„W nim dominuje rozum, w niej uczucie; on jest zgryźliwym pesymistą, ona wieczną optymistką; on sceptykiem, ona entuzjastką; on zamyka się w sobie i wstrzymuje się od działania, ona pragnie naprawiać świat; on jest z siebie i swoich dzieł na ogół niezadowolony, ona całkiem dobrze o sobie myśli; on wieszczy upadek, a ona postęp ludzkości” – tak Gustave’a Flauberta i George Sand opisuje we wstępie do wyboru ich „Korespondencji” tłumacz, Ryszard Elgenking. Czy można znaleźć osoby o dwóch tak różnych temperamentach i charakterach? A jednak obojga pisarzy połączy wieloletnia przyjaźń, którą zakończy dopiero śmierć Sand w roku 1876. Pokłosiem tej przyjaźni będzie ponad 400 listów, które złożą się na fascynujący intelektualny dialog mistrzów literatury.
Poniższy fragment „Korespondencji” obejmuje okres od lipca do września 1870 roku, a więc od momentu wybuchu wojny francusko-pruskiej aż do proklamowania III Republiki i rozpoczęcia przygotowań do obrony Paryża. „Korespondencja” w przekładzie i opracowaniu Ryszarda Engelkinga została wydana przez Wydawnictwo Sic! w prestiżowej serii „Wielcy pisarze w nowych przekładach”. Dziękujemy wydawnictwu za możliwość przedrukowania fragmentu książki.
***
92. Flaubert do Sand
Croisset, piątek wieczór [22 lipca 1870]
Co się z Panią dzieje, Drogi Mistrzu, i z Pani rodziną?
Ja jestem zdegustowany i zmiażdżony głupotą moich rodaków. Nieuleczalne barbarzyństwo Ludzkości przepełnia mnie czarną rozpaczą. Ten entuzjazm, bez związku z jakąkolwiek ideą, sprawia, że chciałbym zdechnąć, żeby go dłużej nie oglądać.
Dobry Francuz chce się bić: 1° bo zazdrości Prusom; 2° bo naturalnym stanem człowieka jest dzikość; 3° bo wojna ma w sobie jakiś element mistyczny, wprawiający tłum w uniesienie.
Czyżbyśmy wracali do wojen rasowych? boję się tego. Szykujące się potworne jatki nie mają nawet cienia pretekstu. – To chęć walki dla samej walki.
Opłakuję zerwane mosty, zasypane tunele, zmarnowany ludzki wysiłek, całą tę radykalną negację!
Kongres Pokoju budzi teraz politowanie. – Cywilizacja się cofnęła? Hobbes miał rację: Homo homini lupus!
Nasz mieszczuch nie może wytrzymać. Sądzi, że Prusy były zbyt bezczelne, chce się „zemścić”. Słyszała Pani, że w Izbie pewien jegomość namawiał do złupienia Księstwa Badeńskiego! Ach! czemuż nie mogę żyć wśród Beduinów!
Zacząłem Świętego Antoniego. – Pewno nieźle by mi się pisało, gdybym nie myślał o wojnie. A Pani?
Matka jest w Dieppe u Karoliny, zostałem w Croisset sam, na dłużej. – Panuje tu miłe ciepełko. Ale pławię się w Sekwanie jak morświn.
I bardzo mocno Panią ściskam, Drogi i Dobry Mistrzu.
Gve Flaubert
93. Sand do Flauberta
Nohant, 28 lipca [1870]
Tę wojnę uważam za haniebną, a oficjalną Marsyliankę za świętokradztwo. Ludzie to dzikie i próżne bydło. Zrobiliśmy, jak pisze Pascal, „skok dwa razy mniejszy”. Kiedyż przyjdzie czas na „większy niż kiedykolwiek”?
Miewamy tu czterdzieści, a nawet czterdzieści pięć stopni w cieniu. Ktoś podpala lasy – też barbarzyńska głupota. Wilki spacerują po naszym podwórzu, przepędzamy je nocą, Maurycy z rewolwerem, ja z latarnią. Drzewa tracą liście, a może nawet życie. Niedługo zabraknie wody pitnej. Zbiory są jak najgorsze, ale za to mamy wojnę, co za szczęście! Rolnictwo upada, głód nadchodzi, nędza rośnie, niebawem może zmienić się w żakierię. Ale za to pobijemy Prusaków. Malbrough idzie na wojnę!
