To oczywiście nic o samym Baumanie nie mówi, tylko o nas: raczej skorzystamy z głoszonych przez niego haseł – ponowoczesność, państwo ogrodnicze – niż zaczniemy polemikę z nim. Przyznaję, że chodzi tu o historyków amerykańskich, nie wykluczając możliwości, że moi koledzy w Europie nieco lepiej znają jego dorobek naukowy.
W każdym razie niewielu z nas kojarzył się on z ubekami i czerwonymi pachołkami. A okazało się, że jako nastolatek wstąpił do armii, walczył obok Sowietów na froncie wschodnim, a potem został wcielony do Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, formacji, która walczyła z podziemiem w pierwszych latach powojennych. Mało wiemy o tym, co tam robił. On twierdzi, że zajmował się raczej propagandą, jednak bez wątpienia był gorliwym komunistą, a z partii wystąpił dopiero wtedy, jak został wydalony z kraju w 1968 roku.
W marnej dyskusji o tym, czy słusznie został zaproszony na odczyt do Wrocławia parę tygodni temu, czy słusznie został wygwizdany przez sporą grupę narodowców, która weszła na salę, uderza przede wszystkim brak dyskusji o historii Polski. Szukajmy rzetelnej informacji o tym, co robił wtedy Bauman. Czy inwigilował? Wydawał czy wykonywał jakieś rozkazy? Znęcał się nad ludźmi? Spór jest głównie o to, czy grzechy młodości dyskontują osiągnięcia wielkiego filozofa. Ale przecież taka pospolita lustracja nie ma sensu, jest bez celu i nie może się udać. Nie sądzę też, aby historycy to rozstrzygnęli – do tej pory główny dowód przeciwko Baumanowi to niewielki zbiór takich sobie dokumentów.
Z drugiej strony, ci, którzy profesora Baumana zapraszają czy bronią, udają, że tej historii po prostu nie ma – są tylko jakieś młodzieńcze wybryki. Brak poważnego podejścia do tego okresu wychodzi z lenistwa. Nie twierdzę, że mamy otwarcie nazywać i potępiać KBW, PPR itd. Po tylu latach, z bezpiecznej odległości, potępienie jest zbyt łatwe, zaś nazewnictwo zostawmy zoologom. Jednocześnie nie dziwię się, że młodzi Polacy, do których nie dotarła fachowa i sensowna historiografia Polski stalinowskiej, tak właśnie wyrażają swoją niewiedzę. Oczywiście, mogliby się czegoś nauczyć ze znakomitych dzieł, np. Andrzeja Paczkowskiego, Anne Applebaum czy Marcina Zaremby. Wtedy można by się spierać o interpretację tej historii. Póki co mają oni i ich polityczni obrońcy tylko hasła.
Wśród haseł obrońców prof. Baumana bardzo dotkliwe jest to, że musiało się coś takiego wydarzyć właśnie we Wrocławiu. Podobno wrocławskie władze zbyt długo tolerowały skrajną prawicę. Jako wrocławianin i historyk Wrocławia zastanawiam się: czy jest coś w historii tego miasta, co mogłoby mieć taki skutek? Kiedyś podobno w stolicy mówiło się, że wyjazd na Dolny Śląsk to „do Niemiec”. Czy postępowanie, które powiedzmy nie przeszłoby gdzie indziej w Polsce jest możliwe we Wrocławiu? A może (co jest oczywiste dla Wrocławian) to tylko zazdrość pokryta hasłami o „odfaszyzowaniu”?
Na temat dzisiejszej polityki mojego miasta nie mam opinii. Ale, po pierwsze, z perspektywy swojej historii Wrocław jest jednym z najbardziej polskich miast, stworzonym przez migrantów z każdego kąta II RP. Pomimo swojej lwowskiej legendy, Wrocławia nie można skojarzyć z jednym regionem, z jedną tradycją. Więc to, co się stało w Auli im. Unii Europejskiej Wydziału Prawa Uniwersytetu Wrocławskiego, to wydarzenie ogólnopolskie, którego nie można wieszać na szyi Rafała Dutkiewicza.
Po drugie, główne cechy wrocławskiej sfery publicznej od ponad trzydziestu lat to, moim zdaniem, pluralizm i tolerancja. Podziały między różnymi odłamami opozycji czy między lewicą i prawicą lub wierzącymi i nie, były łagodniejsze niż gdzie indziej. Na pewno to się zmieniło w ostatnich latach, przy zaostrzeniu konfliktów politycznych nie tylko w Polsce. Ale – znów abstrahując od poczynań obecnych polityków – właśnie ta tolerancja dla obcych poglądów może prowadzić zarówno do przemilczenia niewygodnej przeszłości, jak i do lekceważenia nieprzyjemnych zjawisk i poglądów.
Przy tym jest naprawdę przykro, że Prof. Bauman spotkał się z takim grubiaństwem. Pewnie sam domyślił się, że stał się ofiarą ponowoczesności, w której ideologie są lekko wymienialne i każdy ma prawo do swojej wersji historii.