Piotr Pomianowski
Siedem mitów, których nie było
Tytuł ostatniej książki Andrzeja Garlickiego brzmi bardzo obiecująco. Wynika z niego, że Autor postanowił zająć się mitami międzywojnia, a zważywszy na jego dotychczasową twórczość i stosunek do Drugiej RP, czytelnik mógł się spodziewać również ich dekonstrukcji. Nadzieje rozbudza też fantastyczne zdjęcie umieszczone na okładce. Widnieje na nim „Pomnik Lotnika” (stojący jeszcze na Placu Unii Lubelskiej), z wyeksponowanym hasłem „Uczymy się latać”, które można odczytywać rozmaicie (najwęziej: jako pochwałę polskiego lotnictwa, szerzej: jako wezwanie do modernizacji lub – najszerzej: jako wyraz tego, że dopiero uczymy się radzić sobie z niepodległością).
W istocie Autor nie zajął się niestety samymi mitami, a jedynie polemiką z nimi. Co więcej, kwestionuje on mity, których nie było. Zarzut, który stawiam, jest oczywiście bardzo poważny, a ostrożność, z którą to czynię, musi wzmagać fakt, że Autor mi nie odpowie. W związku z powyższym konieczne jest omówienie wszystkich siedmiu sformułowanych przez Garlickiego mitów oraz sposobu, w jaki on z nimi polemizuje.
Treścią pierwszego mitu, mitu „Zawieszenia broni”, jest przeświadczenie, że w dobie odradzania się państwa między Dmowskim i Piłsudskim istniał swoisty pokój Boży w imię interesu nadrzędnego, jakim było dobro nowej Polski. Garlicki mit ten dekonstruuje, wskazując, że panowie od zawsze się nie lubili i nawet w tym najtrudniejszym okresie nie byli się w stanie powstrzymać od wzajemnych złośliwości. Problem jednak polega na tym, że Autor w żaden sposób nie wykazuje, iż mit taki istniał bądź też istnieje. Uwagę tę można zasadniczo odnieść do wszystkich mitów omawianych przez Garlickiego, przy czym do niektórych z nich wypada zgłosić także inne uwagi krytyczne.
Treścią mitu drugiego – „Polska ofiarą” – jest pogląd, że Druga RP była ofiarą czeskiej agresji na Zaolziu. Do rozdziału opisującego ten mit można mieć uwagę jeszcze dalej idącą niż do poprzedniego: z opisu wydarzeń na Zaolziu wynika, że rzeczywiście Polska była ofiarą, a zatem mit okazuje się prawdą. Do samego opisu konfliktu (zasadniczo rzetelnego, choć niestety pomijającego m.in. kwestię traktowania przez Czechów polskich jeńców w styczniu 1919 r.) zupełnie nie pasuje też podsumowanie, a szczególnie jego ostatnie zdanie. Zawiera ono niczym nieuargumentowane twierdzenie, że działanie Becka: „spowodowało też, że po drugiej wojnie światowej Zaolzie wróciło do Czechosłowacji i nie wchodziły w grę korekty graniczne”. Skądinąd wiadomo, że po klęsce Trzeciej Rzeszy sytuacja na pograniczu polsko-czechosłowackim była bardzo napięta. Miały też miejsce rożnego rodzaju negocjacje, składano różne propozycje: Czesi byli gotowi traktować Śląsk Cieszyński jako kartę przetargową w swoich dążeniach do rewindykacji Kotliny Kłodzkiej.
Na czym polega mit trzeci – „Prometeizm”? Na to pytanie Autor w zasadzie nie odpowiada. Opisuje założenia doktryny politycznej polegającej na wspieraniu dążeń emancypacyjnych nierosyjskich narodów zamieszkujących wschodnie imperium, ale dlaczego mamy tę doktrynę traktować jako mit, tego nie wyjaśnia. Czy z samego faktu, że jakaś doktryna nie przyniosła pożądanych rezultatów, można wnosić, że stała się ona mitem? Chyba nie bardzo. Trudno też dociec, na czym polega dekonstrukcja tego mitu. Na wykazaniu, że „prometeizm” się nie powiódł? To chyba wszyscy zainteresowani tematem wiedzą. Brak też omówienia roli, jaką „prometeizm” pełnił w trakcie drugiej wojny światowej i w czasach, które po niej nastąpiły. Być może współcześnie jego pokłosiem są opinie sugerujące, że Polacy nie powinni zbyt głośno mówić o rzezi wołyńskiej, aby nie wpychać Ukraińców w ramiona Rosjan. Kwestii tego rodzaju Autor jednak nie rozpatruje.
