Za miesiąc ukaże się w naszych księgarniach książka Filipa Springera pt. „Wanna z kolumnadą”, opisująca sposoby w jakie zohydzamy sobie nawzajem – świadomie lub nie – przestrzeń publiczną. Odbywa się to zarówno za pomocą stawiania kolejnych płotów, grodzenia osiedli w miastach, malowania bloków na przaśne, pastelowe kolorki oraz stawania budynków-maszkar, od których bolą oczy. Oczy bolą też na widok niektórych reklam zewnętrznych, które raz, że stawiane często nielegalnie, dwa – odbierają apetyt nawet największym smakoszom. W mieście reklamodawcy jeszcze się pilnują, by nie stawiać reklam prezentujących wulgarne i jednoznaczne treści, ale już na przedmieściach i wsiach przelotowych nie ma żadnych standardów. A jak wiadomo, najlepiej sprzedaje się seks.

To „szczucie cycem”, o którym już kiedyś pisałam, przybiera na sile zwłaszcza w okresie wakacyjnym. Nagle wyginające się półnagie kobiety z opalenizną prosto z solarium, o ciałach będących marzeniem każdego grafika uczącego się posługiwać photoshopem, na mniej lub bardziej profesjonalnie postawionych nośnikach (od tych budowanych przez firmy typu AMS po wiejskie płoty) reklamuje wszystko, co przyjść nam może do głowy: wspomniane już dachówki, kafelki, sprzęt RTV i AGD, kluby nocne, obuwie, płyny pod prysznic czy gładź szpachlową. Dlaczego pokazująca sztucznie napompowany biust brunetka reklamuje gładź szpachlową?! Jeśli podczas wakacyjnych wojaży przejeżdżamy po prostu autem przez kolejne przedmieścia, zestaw pań – jak na ulotkach wtykanych przez agencje towarzyskie za szyby samochodów – po prostu przelatuje nam przed oczami jak w kalejdoskopie. Ale gdy nie daj Boże staniemy w takiej miejscowości w korku, nagle mamy całe kwadranse by podziwiać kunszt graficzny i pomysłowość reklamujących się firm.

Powinnam wykonać pracę Filipa Springera: dzwonić do każdej z firm, które postanowiły zwrócić na siebie uwagę za pomocą – mówiąc wulgarnie, ale na poziomie wspomnianej reklamy – dupy i cycka i zapytać ich, skąd taki oryginalny pomysł wpadł im do głowy? Dlaczego, zamiast damskich, nie pokazują męskich pośladków? Dlaczego pod prysznicem kropelki wody dyskretnie odsłaniają kobiecą pierś, a nie na męskie przyrodzenie? Podejrzewam, że taka reklama z prężącym swoje mięśnie w kąpieli młodym mężczyzną przyciągnęłaby dokładnie taki sam procent potencjalnych konsumentów, bo kobiety też kupują płyny pod prysznic. Ale nie przyciągnie, bo przecież nie o to chodzi, by zwrócić uwagę żeńskiej części społeczeństwa na potencjał reklamowanego produktu. Reklamy mają nadal sprawiać przyjemność oku patrzącego, a to przecież mężczyźni są wzrokowcami. Dlatego w reklamie pewnego żelu pod prysznic to kobieta wygina się pod prysznicem udając orgazm. To do kobiety nie radzącej sobie z pralką, ale w seksownym stroju i idealnym makijażu, przychodzi pan z Calgonem, żeby wytłumaczyć słodkiej idiotce działanie środka. To kobieta ma za zadanie przede wszystkim dobrze wyglądać, mieć lśniące zęby i dobrze gotować, żeby to pan domu był zachwycony. W jakim kraju żyjemy, że świat nadal przedstawia się tu w nigdy nie obowiązujących normach, pod tytułem kobieta w domu ma służyć mężczyźnie, a mężczyzna ma tylko patrzeć na ładny, seksowny obrazek i korzystać z tego, co mu kobieta ma do zaoferowania? A jak ma do zaoferowania za mało, to zawsze są „świerszczyki” albo jednoznaczne reklamy, na których wymalowana jak klaun, nienaturalnie wyginająca się anonimowa blondynka udaje orgazm, wkłada palec do ust, rozchyla usta i nogi i sugeruje, że „właśnie ty, ty mięśniaku o szerokim karku i koszuli w kratę jesteś ideałem, na który czekałam. Możesz mnie mieć w każdym śnie, tylko dobrze się napatrz”.

Jak przyznaje filozofka Magdalena Środa, w artykule „Gazety Wyborczej”, Polska jest jedynym krajem europejskim, gdzie nadal występują seksistowskie reklamy. Kreują one obraz kobiety – atrakcyjnej idiotki – w sposób prymitywny utwierdzając coraz częściej będący przecież fikcją patriarchalny porządek. W czasach, gdy mówi się o kryzysie męskości i przejmowaniu kolejnych dziedzin życia przez silne, inteligentne, wykształcone i świadome swojej wartości kobiety, reklama staje się jednym z niewielu ale wciąż silnym bastionem patriarchatu, gdzie wciąż można się łudzić, że świat wygląda tak jak na 20-sekundowym filmiku o pani domu gotującej mężowi obiad albo jak na billboardzie, gdzie obiecująca nastolatka o zrobionej twarzy da prawdziwemu facetowi więcej niż daje mu jego żona.

Żyjemy w katotalibanie, gdzie reklamy wyrażają jednoznaczne patriarchalne pragnienia. I choć, na szczęście, rzeczywistość coraz bardziej odstaje od „idealnego” wzorca wielodzietnej katolickiej rodziny, gdzie żona siedzi w domu, rodzi kolejne dzieci i nie umie dobrze umyć naczyń, a mąż przynosi pieniądze i zna się na wszystkim, to w świecie reklam nic się nie zmieniło. Według twórców reklam, w Polsce nie tylko nie dokonał się mentalny postęp w ciągu ostatnich 30 lat, ale obyczajowo bliżej nam do krajów Bliskiego Wschodu niż do Europy. Bo w końcu lepiej do nas przemówi naga kobieta niż niezawodność reklamowanej gładzi szpachlowej. Pogratulować myślenia dyrektorom kreatywnym agencji reklamowych, których pensje znacznie przewyższają średnią krajową. Szkoda tylko, że nie wiedzą, w jakim społeczeństwie żyją. Ciekawe, czy równie jak stojący w korku turyści, cieszą się na widok przydrożnych reklam, czy równie silnie szczują one ich cycem, jak nas.