Łukasz Jasina

Klasycy z przodu i z tyłu

Cat-Mackiewicz_Stanislaw AugustMiałem to szczęście – a są zapewne i tacy, którzy rzekną, że nieszczęście – iż jako początkujący czytelnik dzieł ważkich trafiłem na renesans pisarstwa braci Mackiewiczów. Było to na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Powieści Józefa Mackiewicza ukazywały się wówczas po raz pierwszy na krajowym rynku wydawniczym (zdaje się, że nie do końca zgodnie z testamentem pisarza), a publikacje jego brata, Stanisława Mackiewicza, były na nowo odkrywane. W szczególności wzmogło się zainteresowanie jego ideami, które dla wielu symbolizowały sposób myślenia II RP – jakże innej od odrzucanego PRL-u. Jeszcze w schyłkowym okresie Polski Ludowej, czyli w latach osiemdziesiątych – refleksję nad twórczością Cata oddawała zasadniczo jedynie legendarna biografia pióra Jerzego Jaruzelskiego. Dekadę później posypały się: doktoraty (jeden z nich popełnił nawet dość kontrowersyjny obecnie poseł Artur Górski), filmy dokumentalne, a także wznowienia lepszych i gorszych dzieł pisarza. W roku 1991 wydano nawet cudem odnaleziony „Dom Radziwiłłów” – pełen autoplagiatów i nie specjalnie oryginalnych sądów. Jednak zapotrzebowanie na twórczość starszego z Mackiewiczów było wtedy ogromne. Muszę się tu z pewnym wstydem przyznać że „Dom Radziwiłłów” był pierwszą książką Cata, którą przeczytałem. Na szczęście czasami bywa odwrotnie niż w słynnym powiedzeniu – złe dobrego początki…

W każdym razie po przyswojeniu jego książek, Cata zglajszachtowano i uczyniono z niego patrona ulic. Po dwóch dekadach nadeszła pora na nowe odczytanie tego autora. Powinno ono dotyczyć przede wszystkim dwóch dziedzin, którymi się zajmował – publicystyki historycznej i publicystyki politycznej. W obydwu wypadkach te dwa sposoby zarabiania na życie – choć dziś często wykorzystywane przez piszących – cierpią jednak na brak poziomu. Odwołanie się do klasyków i ich błędów może nam w poprawianiu tego poziomu bardzo pomóc.

„Stanisław August” Stanisława Mackiewicza pisany na uchodźctwie w Londynie, bez dostępu do źródeł (zniszczonych lub znajdujących się w krajach demokracji ludowej) uchodzi za książkę legendarną. Podobnie jak dzieło Pruszyńskiego o Wielopolskim książka Cata rozprawiała się z  wielkimi mitami polskiej historiografii i podobnie jak jej szacowna poprzedniczka była ona przede wszystkim dziełem publicysty, który pisał o historii tylko z powodu silnej potrzeby rozliczenia się z teraźniejszością.

Zbyszewski_Niemcewicz

„Niemcewicz od przodu i z tyłu” Zbyszewskiego z kolei, książka przedstawiona jako doktorat, urągała zasadom naukowego stylu, nadktórym opiekę sprawowali w okresie międzywojennym kapłani tacy jak: Handelsman, Halecki czy Kukiel, ale skutecznie odkrywała źródłowe braki i schematy panujące wśród polskich historyków. Zbyszewski wydał swoje dzieło na długo przed „Stanisławem Augustem”, jak również uczynił to w innych warunkach – w bezpiecznej II Rzeczypospolitej. Mackiewicz był jednak wtedy, w przeciwieństwie do niego, znaczącym politykiem i publicystą. Korzystając ze swojej pozycji – bronił Zbyszewskiego.

Obydwie te książki zostały teraz wznowione niemal jednocześnie. Nic jednak ich nie łączy z wyjątkiem wzajemnej sympatii autorów – współpracowników wileńskiego „Słowa” zresztą! – i  mocnej wiary w swoje pisarskie umiejętności oraz w swoje dzieło. Obydwaj autorzy myślą inaczej o Stanisławie Auguście. Zbyszewski jest historykiem, który w sposób niezgodny z regułami pisze o historii. Mackiewicz – publicystą wykorzystującym historię do celów politycznych. Zbyszewski choć odsądzany od czci i wiary przez współczesnych mu recenzentów jest rzetelnym badaczem. Mackiewicza nikt źle nie osądza, ale pozostaje on z wiedzą historyczną niejednokrotnie na bakier.

Czy naprawdę dyskutujemy o królu Stasiu?

Mackiewicz chyba pozazdrościł Ksaweremu Pruszyńskiemu jego genialnej broszury o margrabim Wielopolskim i ubrał w historyczny płaszcz swoje własne teorie na temat przyszłości geopolitycznej Polski (zresztą jak było naprawdę, nie dowiemy się nigdy, choć faktem jest, że Mackiewiczowi zdarzało się zazdrościć kolegom po piórze). Wyobraźmy sobie Londyn na początku lat 50. Na tronie zasiada Elżbieta II, w fotelu premiera – Winston Churchill. Daleko w Polsce władza nadal morduje przeciwników politycznych, a Polacy w Londynie rozpoczynają właśnie szaleńcze spory związane z urzędem prezydenta (część emigracji wycofała swoje poparcie dla prezydenta na uchodźstwie, Augusta Zaleskiego, z powodów ambicjonalnych, etycznych i konstytucyjnych). W samym centrum tych wydarzeń znajduje się permanentnie sfrustrowany Cat – od wielu lat pozbawiony kontaktu z rodziną, zaangażowany w dziwne romanse i stale bez pieniędzy. Już wkrótce zostanie emigracyjnym premierem, a później dokona jeszcze większej wolty i wróci do kraju.

