W polskiej debacie o największym sąsiedzie ze Wschodu niezwykle chętnie podkreślano podobny dualizm – Rosja (lub Związek Radziecki – niepotrzebne skreślić) to nasz nie do końca obliczalny sąsiad i rzeczone sąsiedztwo bardzo nam doskwiera, ale to jednocześnie kraj wspaniałej literatury, filmu i teatru. Paskiewiczowi i Hurce można było przeciwstawić Turgieniewa, Dostojewskiego czy Tołstoja. W wieku dwudziestym obok Stalina, Chruszczowa czy Breżniewa zapadały w pamięć nazwiska Achmatowej, Pasternaka, Okudżawy, Bondarczuka czy Klimowa. Podobnie jest i teraz. Mamy Putina i Miedwiediewa, ale są również Wyrypajew, Michałkow i inni – ludzie których cenimy.

W polskim odbiorze rosyjskiej sztuki specjalne miejsce zajmuje kino – jest w końcu tą sztuką, którą rozumie przeciętny Kowalski. Okazuje się jednak, że stosunek Polaków do rosyjskiego kina może nastręczać wielu problemów. Przed rokiem 1989 widz kinowy czy telewizyjny nie miał raczej problemów z ich oglądaniem – wręcz przeciwnie, istniał wręcz pewien przesyt, a miłość do radzieckiej kinematografii była instytucjonalnie wymuszanym zjawiskiem. Dzięki niemu istnieje jednak do dziś spora grupa osób, która poza powszechnie uznaną grupą klasycznych dzieł radzieckiego kina zna również inne filmy, choćby te realizowane w wytwórniach filmowych Ukrainy, Mołdawii, Zakaukazia, krajów nadbałtyckich czy Kazachstanu.

Później po odzyskaniu niepodległości nie było już tak dobrze. Załamała się nie tylko dystrybucja filmów ze Wschodu (choć na obronę całej sytuacji rzec trzeba, że nie było roku bez jakiegoś filmu z terenu Wspólnoty Niepodległych Państw, którego by nie zauważono i komentowano), ale i regularny kontakt z rosyjskim teatrem czy literaturą, o lekcjach języka rosyjskiego w szkołach nie wspominając. Sytuacja jednak szybko się zmieniała i jednym z dowodów na to jest fakt, że festiwal „Sputnik” odbywa się już po raz siódmy.

Nie tylko Festiwal Filmowy

„Sputnik nad Polską” dawno przekroczył już ramy zwykłego festiwalu filmowego. Przede wszystkim, odbywa się w całym kraju – różnego rodzaju filmy wyświetlane są w kilkudziesięciu kinach. W samej Warszawie jest to trwające ponad tydzień pasmo wydarzeń, które można uznać za wielką promocję rosyjskiej kultury w ogólności. Mamy projekcje filmów, spektakle teatralne, sesje naukowe, spotkania, wykłady, targi rosyjskich produktów. Całość zaczyna powoli przypominać Targi Poznańskie – miłośnik wschodniego sąsiada dowie się również, gdzie w naszym kraju funkcjonują wyspecjalizowane w rosyjskiej tematyce księgarnie, kawiarnie i restauracje. „Sputnik” jest także czymś na kształt święta dla rosyjskiej diaspory żyjącej w Polsce. To właśnie ci ludzie – pracujący w różnych zawodach – mogą się wtedy spotkać i integrować. W miastach mniejszych – „Sputnik” wygląda oczywiście inaczej, ale i zainteresowanie kulturą rosyjską jest tam odpowiednio mniejsze.

Do tego wszystkiego „Sputnik” nie jest li-tylko wydarzeniem kulturalnym, o czym świadczy sam katalog, wprowadzający nas do festiwalu. Luksusowo wydana i wielkich rozmiarów (blisko trzysta stron) broszura zawiera także listy od polityków polskich i rosyjskich, ministrów spraw zagranicznych i kultury obydwu krajów oraz szefów oficjalnych instytucji filmowych, które pełne są sądów dotyczących nie tylko kina, ale przede wszystkim wzajemnych stosunków. Kino – jako najważniejsza ze sztuk (znowu nieśmiertelny cytat z Lenina) – zdaje się pełnić według dostojnych epistolografów rolę jednoczącą obydwa narody. Kino jako element dialogu i porozumienia? Czemu nie! To w końcu jeden z tych elementów naszych kultur, w których zbliżenie jest łatwe i chyba przez każdego pożądane. Kino może nas jednoczyć – bardziej niż chociażby teatr – gdyż jest tą sztuką, która „zeszła pod strzechy”.

