Anna Serdiukow
MIŁOŚĆ CI WSZYSTKO WYBACZY? Rozmowa z Tomkiem Wasilewskim, reżyserem filmu „Płynące wieżowce”
Nie zależy mi na tym, żeby zabierać głos w dyskusji, nie łudzę się, że mój film cokolwiek zmieni. Zależało mi za to na tym, by nie było pozycjonowania na gejów i hetero, by nie było w moim filmie kategoryzacji na orientacje. […] Na początku pracy odrzuciliśmy płeć i przypisane jej konteksty oraz role społeczne, którym każdy w życiu przecież próbuje podołać. […] To także film o pożądaniu. Każdy wierzy lub chce wierzyć w pożądanie, któremu się podda, za którym podąży bez wątpliwości. Ile razy zdarza się w życiu ten stan? – z reżyserem Tomkiem WASILEWSKIM, laureatem Kryształowego Globusa na tegorocznym festiwalu w Karlowych Warach, rozmawia Anna SERDIUKOW.
Anna Serdiukow: Jak się robi w Polsce film o gejach?
Tomek Wasilewski: Robi się tak samo jak każdy inny.
To dlaczego ich tak mało powstaje?
Coś w tym jest… Ale ja naprawdę swój drugi film, „Płynące wieżowce”, robiłem niemal dokładnie tak samo jak debiut, „W sypialni”. Według mnie nie ma znaczenia, czy robisz film o kobiecie, czy o mężczyźnie, czy o heteroseksualnym związku, czy o homoerotycznej miłości. Każdy film traktuję tak samo w realizacji i sposobie kręcenia. Na pewno na „Płynące wieżowce” trudniej było zebrać pieniądze.
Przez temat?
Nie wiem. Być może. Akurat tak się złożyło, że nim trafił do kin film „W sypialni”, ja już miałem zdjęcia do „Płynących…”. Byłem nieznaną osobą w branży, wciąż jestem dość anonimowy, mimo że „W sypialni” pojeździło po festiwalach i zafunkcjonowało w kinie międzynarodowym. Na trudności w realizacji „Płynących wieżowców” na pewno złożyło się wiele czynników. Temat nie pomógł w zdobywaniu funduszy.
Czytam zagraniczne relacje z festiwalu w Karlowych Warach: o Twojej wygranej w sekcji East of the West, o sukcesie młodego kina z tej części Europy, o tym, że powstał film progresywny, odważny, niemal niepolski. Zerkam na komentarze internautów z kraju: „jak widzę gejusów to chce mi się rzygać…”.
Wystarczy w wyszukiwarce internetowej wpisać hasło „lek na wymioty” i nazwa od razu wyskakuje. Polecam, ponoć działa błyskawicznie. Nie jest nawet taki drogi, tylko 16,32 zł.
Nie wzbudzają w tobie emocji tego typu komentarze?
W każdym by wzbudzały, nie jestem wyjątkiem. Ale co można powiedzieć na coś takiego?
Tym bardziej, że „Płynące…” to nie jest film o gejach, albo nie tylko o gejach, jeśli ktoś woli.
Tak, to film o ludziach. O emocjach i miłości. O cierpieniu i bólu. O miłości dziewczyny do chłopaka, chłopaka do dziewczyny. O uczuciu, jakie rodzi się między chłopakiem i chłopakiem. Wreszcie jest to film o miłości matki do syna i ojca do syna. Może to zabrzmi banalnie, ale to film o życiu, które bywa banalne. Na pewno chciałbym uniknąć zaszufladkowania. Zdaję sobie sprawę z tego, że jest to jeden z pierwszych polskich filmów o gejach i w związku z tym, ten wątek zdominuje wszystkie inne. A przecież miłość homoseksualna jest jednym z wymiarów całej historii. Najważniejszy jest człowiek.
Chłopak kocha dziewczynę, ale zakochuje się w chłopaku. Zaczyna kochać oboje. To historia, która mogłaby się rozegrać w ramach tradycyjnego trójkąta.
