne muszą budzić rezerwę. A skoro ich ofiarą staje się Iker Casillas, jeden z najlepszych bramkarzy wszechczasów, a przy tym fantastyczny człowiek, nawet zaprzysięgli fani Realu nie będą za Portugalczykiem tęsknić.
Mourinho wróci zapewne do Chelsea, ale mnie bardziej interesuje, czy Gareth Bale pozostanie w szeregach Tottenhamu. Bale jest Walijczykiem i być może drugim – po Messim – największym graczem globu, do tego graczem z największą przyszłością. Obstawiam, że w Kogutach nie zostanie. Trafi do Realu. Przekonamy się w lecie.
Na naszych oczach zmienia się futbolowy układ sił. Włosi gonią z zadyszką, we Francji rządzą gwiazdy sprowadzone za miliony do Paris Saint-Germain przez arabskich szejków. Hiszpanie liżą rany po tym, jak Real z honorem przegrał z Borussią, a Barcelona bez honoru z Bayernem w Lidze Mistrzów. My, ekscytujemy się Lewandowskim, bo Realowi nikt nie strzelił w pucharach czterech goli w jednym meczu. Ważniejsza jednak jest supremacja Bundesligi i narodziny być może idealnej drużyny. Mowa o Bayernie, który zapewne sięgnie po potrójną koronę, grając piłkę nieziemską, genialną. Jednak w takim zespole zmienia się trenera. Juppa Heyckensa zastąpi po sezonie Pep Guardiola, aby zbudować potęgę na lata. Futbol jest piękny. I niesprawiedliwy…