Miałeś rację, twierdząc, że praca wymaga radosnego podniecenia. Gdzie go szukać w tych przeklętych czasach? Na szczęście nikt w domu nie choruje. Kiedy widzę, jak Maurycy z Liną pracują, a Aurora i Gabriela się bawią, nie śmiem się skarżyć, w obawie przed utratą wszystkiego.
Kocham Cię staruszku, wszyscy Cię kochamy.
Twój trubadur.
G. Sand
94. Flaubert do Sand
Croisset, środa 3 sierpnia [1870]
Jakże to, Drogi Mistrzu? Pani też zniechęcona i smutna? Cóż mają więc począć słabi?
Mnie serce tak się ściska, że aż się temu dziwię. – Tonę w bezdennej melancholii, chociaż pracuję, chociaż dobry Święty Antoni powinien mi być rozrywką. Czy to skutek niedawnych zmartwień? Możliwe. Ale wojna bardzo się do tego przyczyniła. Wydaje mi się, że ogarnia nas mrok?
Oto człowiek naturalny! Twórzmy teraz teorie! Wychwalajmy Postęp, oświecenie, zdrowy rozsądek mas i łagodność ludu francuskiego. Zapewniam Panią, że tutaj zatłuką każdego, kto się ośmieli pisnąć o Pokoju.
Jakkolwiek się sprawy potoczą, zrobiliśmy wielki krok wstecz.
Może znów zaczną się wojny rasowe? Nim minie wiek, ujrzymy miliony ludzi mordujących się nawzajem w jednym starciu? Cały Wschód przeciw całej Europie, stary świat przeciw nowemu! A dlaczego by nie? Wielkie zbiorowe przedsięwzięcia takie, jak kanał sueski, są być może, pod inną postacią, przygotowaniem i próbą przerażających konfliktów, których nawet nie umiemy sobie wyobrazić?
Całkiem możliwe, że Prusy dostaną wielkie lanie, zesłane przez Opatrzność dla przywrócenia w Europie równowagi? To państwo dotknęła hipertrofia, jak Francję za Ludwika XIV i Napoleona. Inne kraje są przez nie upośledzone. Cały europejski organizm uległ rozprzężeniu. – Czy potężne puszczenie krwi coś tu pomoże?
Ach! My intelektualiści! Ludzkość ucieka od naszych ideałów! A nasz wielki błąd, błąd zgubny, to wyobrażać sobie, że jest do nas podobna, i na tej zasadzie szukać z nią kontaktu.
Szacunek, fetyszyzm, z jakim traktuje się Głosowanie Powszechne, złości mnie bardziej niż nieomylność papieża (nawiasem mówiąc, biedny staruszek wybrał sobie na jej ogłoszenie fatalny moment!). Czy sądzi Pani, że gdyby Francją rządzili mandaryni, nie zaś wybrańcy tłumów, znaleźlibyśmy się w takiej sytuacji? Gdyby, miast wysiłków na rzecz oświecenia warstw niższych, podjęto próbę oświecenia warstw wyższych, pan de Kératry nie zaproponowałby złupienia Księstwa Badeńskiego, co ogół uznał za akt sprawiedliwości.
Czy obserwuje Pani zachowanie Prudhomme’a w obecnej sytuacji? Jest nieoceniony! Podziwia Ren Musseta i pyta, czy Musset „coś jeszcze spłodził”? Musset awansował na poetę narodowego! zakasował Bérangera! Co za potworna błazenada… to wszystko!
Ale błazenada niezbyt wesoła. Rzeczywiście zapowiada się nędza. Wszyscy, zaczynając ode mnie, cierpią na brak pieniędzy. Choć może za bardzo przyzwyczailiśmy do wygód i spokoju. Wessała nas materia? Trzeba wrócić do wielkiej tradycji, nie przeceniać Życia, Szczęścia, pieniądza, niczego; bądźmy jak nasi dziadowie, beztroscy i lekkomyślni.
Niegdyś przez całe życie przymierano głodem. Teraz rysuje się podobna perspektywa. – To straszne, co Pani pisze o biedzie w Nohant! Tutejsza wieś aż tak nie ucierpiała.