To prawda. Miałem pięć miesięcy prób przed zdjęciami z aktorami. Przez pierwsze dwa odrzucaliśmy znaczenie i rolę płci. Zastanawialiśmy się, co czuje człowiek, który jest w związku i nagle zakochuje się w kimś innym. Czy odwagą jest zostać czy odejść? Co czuje osoba, która przeżywa zdradę i oddalenie partnera? I jak się czuje ktoś, kto rozbija związek, ale odczuwa takie emocje, że nie potrafi z tym walczyć? Zwykło się mawiać, że nie sposób rozbić związku, którego fundament jest trwały, coś tam musi się psuć, musi być gdzieś ta luka, rysa, która powoduje, że łatwiej zainteresować się kimś innym, kimś nowym. Ja tego nie wiem. Za każdym razem bywa inaczej albo bardzo podobnie, problem polega na tym, że miłość mutuje jak wirus, nie ma na nią jednej recepty.
Dlatego na początku pracy odrzuciliśmy płeć i przypisane jej konteksty oraz role społeczne, którym każdy w życiu przecież próbuje podołać. Czytaliśmy na czysto i bohaterów, i takie pojęcia jak miłość, zdrada, lojalność, partnerstwo, zaufanie. Przerobiliśmy przebiegi między postaciami, motywy ich działań, zachowań. Staraliśmy się zrozumieć ich emocje i mechanizmy, które nimi kierują. Dopiero potem zastanawialiśmy się, jakie to ma znaczenie, że chodzi o dziewczynę albo o chłopaka. I to znowu wywaliło nam scenariusz do góry nogami. Ale granice między płciami dziś się zacierają i staraliśmy się o tym pamiętać. Chcieliśmy opowiedzieć prawdziwą historię, która zabrzmi wiarygodnie. Pragnęliśmy ukazać trudną miłość, a w tym wszystkim jej ludzki wymiar, a nie przypisanie do płci.
Kuba kocha się z Sylwią, Kuba kocha się z Michałem. Obydwie sceny podniecają.
To dobrze. Dla mnie to nie są tylko sceny seksu. Jak popatrzysz na język mojego filmu, to zauważysz, że te sceny nie różnią się w swojej strukturze od innych. Taką samą uwagę przykładam do sceny, w której jedzą obiad i do sceny, w której się kochają. Są przede wszystkim zbudowane na emocjach i mają swoje miejsce w chronologii zdarzeń, które nie jest przypadkowe. Kiedy już do nich dochodzi, spiętrzenie emocji sprawia, że sceny seksu wykraczają poza typową erotykę w kinie.
To bardziej sensualne niż erotyczne kino, niemal czuć jak jest duszno, czuć pot na skórze bohaterów.
To także film o pożądaniu. Każdy wierzy lub chce wierzyć w pożądanie, któremu się podda, za którym podąży bez wątpliwości. Ile razy zdarza się w życiu ten stan? Więc jak się zdarza, to ludziom wydaje się, że mogą nim usprawiedliwić wszystko, mogą o wszystko zawalczyć. Ja nie wiem, co wolno, czego nie… Co znaczą słowa: miłość ci wszystko wybaczy?
Ale to także film o miłości rodzicielskiej. O matce, która boi się o syna, ale stara się go zrozumieć. O ojcu, który kocha syna, ale nie potrafi z nim rozmawiać. Pokazujesz, jak trudno nam się porozumieć, mimo czułości, bliskości i zaufania. Nie mamy narzędzi, by o pewnych rzeczach mówić.
Ostatnie, co chciałem zrobić, to film społeczny, ale zależało mi na tym, by aspekt społeczny był silnie obecny, chociaż na drugim planie. Długo rozmawialiśmy z aktorami na ten temat, zastanawialiśmy się, co czują rodzice, gdy dowiadują się o homoseksualizmie dziecka. Ja chciałem pokazać rodziny, które się kochają, co nie oznacza, że ten temat nie rodzi problemów. Nie wierzę w to, że zawsze wszystko odbywa się bezboleśnie.
