Dla mnie najważniejsze jest to, że zajęcia dodatkowe są niezgodne z artykułem 33 Konstytucji – w jednostkach publicznych nie gwarantuje się bowiem równego dostępu do oświaty. Do tej pory oferowano zajęcia tym, których stać było na dodatkową opłatę. Dzieciom, których rodzice nie mieli pieniążków – już nie. Trzeba oddać w tym miejscu sprawiedliwość przedszkolom, które mimo iż zajęcia były nieopłacone i tak dopuszczały do nich „biedniejsze” dzieci. Ile jednak było takich, które musiały rozstać się z koleżankami i kolegami ze swojej grupy, gdy te szły na przykład na lekcje judo?
W poznańskiej lokalnej telewizji WTK oglądałam program, w którym pani z wydziału oświaty mówiła, że około 50 proc. dzieci korzysta z dodatkowych zajęć, pani z firmy nauczającej angielskiego wspomniała o 80-90 proc. Taka rozbieżność w danych to jedno, ale to, że choćby jedno dziecko wykluczone jest z powodu biedy, to kolejny, dla mnie bardzo ważny problem, bowiem od małego segregujemy dzieci – na te gorsze (których rodzice pieniędzy nie mają) i te lepsze (które chodzą na wszystkie zajęcia dodatkowe). Naznaczamy dzieci biedą – czemu one są winne? Możemy serwować maluchom kurs dyskryminacji, gdy my, dorośli, z dyskryminacją sami nie dajemy sobie rady? Dlaczego rozmawiamy o biedzie w szkołach, ale już nie w przedszkolach? Dlaczego zwracamy uwagę na cenę podręcznika, a nie zwracamy uwagi na koszt przedszkolnej wyprawki? Czy bieda w przedszkolu jest ukryta? Wszystkie zajęcia dodatkowe to dodatkowy koszt, na przykład stu złotych miesięcznie. Co ma począć rodzic, który ma „wolne” tylko 20 zł i nie wie czy posłać dziecko na zajęcia plastyczne czy zakupić rajstopki – a znaleźć w lumpeksie rajstopki w dobrym stanie to jednak szczęście.
Problem z zajęciami dodatkowymi nie istniałby, gdyby państwo rzeczywiście (i solidnie) stawiało na edukację. Na fali dyskusji pojawia się pytanie: skoro tak ważna jest edukacja przedszkolaków, to dlaczego dotychczas jej nie było? Pytanie drugie: jeżeli tylu rodziców walczy, by sześciolatków nie posyłać do szkoły, to dlaczego tak słabo skupiamy się na edukacji w przedszkolach? Czy w przedszkolu ważna jest opieka, zabawa czy edukacja? Moim zdaniem wszystkie trzy są tak samo ważne – chodzi tylko o umiar dostosowany do potrzeb dzieci. Przede wszystkim należy jednak pamiętać, by nie wykluczać.
Jest jeszcze jeden problem. Przedszkola, by nadążyć za wolnym rynkiem, oferowały dotychczas dodatkowe zajęcia – plastyczne, sportowe, z nauki piosenek. Czy to już nie przesada? Czy tego właśnie nie powinno się uczyć poprzez zabawę – normalnie, w ramach programu przedszkola? Zajęcia dodatkowe jeżeli mają być, to tylko takie, które stanowiłyby dodatek do normalnej edukacji, na którą składają się rysowanie, śpiewanie itd. Państwo polskie nie powinno oferować w publicznych przedszkolach programu „minimum”, ale traktować edukację jako solidną inwestycję w społeczeństwo. Niestety obserwujemy ostatnio tendencję do przerzucania kosztów z budżetu państwa na samorządy. Ustawa – owszem – zwiększa dotacje na potrzeby przedszkolaków, ale jest to cały czas kwota minimum. A to właśnie gwarantowany zwrot kosztów nakłada symboliczne kajdany na dyrektorów i dyrektorki placówek, bo nie mają oni pieniędzy, które pozwoliłby zatrudnić na przykład rytmiczki. Dobre jest to, że ustawa wzbudziła dyskusję o edukacji w przedszkolach. Szkoda, że rząd nie umożliwił takiej dyskusji przed wprowadzeniem samej ustawy w życie.
Na koniec jeszcze jedno pytanie. Dlaczego za edukację obowiązkową, która dotyczy dzieci od 5. roku życia mamy płacić choćby złotówkę? Czym różni się obowiązek przedszkolny od szkolnego, gdzie edukacja w szkołach publicznych jest nieodpłatna?
Nie jestem przeciwna zajęciom dodatkowym. Pod jednym wszakże warunkiem – że wszystkie dzieci będą mogły w nich uczestniczyć. Przedszkola powinny dbać o urozmaiconą edukację, bo to leży w interesie państwa. Dyskusję należy toczyć z rządem, bo on jest odpowiedzialny za to, by dzieci nie wykluczać i tworzyć różnorodne zajęcia. Jak bardzo wzruszamy się i buntujemy przeciwko niesprawiedliwości, widząc obrazek biednego dziecka. Ile to razy na portalu społecznościowym udostępniamy i lajkujemy podobne zdjęcia? Tymczasem warto zapytać, ilu kolegów i ile koleżanek z grupy mojego dziecka nie chodzi na zajęcia dodatkowe. Zamiast lajkować, zawsze można zrzucić się po cichu na judo.