Komentatorzy spoglądają w kierunku socjaldemokratów i Zielonych, tymczasem dla obu partii byłoby to wejście do cudzego rządu. Po co wchodzić w koalicję i pomagać lubiącej status quo Merkel?

Przed wyborami w Niemczech rozgorzała dyskusja nad sensem głosowania. W artykule dla „Der Spiegel” z maja niemiecki socjolog Harald Welzer zadeklarował się jako niegłosujący, sugerując przy tym, że między partiami nie ma żadnych znaczących różnic. To oczywiście nieprawda, różnice są i to istotne – dla autora była to intelektualna prowokacja, są jednak wyborcy, którzy rzeczywiście tak myślą. Na szczęście ponadsiedemdziesięcioprocentowa frekwencja pokazała, że udział w wyborach jest dla większości niemieckich obywateli ważny i głosowanie ma dla nich jednak sens.

Zagłosowaliśmy i co dalej?

Mimo podliczonych głosów rezultat wyborów nie jest jasny. Angela Merkel uzyskała bardzo silny mandat do rządzenia. SPD powiodło się niewiele lepiej niż cztery lata temu, a w ciągu ostatniej dekady straciła sporo głosów, więc to nie jest dobry wynik. FDP zupełnie zagubiła się ideowo i to może być koniec tej partii. Wynik Zielonych nie jest imponujący, mogą być jednak dla Angeli Merkel ciekawym partnerem do koalicji.

CDU/CSU do parlamentarnej większości w Bundestagu brakuje pięciu głosów. W poszukiwaniu partnera komentatorzy spoglądają w kierunku socjaldemokratów i Zielonych. Dlaczego jednak SPD miałaby wchodzić do rządu i w ten sposób pomagać Angeli Merkel? Różnice ideowe między SPD a CDU/CSU są bardzo duże i niełatwo byłoby zbudować wspólny program dla koalicji. By miała ona w ogóle sens, Merkel musi dążyć do kompromisu i pójść na duże ustępstwa, tak by wyborcy SPD mieli wrażenie, że ich partia także ma w rządzie coś do powiedzenia. Angela Merkel nigdy nie będzie ich kanclerzem, więc aby zaakceptowali oni koalicję, wpływ socjaldemokratów na politykę rządu musiałby być znaczący. Bardzo istotne stałyby się więc kwestie płacy minimalnej. W ogóle w porównaniu z wysoką produktywnością płace w Niemczech są za niskie. Mamy też zbyt dużą jak na wysoko rozwinięty i prosperujący kraj podaż niewykwalifikowanej siły roboczej. Dlatego potrzebne są inwestycje w edukację i to na każdym szczeblu, poczynając od przedszkoli. Istotna byłaby również kwestia wprowadzenia podatku od transakcji finansowych. O tych kluczowych dla Niemiec problemach pisał w swoim tekście do Tematu Tygodnia Piotr Buras – jeśli SPD ma wejść w koalicję z CDU/CSU, one muszą być rozwiązywane. Także te z dziedziny polityki zagranicznej.

Zapomnijmy o koalicji

Istnieje też inne rozwiązanie. Angela Merkel może utworzyć rząd mniejszościowy, co byłoby w Niemczech nowością. Przez cztery lata pani kanclerz robiła tylko to, co dobre dla niej i jej partii, zapomniała o budowaniu politycznego konsensusu, może więc powinna sobie radzić sama? Wyborcom SPD dobro CDU/CSU jest obojętne, dla nas ważniejsze są zdecydowane reformy i naruszenie statusu quo. Angela Merkel jest mistrzynią w tworzeniu iluzji, że wszystko jest i będzie dobrze, a jako Niemcy nie musimy dużo robić. Taki jest jej styl rządzenia – nie chce powiedzieć dokąd zmierzamy, jaki jest jej plan. Tymczasem stanie w miejscu nie służy krajowi. Mamy różne wewnętrzne problemy i nic nie robimy, by je rozwiązać. Bez reform problemy będą narastać.

