Gombrowicz 2013. Polskość w słabym ciele – Relacja z debaty
Czym te zapiski są dla nas dzisiaj, niemal 44 lata po śmierci autora? Jakiego człowieka nam ukazują? Czy zmienią odbiór innych utworów pisarza? W dyskusji prowadzonej przez szefa działu „Czytając” „Kultury Liberalnej” – Piotra Kieżuna, wzięli udział Magdalena Miecznicka, Justyna Sobolewska, Klementyna Suchanow oraz Jacek Wakar.
Co nowego wnosi „Kronos”?
Magdalena Miecznicka zaznaczyła, że „Kronos” to nie literatura, lecz zapis faktów, które Gombrowicz uważał za istotne, od matury aż do śmierci. Zapiski te czynione były jednak na użytek własny, nie publiczny i pisarz nigdy nie zdecydowałby się na ich publikację. „Kronos” nie powie nam zresztą nic nowego o twórczości Gombrowicza. To ciekawa publikacja jedynie dla ludzi zafascynowanych biografią pisarza. Dostarcza również interesujących narzędzi dla śledzenia procesu twórczego autora – mistrza mistyfikacji i autokreacji. Możemy teraz zestawiać Gombrowicza zrobionego bez słabości, takiego, jakiego znamy choćby z „Dziennika”, z Gombrowiczem prawdziwym.
Zdaniem Klementyny Suchanow ta książka to przygoda z przemijaniem, niezwykła historia tego, jak dalece życie ludzkie może być zredukowane do suchych faktów. Widać w niej obsesję autora polegającą na przyglądaniu się sobie, miejscami graniczącą z hipochondrią. Rita Gombrowicz mówiła, że pisarz bardzo pilnował swojej normalności, ponieważ w jego rodzinie zdarzały się przypadki szaleństwa. Próbował więc utrzymać się w ryzach, spisywał kolejne fakty, by „pozostać w pionie”. Zdaniem Suchanow „Kronos” udowadnia, że nawet gdy jest się uznanym pisarzem, wydaje się książki w różnych krajach, odnosi sukcesy, ostatecznie jest się ulepionym z tej samej gliny, co inni ludzie i skończy tak samo jak oni.
Tę opinię do pewnego stopnia podzieliła Justyna Sobolewska. Chociaż zapiski pokazują szkielet życia, niemający nic wspólnego ze sztuką, warto je przeczytać. Dowiemy się, że finanse Gombrowicza niekiedy się poprawiają, innym razem pieniędzy brak, zdrowie także jest raz lepsze, raz gorsze, podobnie z erotyką. Te dwie ostatnie rzeczy występują zresztą często obok siebie. To walka erosa ze śmiercią. Zaskakująca jest również zdaniem Sobolewskiej skala bólu i cierpienia obecna w „Kronosie”. Tego wcześniej w twórczości Gombrowicza nie było.
Seksualność – homo-, hetero-, bi-?
O homoseksualizmie Gombrowicza wiadomo było już wcześniej, twierdziła Magdalena Miecznicka, dlatego informacje zawarte w „Kronosie” nie są specjalnie istotne dla odbioru jego dzieła. Miał problemy ze swoją seksualnością – niektórzy twierdzą, że wynikały one z próby ucieczki od homoseksualizmu – ale właśnie z nich stworzył wielką sztukę. Do dzisiaj trudno znaleźć wybitnego pisarza polskiego, który nie jest pod wpływem Gombrowicza. Używa się go nawet w dyskursach innych niż literacki. Gombrowicz napisał kiedyś, że Sienkiewicz „ogłupił Polaków i ich zaczarował”. On zrobił z nami to samo. Na międzynarodowych konferencjach bardzo często polscy prelegenci pytani są, dlaczego nie odczytujemy Gombrowicza przez pryzmat orientacji seksualnej. Byliśmy pod tak wielkim urokiem jego zakazu mówienia o tym, że tego nie robiliśmy.
Klementyna Suchanow odpowiedziała, że normy społeczne dążą do tego, by nas zaszufladkować i ograniczyć, a Gombrowicz poza nie wykraczał. Dlatego nazywanie jego stosunku do erotyzmu „problemem” nie jest uczciwe.
Z „Kronosu” jednoznacznie wynika, że Gombrowicz był biseksualny, twierdził Jacek Wakar, co może wreszcie położyć kres próbom zawłaszczania pisarza do tego lub innego obozu. Pytanie tylko, ile w „Kronosie” jest pisarskiej autokreacji. Zdaniem Rity Gombrowicz nie ma jej tam wcale, ale czy tak wielka opozycja między „Dziennikiem” a „Kronosem” nie oznacza, że i ten drugi jest kreacją, lecz zupełnie odmienną?
Pisarz miał problem ze swoim homoseksualizmem, odparła Magdalena Miecznicka. Miał w pogardzie osoby, które afiszowały się ze swoimi preferencjami seksualnymi. Stworzył sobie w tej kwestii – podobnie jak w wielu innych – nieprzenikniony pancerz. Był człowiekiem twardym, zimnym wobec siebie i innych.
Uczucia czy ich brak?
Odmiennego zdania była Klementyna Suchanow. Wzmianki o bólu, którymi wypełniony jest „Kronos”, pokazują Gombrowicza jako istotę bardzo ludzką, choć uczucia te nakierowane są rzeczywiście tylko na jego samego. Nie wszyscy jednak musimy być uczuciowi. W przypadku Gombrowicza taka postawa była także kwestią wychowania, które odebrał. Był on przynajmniej częściowo dzieckiem swoich czasów.
Także zdaniem Jacka Wakara twierdzenie, że w książce nie ma uczuć, jest zbyt daleko idącą generalizacją. Przy całej suchości opisu uczucia tam kipią, lecz faktycznie są skierowane przez autora na samego siebie. Oczekiwanie na śmierć i rozliczanie się z własnym rozpadem nie jest letnie, choć emocje te są przykre w odbiorze. Znaliśmy do tej pory Gombrowicza z projektu „literatura”. Teraz dostajemy projekt „życie”. Dlatego też lektura „Kronosu” jest ciekawa i poruszająca.