IMG_20130726_152803

Gorąco kibicuję wysypowi kawiarni nad Wisłą, ale Warszawa leży nad rzeką nie tylko ze względu na amatorów alkoholu. Niestety, póki co takie sprawia wrażenie, o czym dobitnie świadczą stosy butelek pozostawionych po każdym weekendzie na stopniach lewego bulwaru. Patrząc na nie dostrzegam nawet jakiś sens w tym, że Wisła jest obecnie tak brudna, że nie warto do niej wchodzić, bo gdyby te tabuny podchmielonych ludzi chciały skosztować kąpieli, to mielibyśmy co weekend same wieści o utonięciach. A i tak je mamy.

Oczywiście nadwiślańskie kawiarnie to nie tylko alkohol, bo organizują one też imprezy, w których nie chodzi wyłącznie o to, by być pijanym. Jednak to wciąż mniejszościowe inicjatywy. Joga, kino, targi to wspaniałe pomysły, które niewątpliwie cywilizują aktywności społeczne nad rzeką (to skądinąd niesłychane, że po okresie cywilizowania samej Wisły – zagospodarowywania jej brzegu – przyszedł czas cywilizowania jej w znaczeniu udostępniania dla wszystkich). Jednak to, czego brakuje tam najbardziej, to różnorodność. Ostatecznie barki z piwem i jedzeniem były tam od zawsze. Różnica obecnie jest tylko taka, że zmieniły się ich estetyka, asortyment (zamiast rybki można zjeść burgera), no i klientela. Mimo to przydałaby się jakaś infrastruktura, która odpowiadałaby na potrzeby innych mieszkańców. Dziś nad Wisłą szczególnie zwraca uwagę nieobecność seniorów. Staje się widoczna tym bardziej, gdy dansingi międzypokoleniowe –   imprezy, na których muzykę puszcza niestrudzona dj Vika (siedemdziesięcioletnia dj-ka) – pozwalają nam podziwiać niecodzienny widok: nagle, pomiędzy modnie ubranych i młodych warszawiaków wchodzą dziarscy seniorzy i zaczynają tańczyć. Aż się wierzyć nie chce, że coś takiego jest w ogóle możliwe. Seniorzy w mieście kojarzą się nam przecież przede wszystkim z ławeczkami, podjazdami (dla ich charakterystycznych wózeczków), ale nigdy z muzyką. A na to, jak widać, też mają od czasu do czasu ochotę.

Bardzo cieszy w związku z tym nowa inicjatywa miasta: zaprosiło mieszkańców do wspólnego projektowania plaż na Żoliborzu i Saskiej Kępie. To miłe, że już nie tylko śródmiejski odcinek Wisły jest tym „ważnym” miejscem nad rzeką, ale oczy urzędników skierowały się na te mniej oczywiste miejsca. To dobrze, że chcą stworzyć w nich pawilony edukacyjne – w końcu rodzice z dziećmi też powinni mieć jakąś przestrzeń dla siebie. Niech na tym jednak się nie skończy. Pamiętajmy o seniorach – oni też tu kiedyś przychodzili, zachęćmy ich, żeby znowu mieli po co tutaj wrócić.

Nadwiślańskie brzegi powinny być tym miejscem w Warszawie, w którym może się pojawić naprawdę każdy mieszkaniec. W tej chwili są zdominowane przez młodych ludzi – i dobrze, ale niech zrobią też trochę miejsca dla innych. Ważne jest jednak, żeby ci „inni” mieli tam po co przyjść. Zwróciłem uwagę na seniorów, jednak postulat ten można rozszerzyć, by Wisła była dla wszystkich. Świadomie pominąłem rejsy, ponieważ chodzi mi przede wszystkim o to, co można robić na jej brzegu. A takich aktywności może być wiele. Marzy mi się Warszawa, w której mogę przejść się nad Wisłę i nie tylko oglądać filmy, pić piwo czy uprawiać jogę, ale pojeździć na rowerze po obu brzegach (dziś mamy ładną ścieżkę po prawym brzegu, natomiast jazda po lewym jest utrudniona przez brak ścieżki i nieustanne bombardowanie bulwarów szklanymi butelkami), zjeść coś dobrego czy wziąć udział w debacie. Pomyślmy nad tym, co można zmienić i dopiero wtedy rozpływajmy się w zachwytach nad tym „jaka to Wisła jest wspaniała”. Bo to, że jest, to skądinąd wiadomo.