Pojutrze wyjeżdżam do Dieppe, matka jest tam u wnuczki. Starzeje się i słabnie zastraszająco. – Od tej strony przyszłość także nie wróży mi nic dobrego.
W poniedziałek będę w Paryżu. Proszę więc pisać na rue Murillo 4, gdzie zostanę około tygodnia. Spróbuję się dowiedzieć, co czeka Aissé i tom wierszy Bouilheta. – Będę się musiał spotkać z zacnym Michelem Lévy – a my, kiedy się spotkamy?
Pozdrowienia dla wszystkich, dla Pani czułości.
Gve Flaubert
95. Sand do Flauberta
[Nohant,] 15 sierpnia wieczorem [1870]
Napisałam, jak kazałeś, do Paryża, ósmego sierpnia. Czyżby Cię tam nie było? To dość prawdopodobne. W takich niespokojnych czasach publikować Bouilheta, poetę! To źle wybrany moment.
Moje serce cierpi, w skórze starego trubadura wciąż jestem kobietą. Te krwawe jatki rozdzierają moje biedne serce na strzępy. A do tego drżę o dzieci i przyjaciół, bo mogą pobiec pod kule. A jednak, pośród tego wszystkiego, nie upadam na duchu i miewam chwile optymizmu. Ta straszna lekcja, potrzebna, żebyśmy zrozumieli swoją głupotę, powinna nam się przydać. Może to już ostatni raz poszliśmy błędną drogą starego świata. Z tego zamętu powinny się wyłonić wyraźne i oczywiste prawdy, które przemówią do ludzi naszych czasów. W materialnym porządku wszechświata nie ma rzeczy bezpożytecznych. Z porządkiem moralnym jest podobnie. Ze zła rodzi się dobro. Zapewniam Cię, że choć zrobiliśmy Pascalowski „skok dwa razy mniejszy”, zdobędziemy się wkrótce na „większy niż kiedykolwiek”. Tyle rozumiem z matematyki.
Pośród tego zamętu skończyłam powieść, spieszyłam się, żeby nie paść przed końcem. Jestem tak zmęczona, jakbym walczyła obok naszych biednych wojaków.
Ściskam Cię. Napisz, gdzie jesteś i co myślisz.
Wszyscy Cię kochamy.
G. Sand
Udał się nam ten dzień świętego Napoleona!
96. Flaubert do Sand
Croisset, środa [17 sierpnia 1870]
Przyjechałem do Paryża w poniedziałek i opuściłem go we środę. – Dopiero teraz gruntownie poznałem Paryżan! I przeprosiłem w duchu najokrutniejszych polityków roku dziewięćdziesiątego trzeciego. Teraz ich rozumiem! Co za głupota! Co za tchórzostwo! Jaka ignorancja i jaka pycha! Chce mi się rzygać, kiedy patrzę na moich rodaków. Wszystkich, z Izydorem na czele, można wrzucić do jednego worka!
Ten naród być może zasługuje na karę? Boję się, że zostanie ukarany?
Nie mogę niczego czytać, a tym bardziej pisać. Spędzam czas, jak wszyscy, czekając nowin. – Gdyby nie moja matka, już by mnie tutaj nie było!
Nie wiedząc, co ze sobą począć, zgłosiłem się do Hôtel-Dieu w Rouen jako pielęgniarz, tam może na coś się przydam. Bo studenci mojego brata się rozjechali. Bezczynność zadusiłaby mnie na śmierć.
Jeśli będą oblegać Paryż, pójdę na wojnę. – Dubeltówka już gotowa. – Ale do tego czasu zostanę w Croisset, muszę tu zostać. Wyjaśnię Pani, dlaczego.
W stolicy widziałem podłość, od której można osiwieć. To dopiero pierwszy akt. Czeka nas Republika socjalistów. A reakcja na nią będzie gwałtowna i potrwa dłużej!
Oto, do czego doprowadziło Głosowanie Powszechne, nowe Bóstwo, dla mnie tak samo głupie, jak dawne! Ale o to mniejsza! Pewno Pani myśli, że ten piękny pomysł nie przetrwa? Przeciwnie! Po Izydorze nastąpi Cham I!