Największym ustępstwem Angeli Merkel byłaby decyzja o ruszeniu z miejsca, tego chciałaby SPD. Pani kanclerz się na to nie zdecyduje, powinna więc utworzyć rząd mniejszościowy i na bieżąco szukać poparcia dla swoich projektów. Decyzji SPD jeszcze nie ma, partia jest otwarta na współpracę, ale nie da się rządzić, ciągnąc w różne strony. To byłaby albo koalicja skrajności, albo koalicja upodabniających się do siebie partii.

Dla samej SPD koalicja z CDU/CSU byłaby poważnym zagrożeniem. Oznaczałoby to wejście do nie swojego rządu. Poprzedni był konserwatywny, być może budzący zaufanie wielu wyborców, ale nieefektywny. Wizerunek to nie wszystko, należy patrzeć na istotę polityki, a Niemcy potrzebują więcej, niż robi Angela Merkel. Firmowanie jej działań byłoby dla SPD niekorzystne wizerunkowo, szczególnie po doświadczeniach z koalicji w latach 2005-2009. Ważniejsze resorty objęli wówczas Peer Steinbrück i Olaf Scholz. To oni rozwiązywali najpoważniejsze problemy, ale sukces został przypisany kanclerz Merkel. W rządzie można mieć i ośmiu bardzo dobrych ministrów, ale jego twarzą i tak będzie ona.

Także elektorat SPD nie byłby zadowolony z ponownej koalicji z CDU/CSU. Dla wielu wyborców byłaby to zdrada pewnych ideałów. Różnice między partiami są klarowne. Wchodząc do koalicji, SPD ryzykowałaby zagubieniem własnego profilu politycznego. Z pewnością chciałoby to wykorzystać Die Linke, które używa skrajnie lewicowej retoryki.

Partner na lewicy? Tylko nie Die Linke!

Ze wszystkich dostępnych konfiguracji Angela Merkel na pewno nie będzie rozważać jako partnera Die Linke.

By rządzić, trzeba być odpowiedzialnym, a ich propozycje są zupełnie nierealne. Nie chcą iść na jakiekolwiek kompromisy. Polityka może być radykalna, ale musi być rozsądna, a przede wszystkim sensowna. Nie można zachęcać obywateli do nicnierobienia, tak jak robi to postkomunistyczna lewica w Niemczech. Społeczeństwo potrzebuje dynamiki, a nie regulacji, w Niemczech nie ma też potrzeby dalej rozwijać państwa dobrobytu. Owszem trzeba je udoskonalać, ale nie rozbudowywać w stylu Die Linke. Kto miałby płacić za ich reformy? Są za rozdawnictwem pieniędzy, które zniechęcałoby obywateli do wykazywania jakiejkolwiek inicjatywy.

Wszystko w rękach Angeli Merkel

Teraz SPD, tak samo jak Zieloni, czeka na dobrze skrojoną propozycję pani kanclerz. Warunki koalicji SPD-CDU/CSU musiałyby być starannie negocjowane. Osobiście wolałbym jednak rząd mniejszościowy, któremu doraźnie pomagają SPD i Zieloni. O formie wspierania rządu zdecydują ostatecznie sami członkowie partii, którym Angela Merkel musiałaby najpierw dobrze wytłumaczyć, jakie korzyści SPD będzie miała z takiej współpracy. Największym problemem przywódczyni CDU jest to, że chce zarządzać, ale nie rządzić. Nie jest charyzmatyczną liderką głośno mówiącą o swojej wizji rządzenia.

Wysokie poparcie dla Angeli Merkel w tych wyborach pokazuje, że Niemcy nie lubią niespodzianek i nie potrzebują klarownej wizji rządzenia. Najważniejsze dla nich jest bezpieczeństwo, a raczej jego iluzja, którą sprawnie tworzy Angela Merkel. Problem w tym, że jej styl rządzenia nie służy ani krajowi, ani Europie. Sukces Niemiec zależy od sukcesu całego kontynentu, o czym ona zdaje się nie pamiętać.

Notowała Ewa Serzysko.