Gdy więc kilkanaście dni temu zasiadłam na pokładzie czarteru, po wsuniętą w fotelową kieszeń gazetkę sięgnęłam tylko mechanicznie. Ot, doczekać te kilka minut do startu, by w chwilę później zagłębić się już w inne lektury. Jakież było jednak moje zdziwienie, gdy w kolorowej okładce znalazłam całkiem interesujący magazyn podróżniczy. Krótkim „wycieczkom” po regionach świata towarzyszyła fascynująca opowieść o Czechach, prezentowanych jako kraj urokliwy, pełen czekających na odkrycie zakątków. Jako kraj świetnie wpasowujący się w europejską opowieść o pięknie niedocenionym, nieznanym, pomału wyciąganym z zakamarków historii.

Opowieści o kulturowym bogactwie Ostrawy, Ołomuńca, nieznanych zakątkach Pragi i szlaku starych czeskich klasztorów nie zalało wcale morze komercji. Nawet wśród reklam, jakie pojawiły się w magazynie – na potrzeby akurat tego lotu w języku polskim i angielskim – również dominowały prezentacje lokalne. Hotele i centra spa ustępowały tam miejsca mniejszym pensjonatom, parkowi safari, szlakom turystycznym, a nawet gospodarstwom agroturystycznym. A wszystko to nie gdzieś daleko, ale właśnie w Czechach. Dla podróżnych z całej Europy, a jak deklarują linie również i z innych kontynentów, to idealna zachęta, zaproszenie do nowej przygody. Dla nas, gdzieś w Wyszehradzie, to wszystko tak niedaleko. Jakby ktoś powtórzyć chciał wylatującym właśnie w regiony o nieco stabilniejszej pogodzie: „cudze chwalicie…”. Bo skoro tuż za płotem rozpościerają się krainy pełne wędrówkowych szlaków, przytulnych pensjonatów, buzujących źródeł i niezwykłych niespodzianek kulturalnych… Czytało się świetnie. Spisałam nawet kilka adresów. Inna sprawa, że choć podróżuję całkiem sporo, to raczej nie przypominam sobie takiej prezentacji Polski, w jakimkolwiek samolotowym magazynie.

Nie tylko Czesi – akurat mający szczęście posiadania całkiem przyzwoitych czarterów i redaktorów z pomysłem na ciekawy magazyn – potrafią wakacyjnie promować swój kraj. Skala w prawdzie inna, ale u progu wakacji w krakowskim dzienniku można było znaleźć magazyn w całości poświęcony słowackiemu województwu (krajowi) preszowskiemu. I znów – urokliwe miasteczka, górskie ścieżki, warowne zamki, odnowione, powszechnie dziś dostępne uzdrowiska (także to, w którym miała zwyczaj wypoczywać austriacka cesarzowa Elżbieta), a w końcu i Muzeum Andy’ego Warhola (wywodzącego się właśnie w tych okolic). Rzecz na pozór mniej komercyjna, a przecież dostępna dla każdego czytelnika w cenie standardowej gazety. W tle preszowskiej opowieści konkurs – przyjeżdżajcie, zwiedzajcie, a jak zbierzecie odpowiednią ilość pieczątek możecie wygrać… kilkudniowy pobyt w jednym z miejsc, gdzie serce Słowacji bije swym leniwym rytmem. Pochylone nad ubóstwem najbiedniejszego wszak regionu kraju, a jednocześnie zachwycone jego, coraz częściej przywracanym, pięknem.

Może więc zastanowić się i choćby na kilka dni wybrać się na górską wędrówkę, wyskoczyć do któregoś urokliwych miasteczek, albo – jak nasi antenaci – wyjechać do wód. Trochę bliżej. Do sąsiadów z Wyszehradu?