Sprawa Starego Teatru daje pole do popisu także tym komentatorom, co tematu bliżej nie znają, za to bez wahania wypowiadają radykalne sądy. W ten sposób broni się Jan Klata, opowiadając o medialnej paranoi – i w pewnym sensie ma rację, tyle że omija sedno sporu. A kiedy wziąć je pod uwagę, sprawa dla niego i dla Starego Teatru zaczyna wyglądać dramatycznie.
Wolałbym pewnie, żeby grupa widzów pod kierunkiem znanego fotografa Stanisława Markowskiego spektaklu „Do Damaszku” w reżyserii Klaty w czwartek 14 listopada na dłuższą chwilę nie przerwała, ale znalazła sobie inny sposób wyrażenia protestu. Mam nawet pomysł, wiem, że trudny do zrealizowania. Wykupić niemal całą salę, a potem w jednej chwili wstać i wyjść, pozostawiając niemal pustą widownię. Następnie odpowiednio nagłośnić ten fakt. Tak byłoby chyba bardziej znacząco, może też z większą klasą.
Rozumiem jednak protestujących, bo wbrew niektórym opiniom nie jest to wcale grupa oszołomów, ale wyraziciele opinii sporej części nie tylko krakowskiej inteligencji. Nie idzie o to, by stworzyć ze Starego Teatru stateczne muzeum, świątynię, w której kultem otacza się jedynie wspaniałą przeszłość tej sceny. Reinterpretacje? Proszę bardzo, ale bez wyrzekania się tradycji, w dialogu z największymi Starego artystami i ich dziedzictwem. Tymczasem słyszę o widowisku „Zamach na Swinarskiego”. Pobawiono się w nim IPN-em i Radą Pamięci Walk i Męczeństwa, odwołano do syndromu smoleńskiego, insynuując, że Konrad Swinarski też zginął w zamachu. Słyszałem Aleksandra Fabisiaka, który grał w przedstawieniach Swinarskiego, a teraz nie wiedział, co powiedzieć. Anna Polony zapowiedziała odejście ze Starego. A co z innymi aktorami i współpracownikami artysty? Można tak bawić się nimi i nim – czy wszystko wolno? No właśnie – nie.
Nie za „Do Damaszku” miałbym do Klaty pretensje, ale za tego rodzaju ekscesy. I za brak rozpoznania, czym jest Stary Teatr. Można coś zrobić w Wałbrzychu, gdzie dyrektorem był zastępca Klaty, Sebastian Majewski, ale w Starym Teatrze to samo się nie uda. Michał Kmiecik zasłynął z pośmiertnego paszkwilu na Jerzego Jarockiego, dla artystów Starego Teatru będącego punktem odniesienia, dlatego szybko wystawiono w Starym jego tekst. Gdzie w tym sens, a przede wszystkim smak? I czy warto tak deptać po tych, co z racji wieku, doświadczenia i dorobku pamiętają więcej?
Słyszałem do niedawna (w wypowiedziach dyrektora Majewskiego), że skoro w planowanej „Nie-Boskiej Komedii” nie ma słowa z Zygmunta Krasińskiego to nie problem, najwyżej da się spektaklowi inny tytuł. Dziś już wiadomo, że przedstawienia Olivera Frjlicia przynajmniej na razie nie zobaczymy, a szefowie Starego Teatru przedstawiają się w roli ofiar medialnego polowania. Zapominają jednak, że wcześniej rolami u Frjlicia rzuciło siedmioro aktorów, między innymi Anna Dymna, Tadeusz Huk, Jacek Romanowski, Krzysztof Zawadzki, Mieczysław Grąbka. Kilka miesięcy temu jeszcze większa grupa zrezygnowała z grania w „Poczcie królów polskich” w inscenizacji Krzysztofa Garbaczewskiego. Jan Klata mówi, że to normalne, że to zwyczajna praktyka. Chyba się jednak myli. Znam trochę środowisko teatralne, w różnych polskich teatrach stale bywam. Oczywiście, zdarzają się przypadki, że ktoś odda rolę. Tu jednak zdumiewa skala zjawiska. Na miejscu dyrektora Klaty nie przechodziłbym nad nią do porządku dziennego.
Nominację Jana Klaty na dyrektora Starego przyjąłem z zadowoleniem. Oto artysta mniej więcej czterdziestoletni, ukształtowany, spełniony reżyser – czasem się z nim zgadzałem, częściej nie. Uważałem jednak, że to najwyższa pora, aby twórcy tacy jak on brali odpowiedzialność za więcej niż tylko własne produkcje. Zapowiedzi Jana Klaty też brzmiały wówczas bardzo obiecująco. Teraz jednak burzę się przeciw takiemu ustawianiu linii konfliktu, jakby walka dotyczyła postępowego artysty i zaściankowego Krakówka, który chce powrotu do dawnej stęchlizny. Patrząc z oddali i nie znając wielu spektakli z czasu dyrekcji Klaty, wydaje się, że jest inaczej. Klata i Majewski – tak to wygląda – rozmontowują po kawałku Stary Teatr. Stylem zarządzania, stosunkiem do tradycji, wyborami repertuarowymi i personalnymi. Nie znajduję nikogo, komu w miejsce Klaty zaproponowałbym Stary Teatr i chciałbym, aby to jemu udało się go uratować przed większą niż protest na „Do Damaszku” turbulencją. Wszystko wskazuje na to, niestety, że obie strony okopują się na swoich pozycjach. Nie wróży to dobrze na przyszłość.