Mit czwarty – „Jedność państwa i Kościoła” – sprowadza się według Garlickiego do powszechnie funkcjonującego przekonania, że w Drugiej RP Kościół ściśle współpracował z rządem. Oczywiście – tak jak i w pozostałych wypadkach – nie przytacza autorów, którzy by ten domniemany mit wyznawali. Opisuje za to mniej lub bardziej znane konflikty między episkopatem a władzami państwowymi. Tymczasem każdy, kto w niewielkim choćby stopniu interesował się historią Drugiej RP, pamięta o kontrowersjach wokół pogrzebu Piłsudskiego w katedrze wawelskiej. Swoją skalą przypominają one protesty współczesne, które miały miejsce, kiedy Marszałkowi dokwaterowano sąsiada w postaci prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Co ciekawe, wtedy również pojawiły się głosy o potrzebie znacjonalizowania katedry i grobów królewskich…
Jako mit piąty Garlicki wskazuje rzekome przeświadczenie, że w Drugiej RP nie było zabójstw politycznych. Najpierw Autor stwierdza, że istnieje powszechne mniemanie, iż poza kilkoma głośnymi zabójstwami politycznymi po tę formę walki politycznej nie sięgano. Obalając ten „mit”, najwięcej uwagi poświęca przypadkom, które sam uznaje za najgłośniejsze: prezydenta Gabriela Narutowicza, Tadeusza Hołówki i ministra Pierackiego. Aby udowodnić, że zjawisko było znacznie szersze, do tej listy dodaje: 1) członków misji rosyjskiej zamordowanych w styczniu 1919 r., 2) nieudany zamach na Piłsudskiego z września 1921 r., 3) morderstwo metropolity Kościoła Prawosławnego, 4) domniemany zamach na prezydenta Wojciechowskiego, 5) zabójstwo prezesa PKO Lindego, 6) zabójstwo kuratora oświaty Sobińskiego, 7) zaginięcie gen. Włodzimierza Zagórskiego, 8) śmierć wachmistrza Stanisława Kozymy oraz 9) zabójstwo posła radzieckiego Wojkowa 10) dyrektora ukraińskiej szkoły Babija oraz 11) powiązanych z BBWR pracowników częstochowskiej kasy chorych.
Zakwalifikowanie przynajmniej połowy tych przypadków do kategorii mordów politycznych nastręcza jednak wątpliwości. I tak Autor zasadniczo nie wyjaśnia motywów zbrodni popełnionej na członkach misji rosyjskiej w 1919 r., trudno zatem jednoznacznie orzec, czy została ona popełniona z pobudek politycznych. Co do domniemanego zamachu na prezydenta Wojciechowskiego, z opisu samego Autora wynika, że nie miał on miejsca. O ile wiadomo, prezes Linde został zamordowany raczej w celu zatuszowania afery gospodarczej niż z pobudek politycznych. Poseł radziecki natomiast został co prawda zamordowany z pobudek częściowo przynajmniej politycznych, ale za to na tle konfliktu, w którym Druga RP nie była stroną. Problematyczność uznania morderstwa w kasie chorych jako mordu politycznego polega na tym, że najprawdopodobniej niezrównoważony psychicznie sprawca zamordował przypadkowe osoby, związane z siłą polityczną, której nie lubił. Jeśli potraktujemy je jako mord polityczny, to za taki musielibyśmy również uznać współczesne morderstwo Marka Rosiaka (nawet gdyby przyjąć, że zginął on zamiast któregoś ze swoich szefów, posła Jagiełłę lub europosła Wojciechowskiego, to i tak nie ma wątpliwości, że właściwym celem był Jarosław Kaczyński). W końcu zabójstwo metropolity Kościoła Prawosławnego Jerzego także było – przynajmniej w znacznym stopniu – zdarzeniem nie należącym do krajowej gry politycznej. Należy w nim widzieć raczej efekt wewnętrznego konfliktu w łonie Kościoła Prawosławnego, w który ingerowały najprawdopodobniej radzieckie służby.
Do listy trzech mordów powszechnie znanych dopisał zatem Garlicki pięć mniej znanych, w tym jeden nieudany. Czy to wystarczy do stwierdzenia, że w Drugiej RP morderstwa polityczne zdarzały się dość często? Moim zdaniem to nie wystarczy. Gdyby przyjąć tok rozumowania Garlickiego, wobec morderstw i niewyjaśnionych zgonów osób, takich jak Walerian Pańko, Marek Papała, Jacek Dębski, Marek Rosiak, Ireneusz Sekuła, Piotr Jaroszewicz i Sławomir Petelicki, musielibyśmy uznać, że i w Trzeciej RP morderstwa polityczne zdarzają się często.
