Francuska filozofka i historyczka Alexandra Laignel-Lavastine uważa, że tak, a w swoim erudycyjnym eseju rozpostartym między postaciami Czesława Miłosza, Jana Patočki i Istvána Bibó syntetyzuje historię intelektualną trzech krajów i co najmniej sześciu dekad. Choć jej poszukiwania „Europy Ducha”, na którą przepis mają jakoby dawni dysydenci, prowadzone są z francuskiego punktu widzenia i głównie na potrzeby zachodniej publiki, są cennym przewodnikiem po Europie Środkowej także i dla nas – jej fizycznych lokatorów (niekoniecznie natomiast duchowych obywateli).

Depozyt zakopany w popiele

Wiodąca teza tego liczącego trzysta z okładem stron eseju jest dość prosta. Europa – to znaczy właściwie jej zachodnia część – zagubiła się na dwudziestowiecznych rozdrożach, straciła sens i energię, zatapiając się w biurokratycznej nudzie i konsumpcyjnym amoku. Lekarstwem na to duchowe otępienie mogło się stać przechowywane jakby w odizolowanym depozycie na Wschodzie europejskie dziedzictwo, wzbogacone o tamtejsze doświadczenie Historii, niemające sobie równych w innych częściach świata. Strażnikami tego dziedzictwa, prawdziwymi przedstawicielami „Europy filozoficznej”, czy też właśnie „Europy Ducha” byli środkowoeuropejscy intelektualiści. A jednak kiedy upadł wschodnioeuropejski komunizm, Zachód ani myślał wsłuchiwać się w to, co mają do przekazania ubodzy krewni z „innej Europy”. Skutkiem tego Europa Zachodnia pozostała równie, może nawet bardziej zagubiona, a „powracające do Europy” kraje pokomunistyczne pociągnęła za sobą metodą kija i marchewki. Książka Laignel-Lavastine ukazuje się we Francji w 2005 roku, niedługo po kulminacji tego procesu – w rok po pierwszym rozszerzeniu Unii Europejskiej na Wschód. Za cel ustanawia sobie przybliżenie intelektualnej schedy dysydentyzmu, wskazując przy tym na jej ogromny potencjał dla uczynienia Europy na nowo Europą.

Dysydentyzm środkowoeuropejski reprezentują trzej kluczowi intelektualiści – Polak, Czech i Węgier, poeta, filozof i myśliciel polityczny: Czesław Miłosz, Jan Patočka i István Bibó. Wszyscy trzej to nestorzy myśli opozycyjnej, przedstawiciele pierwszego jej pokolenia. Z punktu widzenia Laignel-Lavastine to ważne; jej trzej bohaterowie doświadczyli bowiem bezpośrednio zarówno totalitaryzmu nazistowskiego, jak i komunistycznego. W tym podwójnym doświadczeniu kryje się wyjątkowość ich ojczystego regionu, Snyderowskich „skrwawionych ziem”. Dla autorki ma to również kluczowe znaczenie pod względem filozoficznym. Z doświadczenia komunizmu Laignel-Lavastine wydobywa uniwersalne wątki zmagań jednostki z bezosobową machiną władzy, co stanowi dla niej lejtmotyw środkowoeuropejskiej sztuki i refleksji już od czasu austrowęgierskich debiutów Kafki i Musila. W zderzeniu z realnie istniejącym socjalizmem, jak wskazuje autorka, opierając się na fenomenologii Patočki i filozofii politycznej Bibó, na powierzchnie wypływają fundamentalne pytania o rolę strachu i odwagi, konformizmu i poświęcenia, a także zniewalająca jak opium i równie otumaniająca moc codzienności. Z kolei doświadczenie bycia świadkiem Zagłady i obłędu nazizmu, który udało im się przetrwać, zmusza wszystkich trzech intelektualistów do zastanowienia się nad zamiataną w nowoczesnym świecie pod pragmatyczny dywan moralnością, indywidualną odpowiedzialnością oraz możliwością podtrzymania sztandaru człowieczeństwa w obliczu absolutnego zła (absolutnego – bo i o istnieniu uniwersalnej miary etycznej niezależnej od kontekstu mówi autorka). Każda z trzech części książki inaczej rozkłada akcenty, choć ich konstrukcja jest podobna – wychodząc od historycznego i narodowego tła oraz elementów życiorysu, autorka skupia się na specyfice myśli każdego z trzech wielkich autorów, a następnie wplata ją w sieć transnarodowych powiązań, umocowanej w przeszłości i teraźniejszości regionu. Trzem tytułowym intelektualistom towarzyszą liczni, młodsi i starsi: Havel, Klima, Kertész, Konrád, Michnik, Kafka, Husserl, Kundera, Masaryk i wielu innych – wszystkich łączy miejsce urodzenia. Europa zwana Środkową. Klamrą spinającą wszystkie trzy części zdaje się być dyskurs myśli Zygmunta Baumana – w nim bowiem w najbardziej widoczny sposób rozgrywa się konfrontacja nazizmu, komunizmu i rzekomo bezideowej, kapitalistycznej globalizacji.