Przyzwyczajamy się do tego, że lepiej o pewnych sprawach nie mówić, nie wiemy też jak, boimy się reakcji drugiej osoby, poczucia, że zawiedliśmy. Usprawiedliwiamy się, że nie chcemy ranić bliskich lub też najzwyczajniej w świecie nie potrafimy w sposób prosty mówić o sobie i własnych potrzebach. Często łatwiej jest otworzyć się przed obcym niż przed rodziną. Mimo miłości, bliskości, zaufania. Rodzice kochają bezwarunkowo, co nie znaczy, że rozmawia się z nimi o wszystkim, nawet jeśli się chce.
Aktorka, która gra w twoim filmie, powiedziała w jednym z wywiadów, że zaakceptowałaby homoseksualizm swego syna, ale pewnie jakoś tak naturalnie pojawiłaby się w niej gorzka refleksja, że nie zostanie on ojcem, a ona babcią.
Krystynę i Jacka, których grają Iza Kuna i Mirek Zbrojewicz – czyli rodziców Michała, chłopca, w którym zakochuje się główny bohater Kuba – budowałem na przypadku znajomych i ich prawdziwej historii. Pewnego dnia dowiedzieli się, że ich syn jest homoseksualistą. Przyznali się w rozmowie ze mną, że najbardziej bali się i wciąż boją o to, że ktoś go skrzywdzi. Chodzi o taką zwykłą krzywdę na ulicy. Ich syn jest szczery, otwarty, chodzi za rękę z chłopakiem. To na pewno było punktem wyjścia dla mnie, pomogło w budowaniu relacji pomiędzy rodzicami a Michałem.
Z drugiej strony są relacje Kuby z matką. Ewa (Kasia Herman) wychowała go sama, więc jego dom wygląda inaczej niż dom Michała. Bałem się, że spłycę całe spektrum emocji, które odczuwa samotna matka w chwili, gdy dowiaduje się o orientacji syna. Nie chciałem tego zamykać w opozycji: akceptuję -nie akceptuję. Nigdy chyba nie jest tak prosto. To są skrajne emocje: strach, szukanie błędów w sobie, brak zrozumienia, chęć zrozumienia, wzruszenie, złość, miłość.
Kasia Adamik, nie tak dawno grający u ciebie Mirosław Zbrojewicz, Władysław Kowalski, który wystąpił z synem w kampanii społecznej… Coraz więcej osób zabiera głos w sprawie, przyznaje się do homoseksualizmu lub wspiera osoby ujawniające swą orientację. Masz poczucie, że coś drgnęło?
Na pewno ta polska rzeczywistość się zmienia, ale dość wolno. Mam scenę pobicia w filmie. Dwa dni przed zdjęciami zastanawiałem się, czy jej nie usunąć. Ona ma dwa wymiary: zemsty, bo ktoś na kimś próbuje odreagować swoje krzywdy, oraz wymiar społeczny. Kilka osób zarzucało mi, że pokazuję zacofaną, „katolską” Polskę. Zacząłem się wahać, analizować, czy ta Polska w moim ujęciu nadal jest aktualna, nadal funkcjonuje w takim wymiarze w jakim ja to ukazuję – przecież żyję w tym kraju, nie chcę przekłamywać, pokazuję wyimek, ale nie chcę żadnych nadużyć.
Długo więc myślałem, czy nadal tak się dzieje, że czyjaś inna orientacja może doprowadzić do eskalacji agresji. Mimo że żyję w tej lepszej Polsce, obracam się w środowisku artystycznym, doszedłem do wniosku, że tak. Zaraz potem obejrzałem „Fakty”, z których dowiedziałem się, że według statystyk wśród osób o innej orientacji – dotyczyło to zarówno kobiet jak i mężczyzn – 80-90 % doświadcza przemocy fizycznej i psychicznej. To też utwierdziło mnie w postanowieniach. Scena pobicia została w moim filmie. Jesteśmy tolerancyjni, jak trzeba wypowiedzieć się do gazety, na co dzień już bywa z tym gorzej.