W tej całej wojnie do rozpaczy doprowadza mnie fakt, że Prusacy mają rację! Teraz ich kolej! A potem Rosjan! Słowo daję, że chciałbym zdechnąć, żeby nie myśleć już o tym wszystkim!
Mam nadzieję, że Wam w Nohant mniej niż tutaj dokuczają kłopoty finansowe. – W departamencie Dolnej Sekwany wszyscy robotnicy zaczną wkrótce żebrać. Commanville, mąż mojej siostrzenicy, zachowuje się mężnie. Mimo wszystko, nikogo nie zwolnił. Mój brat porzucił swoich chorych i zajmuje się wyłącznie sprawą publiczną. Rouen na własny koszt zbroi i utrzymuje Gwardię Narodową. – Żadne miasto nie wpadło dotąd na ten pomysł.
Wszyscy odwrócili się od nieszczęsnej literatury, tak, Drogi Mistrzu! – Święty Antoni ma zaledwie czternaście stron! Nie mogę posunąć się dalej.
Gdzie jest Maurycy?
Proszę mi często donosić o Was wszystkich i ucałować ode mnie drogie dziewuszki.
Oddany
Gve Flaubert
97. Flaubert do Sand
[Croisset,] środa [7 września 1870]
Nie jestem już smutny. – Zabrałem się znowu, wczoraj, do Świętego Antoniego. Trudno, nie ma rady! Trzeba się przyzwyczaić do zła, które jest naturalnym środowiskiem człowieka.
Grecy za czasów Peryklesa zajmowali się sztuką, nie myśląc, czy nazajutrz będą mieli co jeść. – Bądźmy Grekami! Choć muszę wyznać Pani, Drogi Mistrzu, że raczej czuję się dzikusem. Krew przodków, Naczezów czy Huronów, wrze w moich cywilizowanych żyłach, całkiem poważnie, głupio, zwierzęco chcę się bić.
Proszę mi to wyjaśnić! Myśl, że teraz możemy zawrzeć pokój, doprowadza mnie do wściekłości. – Wolałbym, aby Paryż podpalono (jak niegdyś Moskwę), niż by pozwolono tam wejść Prusakom. Ale to nam chyba nie grozi. Wygląda na to, że wiatr się odwraca?
Słyszała Pani historię o pani Pourtalès? Dobre, co? Francja drogo płaci za niemoralność. Czytałem kilka żołnierskich listów, są doprawdy budujące. Nie podbija się kraju, gdzie piszą takie rzeczy. Francja to szkapa, która ma mnóstwo zalet i która się podźwignie.
Cokolwiek nastąpi, będzie to początek nowego świata. Ale ja czuję się już za stary, by się nagiąć do nowych obyczajów.
Commanville, mąż mojej siostrzenicy, codziennie produkuje dla wojska tysiąc skrzynek na suchary, nie wspominając o barakach. Widzi Pani, że u nas nie zasypia się gruszek w popiele. – Paryż pełen jest żołnierzy i zapasów. Pod tym względem możemy być spokojni.
Ach, jak mi Pani brakuje! Jak bardzo chciałbym Panią zobaczyć!
Ściskam Was wszystkich.
Pani stary trubadur.
Gve
Postanowiliśmy tutaj, że wszyscy ruszymy na Paryż, jeśli rodacy Hegla zdecydują się na oblężenie. Proszę zagrzewać do walki swoich ziomków z Berry. Skrzyknąć ich, wołając: „Chodźcie no tutaj, drodzy lubieżnicy”, nie pozwólmy wrogowi karmić się i poić „w pięknym obcym kraju”.
***
Wojna (liczę na to) zada decydujący cios „Władzy”. Ale czy jednostka, ignorowana i prześladowana w nowoczesnym świecie, nabierze znowu znaczenia? Życzmy sobie tego.
Książka:
Gustave Flaubert, George Sand „Korespondencja”, wybrał i przełożył Ryszard Engelking, Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2013.
* Tekst otwiera obraz Gustave’a Caillebotte’a „Paryż. Deszczowy dzień”, 1877, olej na płótnie , Art Institute of Chicago.
„Kultura Liberalna” nr 251 (43/2013) z 29 października 2013 r.