Ile Europy w Europie?

Refrenem książki jest Europa. Ona też jest jej adresatem i celem zarazem. Gdzieś między wierszami pobrzękuje ambicja, by przemówić zachodnioeuropejskim elitom politycznym i intelektualnym do rozumu i by wynaleźć Europę na nowo, czy raczej przywrócić jej utraconą tożsamość. Autorka wyszukuje więc rozmaite refleksje na temat europejskości, wiele z nich chce umieszczać nad drzwiami Parlamentu Europejskiego w Brukseli. Definicji tych jest jednak tyle, ze nie starczyłoby drzwi, nawet gdyby ozdabiać też siedzibę w Strasburgu. Definicje defilują po stronach jedna za drugą, zwykle mądre i ciekawe. Wynika z nich, że choć dalej nie wiadomo, czym ostatecznie Europa jest, to z całą pewnością jest to coś fantastycznego. Tylko cóż z tego?

Odkąd pierwszy raz przeczytałem w słynnym eseju Milana Kundery „Tragedia Europy Środkowej” zdanie, które podczas inwazji sowieckiej w 1956 roku miał wygłosić dyrektor budapeszteńskiej rozgłośni – „umrzemy za Węgry i Europę” – zastanawiam się nieustannie, co skłania Środkowoeuropejczyków do skupiania tak dużej uwagi na kwestii tożsamości europejskiej? Zorganizuj na międzynarodowej konferencji panel o ideach i tożsamości Europy, a zgłoszą się niemal wyłącznie naukowcy ze „Wschodu”. Kiedyś chodziło zapewne o rewizję zastanej i znaturalizowanej wyobraźni geopolitycznej, ale czemu do dziś tak się lubujemy w tych częstokroć wtórnych dyskusjach? Alexandra Laignel-Lavastine przytacza wiele odpowiedzi na europejskie pytanie, ale nie zastanawia się nad motywacjami ich autorów.

Za łatwy obiekt retorycznego ataku – łatwy, bo niemy – Laignel-Lavastine obiera sobie zwłaszcza Unię Europejską. To chyba jedyny niepokojący i zastanawiający wątek „Duchów Europy”. Autorka zupełnie niepotrzebnie deprecjonuje „Projekt Europejski”, a przy tym kompletnie nie docenia jego ogromnego pozytywnego wpływu na państwa i społeczeństwa Europy Środkowej, do czego jeszcze wrócę. Konfrontacja „technokratycznej nudy” i energetyzującej filozofii daje się w głębszej dyskusji obronić, ale tylko kiedy, opierając się na dziele Patočki, autorka odnosi się do filozoficznej kategorii Nudy. Na miejscu autorki książek z zakresu filozofii i historii idei byłbym jednak ostrożny w szafowaniu oskarżeniami o nudę w potocznym rozumieniu tego słowa, bo może to być broń obosieczna. Tym bardziej, że jej narzekania na technokrację i pragmatyzację społeczeństwa, zwłaszcza w pierwszych fragmentach książki, kiedy jeszcze jej pozytywna argumentacja nie rozwija skrzydeł, brzmią jak typowe wymówki francuskich (oraz środkowoeuropejskich) akademików w obliczu postępującego zamykania się ich społeczności w wieżach z kości słoniowej.

Jeśli Europa Środkowa nie istnieje, należy ją wymyślić

„Duchy Europy” to w pierwszej kolejności próba – niezwykle udana – transnarodowej historii idei. W dalszej kolejności jest to krytyka elit i społeczeństw Europy Zachodniej. Do realizacji obu tych zamierzeń Alexandra Laignel-Lavastine musiała jednak najpierw stworzyć Europę Środkową na własne potrzeby. Wybierając swoje intelektualne trio, powtórzyła (być może świadomie) gest regionotwórczy Timothy’ego Gartona Asha z jego opublikowanego w 1986 roku eseju „Czy Europa Środkowa istnieje?”. To w nim po raz pierwszy pojawili się obok siebie Michnik, Havel i Konrád – Polak, Czech i Węgier. Dlaczego Laignel-Lavastine wybiera przedstawicieli tych samych narodów i dlaczego pomija innych? Być może łatwiej jej iść ścieżką przetartą przez Gartona Asha, po to, by przybliżyć zachodniej publiczności – odkurzyć lub przedstawić niemal po raz pierwszy – nowe postacie i idee.