Na razie jednak musi wytłumaczyć to i owo swoim czytelnikom. Cat od dawna jest zwolennikiem polityki kompromisu. Wie, że aby Polska mogła przetrwać w dwubiegunowym i nieprzyjaznym, powojennym świecie, konieczne są liczne wyrzeczenia i odstępstwa od honoru.  Cóż więc może uczynić publicysta? Pisze broszurkę. Jak to u Cata – nierówną, z przebłyskami geniuszu i elementami plagiatorstwa na przemian. Jej bohaterem jest ostatni król Polski – Stanisław August Poniatowski, ale w gruncie rzeczy nie można oprzeć się wrażeniu, że jest to dyskusja na tematy autorowi współczesne. Jak na biografię króla, to zdecydowanie za mało – Mackiewicz nie miał ani materiałów źródłowych, ani nie posiadał wystarczającego warsztatu. Zresztą autor książki często odchodzi w swojej narracji od postaci króla. Pełno jest tu dygresji o ukochanych przez Mackiewicza Radziwiłłach, opisów anegdot o Casanovie, i wreszcie – permanentne przytyki pod adresem Anglii, zdradzieckiego i kłamliwego Albionu, prawie tak samo złego jak Rosja i Prusy, a czasem nawet gorszego od wszystkich zaborców razem wziętych. Było to ezopowe przypomnienie brytyjskiej zdrady Churchilla et consortes, której Mackiewicz nie wybaczył im do końca życia.

Mackiewiczowski król Staś to w gruncie rzeczy trochę portret samego autora. Wybitny inteligent, idący zawsze na przekór opinii głupków i próbujący realizować swoją politykę za wszelką cenę, nawet cenę honoru. Stanisław August Poniatowski swoją „partię szachów” z historią przegrał, podobnie jak Stanisław Mackiewicz. Król przegrał Polskę, Mackiewicz – swoją karierę polityczną (przed 1939, w trakcie wojny, po niej oraz w kraju po 1956 roku nigdy nic mu się jako politykowi nie udało, z wyjątkiem publicystyki).

Publicyści nie bywają skromni

W przeciwieństwie do Mackiewicza Karol Zbyszewski pisał o dawnych czasach, a nie o swoich politycznych planach i nawet siedział sporo w archiwach, ale jego książka też miała i ma nie tylko naukowo-publicystyczny wymiar. Pisać rozliczeniowo o 3 Maja i Sejmie Wielkim w drugiej połowie lat 30 i podważać całą bohaterską, kościuszkowsko-martyrologiczną tradycję to było coś, i tego środowisko historyczno-uniwersyteckie znieść nie mogło. Choć z drugiej strony o Stanisławie Auguście pisał Zbyszewski tak, że musiało się to rządzącym Polską sanatorom podobać. Król jest tam kretynem i złym człowiekiem, co uzasadniało poniżające traktowanie jego repatriowanych z Petersburga zwłok, chowanych w krypcie kościółka w Wołczynie przez podobno nietrzeźwych policjantów.

Zbyszewski jednak w odautorskim wstępie popełnia zupełnie inny błąd. Przyznaje, że jego praca nie spełnia naukowych wymogów formalnych, ale deklaruje przy tym, że nie ma to żadnego znaczenia dla niego samego i potencjalnego czytelnika. Prawda, że to wspaniała megalomanią i nazbyt zażarta pewność siebie? Zbyszewski patrzy się na każdego z góry i uważa, że ma rację. Głosy krytyki zbywa ostro i po chamsku. On, publicysta, jest w centrum wszechświata. On zawsze winien mieć posłuch.

Tymczasem z dzisiejszego punktu widzenia nie jest to książka przesadnie przełomowa, styl polskiej debaty historycznej (również w publicystyce) nie zmienił się po jej wydaniu, a w pamięci pozostają głownie obsceniczne aluzje erotyczne, które autor wplata przy każdej okazji niczym uczniak rozmawiający z kolegami przy papierosku zapalonym gdzieś pod gmaszyskiem gimnazjum.

„Szacowni klasycy”

Oczywiście dziś wydawcy wydają Mackiewicza i Zbyszewskiego w jakimś celu. Obydwaj panowie są „szacownymi klasykami” i współczesny polski inteligent winien przeczytać ich książki. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że poza tymi erudycyjnymi powodami obecnie rola, jaką mają do odegrania obydwie książki, jest stosunkowo mała. Zrozumiemy dzięki nim osobowość autorów, dowiemy się o istnieniu sporej liczby historycznych szczegółów, zadowolimy nasz estetyczny zmysł dzięki stylowi obu książek, ale nic ponadto.

A wielbiciele historii i tak będą musieli w końcu sięgnąć do opasłych tomów tak przez Zbyszewskiego wyśmiewanych…

Książki:

Stanisław Mackiewicz, „Stanisław August”, Wydawnictwo Universitas, Kraków 2013.
Karol Zbyszewski, „Niemcewicz od przodu i tyłu”, Wydawnictwo „Zysk i spółka”, Poznań 2012

* Łukasz Jasina, doktor nauk humanistycznych, członek zespołu „Kultury Liberalnej”, pracownik naukowy KUL, historyk i publicysta.

„Kultura Liberalna” nr 249 (41/2013) z 15 października 2013 r.