Dzisiaj, gdy ponad stu ze 166 więźniów z Guantanamo rozpoczyna głodówkę, ta forma protestu ma za sobą już ponad sto lat tradycji. Jest to broń niebezpieczna i trudna, zarówno dla samych głodujących, jak również dla ich przeciwników. Wojskowe władze więzienia popełniają mimo wszystko te same błędy w radzeniu sobie z protestującymi, co ich poprzednicy. Bez wątpienia więc strajk głodowy jest najskuteczniejszym sposobem wyrażania sprzeciwu.

Dla protestujących głównym problemem jest to, że post osłabia podejmującego go działacza. Zamiast walczyć z przeciwnikami, musi leżeć w łóżku. Taktyka ta niesie ze sobą również inne niebezpieczeństwa. Jaki ma być koniec – śmierć, czy tylko postraszenie nią władzy? Bez tej pewności celu łatwiej jest zrezygnować. Ryzyko zgonu, a przede wszystkim permanentnego uszkodzenia narządów (np. wzroku) jest realne. Zapał uczestników może więc szybko okazać się słomiany. Podczas największego bodajże strajku głodowego blisko 1300 żołnierzy IRA, których ich własny rząd internował w koszarach i więzieniach jako przeciwników traktatu z Anglią z 1922 roku, odmówiło jedzenia. Postanowienie wytrwania w strajku szybko jednak okazało się kruche. Już po paru tygodniach uczestnicy zaczęli się poddawać. A co gorsza, wstydzili się: akcja, która miała ich umocnić w wierze w “Irlandię Całą i Wolną”, zniszczyła ich, pokazała, że nie są warci tego pięknego ideału.

Taka forma protestu stanowi jednak większe zagrożenie dla władz. Strajkujący jest bezbronny, więc trudno go atakować. Margaret Thatcher, która nie kryła osobistej nienawiści do IRA, nie potrafiła tego zrozumieć. Nie tylko odmówiła pertraktacji z głodującymi, ale gardziła nimi jako zwykłymi przestępcami, niepewnymi swojej męskości. A jednak historycy są zgodni – strajk ten osiągnął swój cel. Władze po cichu dały więźniom przywileje, chociażby osobiste ubrania, a pod koniec dekady długoletni konflikt został rozwiązany dzięki negocjacjom. Tak samo było z pierwszymi nowoczesnymi strajkami głodowymi zainicjowanymi przez sufrażystki w latach 1909-1914, czy też w wypadku Mohandasa Gandhiego, którego protesty kilkukrotnie odniosły zamierzony skutek. Dla władz prawie niemożliwe jest wyjść obronną ręką z takiego kryzysu.

Pierwsza głośna głodówka w PRL-u, w maju 1977 roku, miała miejsce nie w więzieniu, ale w kościele św. Marcina pod Warszawą. Głodowali tam członkowie KOR-u, aby wyrazić swoje poparcie dla więźniów politycznych. Gierkowska władza odgrywała przeznaczoną sobie rolę, szydząc z uczestników postu.

Amerykańskie władze popełniają podobne błędy do dziś. W przeciwieństwie do innych przypadków więźniowie w Guantanamo nie mają wokół siebie żadnego ideowego poparcia. Jednakże wiadomość o tym, że głodujący są poddawani przymusowemu karmieniu, budzi głęboki moralny niesmak. Podawanie pokarmu wbrew woli protestujących jest samo w sobie rodzajem tortury, powodującej okrutny ból. Obozowym lekarzom przypadło w udziale nadzorowanie całej procedury. Czy nie jest to największa hańba amerykańskich medyków od czasów eksperymentów na czarnych pacjentach w połowie ubiegłego wieku?

Łatwo zrozumieć frustrację i zniecierpliwienie władz. Mają przed sobą niebezpiecznych, złych ludzi, którzy wydają się zyskiwać swoim cierpieniem moralną przewagę, mimo iż dzieje się to z ich własnego wyboru. Może też się wydawać, że kiedyś tylko wielcy ludzie głodowali w imię ideałów. Dziś natomiast byle kto – czy to politycy (np. w Indiach), czy przestępcy, jednym słowem każdy, kto nie zgadza się z werdyktem lub prawem – może wynieść swoją sprawę na wyżyny moralne takim tanim gestem.

Trzeba jednak przyznać, że jest to gest i trudny, i bardzo skuteczny. Uczestnicy utrzymują uwagę na sobie i na swojej sprawie przez dłuższy czas, co w przypadku demonstracji jest niemożliwe. Jak w teatrze, poznajemy emocje i motywacje, które były ukryte za kurtyną. Władza nie może zatrzymać spektaklu, bo gracze kontrolują tempo akcji. Jeśli nie rezygnują, wielu z nich zatrzymać może tylko śmierć.