Nie ulega jednak wątpliwości, że gdzieś po drodze autorka osiąga pełną identyfikację z obiektem swojego badania – goes native, jak mówią antropolodzy. Miejscami jej emfatyczne zdania na temat wyjątkowości Europy Środkowej balansują na granicy banału i przesady. Bo choć to region wyjątkowy choćby przez jego podwójne doświadczenie totalitaryzmów, to, jak zauważył Konrád, „ostatecznie to mieszkańcy Europy Środkowej doprowadzili do wybuchu dwóch wojen światowych” (s. 281). Laignel-Lavastine lubi zamaszyste generalizacje. Pisze na przykład, że „cała kultura środkowoeuropejska […] ukazuje nam tragedię – monstrualność zarazem i absurdalność – epoki” (s. 185). Przejęła także nieprzejednanie wojowniczy stosunek do Rosji (s. 25). Twierdzi też, że w przeciwieństwie do Zachodu, Europa Środkowa nie pogrążyła się w rozpaczy i cynizmie. Chciałbym móc podzielić to zdanie, zwłaszcza jeśli chodzi o cynizm, jednak doświadczenia dnia codziennego wyraźnie temu przeczą.

I tu dochodzimy do sedna problemu, czyli tego bardziej politycznego i praktycznego wymiaru „Duchów Europy”. Autorka dokonuje swobodnej projekcji własnej wizji regionu, opartej na bardzo wybiórczej, choć głębokiej lekturze wybitnych myślicieli. Pomija jednak to, co Bibó nazwałby „nędzą bojaźliwych większości, gotowych nurzać się w mętnych wodach podłości i obojętności” (s. 221). Czy Zachód nie słuchał Europy Środkowej, albo ją oszukał? A może Europa Środkowa sama zamilkła, bo w nowych okolicznościach poddała się temu, co Patočka nazywał „ruchem samoabdykacji” – uznając go za najniebezpieczniejszy z trzech ruchów egzystencjalnych (s. 150)? Biorąc pod uwagę, że Europa Środkowa konsekwentnie jako reprezentantów swoich poleis (z małymi wyjątkami) wystawia od dwudziestu lat elity, które nawet nie próbowały solidnie odrobić swojej historycznej lekcji, czemu mamy się dziwić, że przepływ idei w wymiarze politycznym i publicznym nie występuje?

Problem, o którym tu mowa, ma podłoże metodologiczne. Laignel-Lavastine dała się uwieść największej pokusie historii idei – uznaje tekst za realnie ważny, za mający wpływ na rzeczywistość, tylko dlatego, że istnieje. To, że Miłosz, Patočka i Bibó tworzyli – w Europie Środkowej i na emigracji – nie znaczy wcale, że byli czytani przez swoich rodaków, czy przez sąsiadów. A jeśli już, to nie znaczy, że ich teksty miały jakikolwiek wpływ na świadomość społeczeństw i że oddziaływanie to zmierzało w stronę zakładaną przez Laignel-Lavastine. Miłosz był zakazany w Polsce, przez dziesięciolecia dostępny jedynie w drugim obiegu. Patočka – w kilku egzemplarzach przepisanych na maszynie krążył po domach praskiej inteligencji. Podobnie Bibó, który był zakazany w swoim kraju i w dodatku pisał po węgiersku, co samo w sobie stanowiło dość dużą barierę. Z ciekawości zapytałem spadkobiercę jednego z czołowych czechosłowackich dysydentów, czy Bibó był w tych kręgach istotnym punktem odniesienia. Usłyszałem – „nie wiem, musiałbym przejrzeć całą bibliotekę i wszystkie pamiętniki, żeby sprawdzić, czy Bibó jest tam choćby wspomniany”.