Niemniej już pobieżna lektura prezentacji wybranych na potrzeby festiwalu filmów pokazuje, że ich oferta może być przez niektórych odrzucona z powodów politycznych – kino rosyjskie jawi się w nim jako spadkobierca kina radzieckiego i w jego skład wchodzą także produkcje z innych krajów WNP. Organizatorzy festiwalu uznają kulturę krajów byłego ZSRR za zjawisko wspólne – pilnie rozbierając mit odrębności krajów post-radzieckich, na którym opierało się wiele sposobów polskiego myślenia o Wschodzie przez ostatnie dwie dekady. Napisać muszę więcej – częścią „rosyjskiego świata kinowego” są według organizatorów również należące do Unii Europejskiej kraje nadbałtyckie co oczywiście może budzić pewne wątpliwości natury politycznej i kulturowej.

Nareszcie o kinie…

Na końcu chciałbym przejść do najważniejszego fragmentu festiwalu czyli projekcji filmowych. Oferta była dość bogata i obejrzenie wszystkiego za jednym zamachem było w zasadzie niemożliwe – salwuję się tym, że przegląd klasyki mam już za sobą; ratują mnie również dość regularne podróże do krajów WNP, gdzie udało mi się obejrzeć niektóre z festiwalowych premier. Niemniej jednak, skompletowanie wiedzy o kinie Rosji i krajów sąsiednich jest możliwe – ale chyba wyłącznie dzięki całorocznej pracy.

Przede wszystkim dokonany przez kuratorów wybór jest rzeczywiście różnorodny – filmy tak różne jak „Iwan, syn Amira” (2013) z Karoliną Gruszką w roli głównej zrealizowany w konwencji dawnego kina historycznego, „Ostatnia bajka Rity” (2012), eksploatująca charakterystyczną dla Wschodu oniryczność, straszliwe „Zwierciadła” (2013) w uproszczony sposób pokazujące tragiczną historię Mariny Cwietajewej i Siergieja Efrona – to filmy różne, ale typowe dla sposobu, w jaki w Rosji robi się kino – jest to kinematografia różnorodna w stopniu zdecydowanie większym niż nasza.

Festiwal fabularny uzupełniały projekcje krótkiego metrażu, dokumentów i filmów animowanych. To cieszyło nawet bardziej niż dobry dobór fabuł, bowiem w przeciwieństwie do nich – pozostałe mają przed sobą zwykle trudniejszą drogę do kin miejskich i domowych.

Nie zapomniano o klasyce – przepastne archiwa „Lenfilmu” czy „Mosfilmu” są jej pełne. Trzeba jednak żałować, że sięgnięto raczej po te bardziej znane jak nieśmiertelne filmy Eisensteina, Germana czy Riazanowa. Na przeglądy dzieł wybitnych z przeszłości chodzą i tak głównie kinomani – warto ich więc czasem czymś zaskoczyć – czymś, czego nie można tak po prostu zobaczyć na kanałach filmowych.

Zastanawia mnie bardzo przyszłość festiwalu. Czy to, że staje się wydarzeniem wielkim nie zaszkodzi jego idei, która, zwłaszcza na początku, wiele uczyniła dla powrotu rosyjskiej kultury do polskiej świadomości?

Najważniejsze jest jednak to, że stosunek polskich widzów do wschodniego kina staje się coraz bardziej pozytywny – i jest to zjawisko zauważalne z roku na rok. W wydarzeniach „Sputnika” uczestniczyło więcej obywateli RP niż w spaleniu budki pod rosyjską ambasadą – wpływ oglądania filmów będzie również większy niż oddziaływanie ulicznych burd (w sensie długofalowym). Ale o tym przekonamy się dopiero w przyszłości.

Wydarzenie:

7. Festiwal Filmów Rosyjskich „Sputnik nad Polską”

listopad 2013-marzec 2014

Warszawa: 7-17 listopada 2013 r.