Mit szósty głosi, że w Drugiej RP podziały ideowe były trwałe. Garlicki opisuje scenę polityczną dwudziestolecia międzywojennego, lecz, paradoksalnie, z opisu tego wynika, że w zasadzie podziały te jednak były (sic!) trwałe. Obóz narodowy był wierny programowi sformułowanemu przez Dmowskiego, PPS socjalizmowi, a partie ludowe agraryzmowi (choć w tym wypadku powstaje pytanie, czy różnice pomiędzy PSL ”Wyzwolenie” a PSL ”Piast” nie były na tyle duże, że przysłaniały założenia agraryzmu). Wyjątek w tym opisie stanowią piłsudczycy, którzy za życia Komendanta nigdy w zasadzie nie formułowali całościowego programu politycznego, bo Marszałek bał się, że takowy może mu związać ręce. Po jego śmierci liderzy sanacji sięgnęli po hasła nacjonalistyczne, ale, jak przyznaje cytowany przez Garlickiego z aprobatą prezydent Majchrowski: „do zakwalifikowania myśli OZN jako czystego, klasycznego faszyzmu brakuje […] wielu elementów”. Czy to dowodzi, że w Drugiej RP podziały ideowe były nietrwałe? Moim zdaniem nie dowodzi, zwłaszcza z dzisiejszej perspektywy, gdy liderem nowej lewicy jest były właściciel „Ozonu”, a prawicy były lider PC.
Mit siódmy nazwał Autor „Jednością wobec zagrożenia”. Po przeczytaniu tytułu sądziłem, że w tym rozdziale Garlicki opisze zaangażowanie społeczeństwa w obronę państwa przed zbliżającą się agresją hitlerowską (Fundusz Obrony Narodowej itp.). Tymczasem Autor prezentuje powszechnie znane fakty dotyczące rozkładu obozu sanacyjnego po śmierci Marszałka…
***
Dokonawszy powyższego przeglądu, dochodzimy zatem do wniosku, że wbrew założeniu wyrażonemu we wstępie i wbrew tytułowi książki Garlicki zasadniczo nie przedstawia genezy omawianych przez siebie mitów ani kręgów ich oddziaływania (nie odpowiada na pytanie, jak wielu w nie wierzyło). Ogranicza się jedynie do ich wymienienia, uznając za pewnik, że były i są powszechnie uznawane za prawdziwe, po czym przystępuje do ich obalania. Co prawda we wstępie mówi o narodzinach pięciu z nich, poświęca jednak tym zagadnieniom zaledwie dwie strony, nie wychodząc poza ogólniki. Książka byłaby o wiele ciekawsza, gdyby Autor opisał mechanizmy tworzenia się i rozprzestrzeniania tych mitów (być może przekonałby wtedy również mnie do istnienia choćby części z nich). Sama polemika z nimi i przejście do porządku nad problemem ich genezy pozostawia niedosyt. Po prostu były i tyle. Wydaje się zatem, że wskazane w książce mity służą raczej jako chwyt literacki. Są pretekstem do popularnego zaprezentowania historii Drugiej RP w ujęciu problemowym. Ze smutkiem trzeba więc stwierdzić, że pomysł na książkę był bardzo dobry, gorzej z realizacją.
Jednocześnie Autor pominął pewne stereotypy dotyczące Drugiej RP, których siła oddziaływania była i jest – w moim przekonaniu – większa od tych, którymi się zajął. Mam tu na myśli ewolucję postrzegania wojny polsko-bolszewickiej (określenie „Cud nad Wisłą” miało przecież początkowo wydźwięk wręcz pejoratywny), mit braku korupcji, mit modernizacji, mitologizację wojska i polskich planów kolonizacji czy też mit jedności wobec zagrożenia agresją hitlerowską (jedności społeczeństwa, a nie skłóconych przedstawicieli elit, którzy nie dorośli do historycznego wyzwania, przed którym stanęli). Mity te ewoluowały w czasach Polski Ludowej, której władze tworzyły czarną legendę sanacji. Odgrywały też pewną rolę w czasie ostatniej transformacji, kiedy część polityków próbowała stawiać Drugą RP jako wzór dla przeobrażającego się państwa. Z pewnych wzorców z resztą rzeczywiście skorzystano, o czym świadczą podobieństwa konstytucji z 1997 roku do konstytucji marcowej.
Te wszystkie aspekty Autor zasadniczo pomija, tworząc własne konstrukty, własne mity, które w dzisiejszym społeczeństwie mogą zacząć żyć własnym życiem. Zwłaszcza, że „Siedem mitów…” zostało napisanych bardzo dobrym językiem, czyta się je szybko i przyjemnie, choć bardzo liczne i nieraz długie cytaty miejscami rozbijają narrację. Recenzowana książka może więc wywrzeć znaczny i trwały wpływ na mniej wyrobionych czytelników. Tym bardziej warto, aby prawdziwe, a nie zmyślone mity Drugiej RP doczekały się rzetelnego badacza.
Książka:
Andrzej Garlicki, „Siedem mitów Drugiej Rzeczypospolitej”, Spółdzielnia Wydawnicza „Czytelnik”, Warszawa 2013.
* Piotr Pomianowski, doktor nauk prawnych, radca prawny. Adiunkt na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego (Instytut Historii Prawa). Prezes Stowarzyszenia Studentów, Absolwentów i Przyjaciół Kolegium MISH UW „ProCollegio”.
„Kultura Liberalna” nr 252 (44/2013) z 5 listopada 2013 r.