Mąż Opatrznościowy, który w tym roku akademickim przebywa na stypendium Uniwersytetu Harvarda, gdzie – wolno sądzić – uczestniczy w specjalnych kursach z krytyki, filozofii i literatury przyszłości, wyjaśnia: „należę do tych, którzy organizują zmianę na jej początku i oswajają z nią innych”. Parafrazując hasło rewolucji Maja’68 o wyobraźni, która przejmuje władzę, możemy zatem mówić o przyszłości, która zmianę jeszcze nieobecną dopiero szykuje i obmyśla. Rzecz jasna wiemy doskonale, że pod słówkiem „przyszłość” kryje się stara dobra „polityka”, także ta, którą zgłębiamy w sposób „zaawansowany” i naukowy. Walka o przyszłość jest walką stricte polityczną.
Wróćmy zatem do początku. Kim jest krytyk przyszłości, krytyk polityki? Jak czytamy we wspomnianej rozmowie, jest romantykiem, który czyta przyszłość, sięga tam, gdzie wzrok nie sięga, łamie, czego rozum nie złamie, i pozytywistą, który niesie kaganek oświaty, prowincję do stolicy przybliża i jest prawie jak Kościół katolicki (Mąż Opatrznościowy mówi: „Co roku organizujemy ponad tysiąc akcji społecznych i wydarzeń kulturalnych. Więcej robi chyba tylko Kościół katolicki”).
Tylko skąd te wszystkie antecedencje, romantycy, pozytywiści? Oczywiście z przeszłości, gdyż w tym, co było, tkwi prawda o tym, co będzie. Mąż Opatrznościowy jak na porządnego metafizyka przystało wierzy przecież, że „od filomatów i filaretów po KOR-owców motorem zmian była zawsze garstka”. Ta garstka w Polsce nazywała siebie inteligencją, niezmiennie zaangażowaną i etosową. Co prawda czuła się wyobcowana – od władzy i od społeczeństwa – ale zawsze gotowa była z poświęceniem, ideowo i za przysłowiową miskę zupy, występować w imieniu klasy, narodu, religii, itp. Skarżyła się przy tym na ciężką pracę („to jest oczywiście ustawiczny stres i walka”), a czasem na wysokie podatki („wyższe […], niż wynoszą dotacje, które udaje nam się zdobyć”), zawsze jednak wierzyła, że „w końcu nadejdzie moment masowego przebudzenia” i uda się jej przejąć władzę. Mąż Opatrznościowy skromnie stwierdza, że choć nie jest politykiem, takim jak Palikot czy Gowin, to gdy przyjdzie co do czego, władzą – „oczywiście” – nie pogardzi i „zostawmy to jako puentę”.
Ale, zaraz, zaraz, jaka wtedy będzie Polska, Europa? Jak z najczarniejszego snu poseł Pawłowicz. Będzie – mówi Mąż Opatrznościowy – jak gospodarka ponadnarodowa, globalna, ze scentralizowanym rządem w Brukseli i jednym europejskim prezydentem. Jak Akademia Platońska, gdzie dyskutują najlepsi, „bezinteresownie zainteresowani nauką, współpracą i ciężką pracą”, ukształtowani na wzór dawnych pokoleń. I nie będą jak dzisiejsza młodzież, „sto razy głupsza, bardziej cyniczna, gorzej zorientowana”, ale jak wybitni starcy, z „pokolenia czy dwa wstecz”, gdy „była wyższa jakość”, tacy jak Miller, Kwaśniewski, Kaczyński, Tusk i wielu innych. Przyszłość będzie po prostu lepsza. Nie wierzycie, że tak być może? Bądźcie realistami, żądajcie niemożliwego!