Czy gdyby nie ów gest regionotwórczy Garton Asha oraz działania emigracyjnych promotorów dysydentyzmu, jak Kundera, Schöpflin, Giedroyć czy bracia Smolarowie, sami uwierzyliśmy w środkowoeuropejską jedność? Trudno osądzić, ale warto pamiętać, że do końca lat 80-tych środkowoeuropejscy opozycjoniści, poza symbolicznymi wyjątkami, spotykali się jedynie na łamach zachodnich i emigracyjnych czasopism. I tu trzeba koniecznie oddać Laignel-Lavastine sprawiedliwość. Jej książka oraz jej polskie wydanie, stanowią bardzo ważny wkład w rozumienie tożsamości tego regionu – choćby był on jedynie wyimaginowany. Po publikowanych w ostatnich latach pismach Havla i wydanych niemal równolegle pismach politycznych Bibó (por. recenzję „Esejów politycznych” Istvána Bibó pióra Mateusza Chmurskiego) „Duchy Europy” są kolejnym milowym krokiem w stronę autentycznego wzajemnego poznania środkowoeuropejczyków. Sam muszę przyznać, że z myślą Bibó w tak głębokiej analizie zetknąłem się pierwszy raz. Przynajmniej w trzeciej części książki mogłem poczuć się jak wielu czytelników francuskich.

Gdzie podziała się nasza herezja?

„Duchy Europy” z całą pewnością nie są podręcznikiem historii dysydentyzmu. Ich historyczno-ideowe odczytanie, niezwykle erudycyjne, nie próbuje nawet pretendować do historycznej prawdy – miejscami autorka sugeruje inspiracje, kontakty i wpływy, które niekoniecznie faktycznie istniały. Ostatni rozdział – „Rewolucja ludzkiej godności” – skupia się właśnie na tej kategorii, a prawa intelektualne przypisuje Bibó, zupełnie ignorując znaczenie koncepcji godności w myśli chrześcijańskich personalistów. Ci ostatni mieli z całą pewnością duży wpływ na polską opozycję, a biorąc pod uwagę chrześcijańskie zakorzenienie Patočki i Bibó – pewnie także na ich myślenie (w części o Miłoszu autorka wspomina przelotnie, że Miłosz tłumaczył w czasie wojny Jacques’a Maritaina, ale nie łączy tego faktu ze swoją historią idei). Paradoksalnie, wspomnienie o zachodnich inspiracjach środkowoeuropejskich dysydentów tylko wzmacniałoby argument o istnieniu wspólnej, europejskiej sfery idei. Być może jednak byłoby trudne do pogodzenia z krytyką pustego Zachodu.

W książce pojawia się też wiele ciekawych myśli, których autorka nie podejmuje lub które urywa. Szkoda zwłaszcza, że myśl dysydencka (w sumie potraktowana dość wybiórczo) nie zostaje wykorzystana do analizy innych współczesnych zjawisk poza kryzysem integracji europejskiej oraz zagrożeniem islamskim fundamentalizmem. Ciekawe mogłoby być na przykład odczytanie myśli Patočki i jego koncepcji troski o duszę w kontekście ekologii. Zderzenie tez Patočki z myślą Rachel Carson i Arnego Næssa byłoby doprawdy czymś wyjątkowym. Cytaty z Bibó (tak odmienne od życzeniowego obrazu Węgier, jaki znajdziemy choćby u Gartona Asha) aż proszą się o zestawienie z politycznym kursem premiera Węgier Orbana, choć oczywiście jego konserwatywna rewolucja miała miejsce już po wydaniu „Duchów Europy” we Francji. Można pytać czemu wszyscy omawiani autorzy są mężczyznami – pytanie tym bardziej zasadne, że autorka nie ogranicza się w swojej analizie do opozycjonistów i polityków, ale nader często ilustruje wywód przykładami z literatury. Nie można jednak mieć wszystkiego.

Niech ta krytyka nie przesłoni wagi książki Laignel-Lavastine. Powinniśmy być jej niezmiernie wdzięczni za próbę uświadomienia zachodniej opinii publicznej istnienia niezwykle wartościowej, humanistycznej refleksji rodem z tych stron, a wraz z nią uświadamiania historycznego kontekstu i kondycji państw postkomunistycznych. Powinniśmy być jej chyba jeszcze bardziej wdzięczni (na co wskazywał już w swoim felietonie Jan Tokarski) za transnarodową intelektualną syntezę, która pewnie nie mogłaby wyjść spod pióra nikogo w opisywanym regionie zakorzenionego. Wydanie polskie należało jednak opatrzyć przedmową autorki, która niwelując nieco wydźwięk pochwał i fascynacji na dalszych stronach, powinna jak Émile Zola oskarżyć nas wszystkich i zapytać: „jak, gdzie i dlaczego zgubiliście swoją dysydencką herezję”?

 

Książka:

Alexandra Laignel-Lavastine „Duchy Europy. Wokół dzieła i myśli Czesława Miłosza, Jana Patočki i Istvána Bibó”, przełożył Jan Maria Kłoczowski, Pogranicze, Sejny 2012.