No właśnie, to o czym mówisz nie jest chyba przypisane do środowisk. Kilka tygodni temu pobito Roberta Biedronia.
Nie wiedziałem o tym. No właśnie, to jest ta rzeczywistość i mam nadzieję, że jakiś jej wycinek oddałem. Osoby, które widziały film powiedziały, że to się udało. Nie zależy mi na tym, żeby zabierać głos w dyskusji, nie łudzę się, że mój film cokolwiek zmieni. Zależało mi za to na tym, by nie było pozycjonowania na gejów i hetero, by nie było w moim filmie kategoryzacji na orientacje. Mam nadzieję, że dramat tych chłopców przejmuje w wymiarze czysto ludzkim. Ludzie się poznają, zakochują się w sobie, nie mogą ze sobą być, bo miłość nie wystarcza, miłość to za mało. I tu pojawia się aspekt społeczny, który zresztą mógłby dotyczyć dwóch kobiet albo mężczyzny i kobiety.
Myślisz, że sporo osób godzi się na życie w pewnym układzie jak bohaterowie filmu? Wciąż łatwiej i lepiej żyć w bezpiecznym i akceptowanym społecznie związku, swoje potrzeby tłumiąc albo spełniając po kryjomu?
Myślę że życie w dużej mierze to układy, którezawieramy dla własnej wygody. Jesteśmy tylko ludźmi. Ale to nie jest tak, że ja się dziwię albo oceniam. Szukamy w życiu bezpieczeństwa, bo się boimy. Warto powalczyć o coś prawdziwego, ale to wymaga odwagi.
Lubisz Polskę?
Lubię. Żyję w tym kraju, jest mi tu dobrze. Ale myślę o sobie jako o Europejczyku. Takie kino chcę robić, myślę szeroko, nie zastanawiam się jednak, czy jest to sposób typowo polski, czy nie.
W tym roku w Cannes najważniejszą nagrodę festiwalu, Złotą Palmę, zdobył Abdellatif Kechiche, twórca ponad dwugodzinnego filmu „Życie Adeli”. W Karlowych Warach pokazywany był świetny komediodramat Stacie Passon pt. „Concussion”. Obydwa tytuły traktują o miłości i związkach lesbijek. Aktywistka i reżyserka Lisa Cholodenko twierdzi, że kiedyś kino ukazywało głównie trudności, z jakimi ludzie muszą się zmierzyć, by żyć w zgodzie z własną orientacją. Dziś, kiedy już przywykliśmy do homoerotyzmu na ekranie, twórcy zaczynają pokazywać ciąg dalszy, czyli zwykłe życie – na przykład przypisywany tylko mężczyznom kryzys wieku średniego w relacji dwóch kobiet.
Ja pokazuję człowieka bez względu na orientację, pokusy, potrzeby, pragnienia. Problemy to problemy. One zawsze pozostają te same, bez względu, czy opowiadam o nauczycielce, czy księdzu. Dla mnie kino to ludzie i wszystko, co ich dotyczy. Jeśli chodzi o „Wieżowce…”, najważniejsze jest to, co czuje Kuba, jak sobie radzi ze swoimi emocjami, a to jak społeczeństwo wpływa na jego decyzje, to kolejna warstwa filmu. Przynajmniej na razie mnie jako reżysera w kinie interesuje tylko człowiek.
Twój film znalazł się na liście 7 najlepszych filmów prezentowanych na festiwalu w Karlowych Warach. Jakie to uczucie?
Takie jak pierwszy seks.
Pierwszy raz bywa często nieudany.
(śmiech).
* Tomek Wasilewski – absolwent Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi, reżyser m.in. filmów „W sypialni” i „Płynące wieżowce”.
** Anna Serdiukow, publicystka, absolwentka Instytutu Dziennikarstwa i Laboratorium Reportażu na Uniwersytecie Warszawskim oraz Gender Studies na Uniwersytecie Jagiellońskim. Przez kilka lat pracowała w Teatrze Narodowym jako asystent reżysera.
„Kultura Liberalna” nr 240 (33/2013) z 13 sierpnia 2013 r.