Jeśli przyjrzeć się uważnie nagrodom literackim, to dominację mężczyzn widać gołym okiem – zarówno wśród nominowanych, jak i w składzie jury. Na szczęście w tym roku nie wpłynęło to na wybór laureatów nagród, bo od kilku miesięcy laury zgarniają autorki właśnie kobiecych narracji. Chciałabym wierzyć, że nie jest to czysty przypadek, a silny trend, który nie przeminie wraz z końcem roku, ale będzie umacniał kobiecy głos na literackiej arenie.
Największe zwycięstwo to literacka Nagroda Nobla dla najbardziej niepozornej chyba kandydatki do tego tytułu, czyli kanadyjskiej pisarki Alice Munro. Zaskoczenie było tym większe, że doceniono nie tylko kunszt słowa, lecz także krótką formę literacką, której mistrzynią stała się przez lata Munro. To podwójne wyniesienie na salony, bo przecież jeszcze sto lat temu kobiecego pisarstwa – z niewielkimi wyjątkami potwierdzającymi regułę – nie traktowano poważnie. Co przytomniejsi dziennikarze podkreślali w swoich komentarzach, że Munro jest dopiero trzynastą kobietą, której twórczość docenił komitet noblowski.
Łatwiej niż Nobla otrzymać równie prestiżową dla świata anglojęzycznego nagrodę Bookera. Wspomniana Munro dostała takową za całokształt twórczości. W zeszłym roku przypadła ona Hilary Mantel za drugi tom powieści o karierze politycznej Thomasa Cromwella. Co więcej, Mantel, jako pierwsza kobieta w historii tej nagrody, otrzymała ją dwukrotnie – pierwszym Bookerem została nagrodzona za… pierwszy tom wspomnianej powieści. Tegoroczna laureatka również jest wyjątkowa – 28-letnia Eleanor Catton z Nowej Zelandii została najmłodszą zwyciężczynią, a jej książka „The Luminaries” – najgrubszą, jaka dotąd otrzymała Bookera.
Kobiety triumfują nie tylko za granicą. Ten felieton mógłby być po prostu spisem nagród, które otrzymały nasze rodzime pisarki.
Zacznijmy mocnym akcentem – od Nagrody Literackiej Gdynia, która przypadła Zycie Oryszyn za prozę „Ocalenie Atlantydy”. To już drugi laur dla tej książki – obok tegorocznej nagrody szczecińskiej Gryfia. Tegoroczna nagroda Kościelskich trafiła w ręce Krystyny Dąbrowskiej za książkę poetycką „Białe krzesła”. Dalej, Marta Guzowska, debiutantka, zdobyła Nagrodę Wielkiego Kalibru za „Ofiarę Polikseny”. Angelika Kuźniak ze swoją „Papuszą” wygrały Poznański Przegląd Nowości Wydawniczych Książka Lata 2013. A Beata Chomątowska otrzymała Nagrodę Stowarzyszenia Autorów ZAiKS za „Stację Muranów”. Wreszcie Literacka Nagroda Europy Środkowej Angelus powędrowała do Oksany Zabużko za „Muzeum porzuconych sekretów”.
Na deser tylko przypomnę, że tegoroczną nagrodę NIKE przyznano Joannie Bator za „Ciemno prawie noc”. I choć sceptycy w kuluarach szeptali, że skrzywdzono Szczepana Twardocha, to dla mnie to wyróżnienie jest triumfem narracji stricte kobiecej z silną bohaterką na czele nad narracją męską, gdzie bohater nie dość że słaby psychicznie, to jeszcze symbolizuje współczesny kryzys męskości.
Czy wygrana Bator to znak naszych czasów? Na takie oceny jeszcze za wcześnie, ale jedno jest pewne – w tym roku to kobiety zdobywają nagrody na wszelkich literackich frontach.
Żeby jednak nie było tak słodko, na koniec łyżka dziegciu. Profesor Inga Iwasiów, do niedawna przewodnicząca jury szczecińskiej nagrody Gryfia, została właśnie odwołana z pełnienia swych obowiązków w najbliższym konkursie literackim. Odwołał ją organizator, czyli „Kurier Szczeciński”, a o swojej decyzji kierownictwo gazety poinformowało zainteresowaną listownie. Dość wspomnieć, że Iwasiów jest współautorką konkursu oraz Festiwalu Literatury Kobiet Gryfia. I choć przeciwko odwołaniu protestuje całe środowisko akademickie oraz literackie Szczecina, organizator konkursu nie widzi nic niestosownego w swojej decyzji. Z jury usunięto także Beatę Kozak z kwartalnika „Zadra”. „Pozbycie się mnie i Beaty Kozak oznacza wyrzucenie z jury feministek. To temat na analizę kulturoznawczą, której niewątpliwie dokonam: nagroda dla kobiet, ale w żadnym wypadku nie respektująca pozycji kobiet” – powiedziała w jednym z komentarzy Iwasiów.
To znaczące, że usunięto właśnie kobiety z jury jedynego w Polsce konkursu promującego kobiety-pisarki. Oby zachowanie kierownictwa „Kuriera Szczecińskiego” było jedynie pojedynczym przykrym incydentem a nie reakcją na coraz bardziej znaczącą rolę kobiet na polskiej scenie literackiej.