Liberalno-konserwatywny „Frankfurter Allgemeine Zeitung” nie jest zadowolony z umowy ze względu na ustępstwa socjalne, zawarte w jej zapisach. Płaca minimalna na poziomie ośmiu i pół euro za godzinę oraz obniżenie wieku emerytalnego do 63 lat (o ile przez 45 lat opłacało się składki) czynią pakt swego rodzaju rogiem obfitości pomocy społecznej, za który wszyscy Niemcy będą musieli zapłacić – teraz i przez następne dekady.
Konserwatywna berlińska gazeta „Die Welt” również krytykuje porozumienie za zbytnią rozrzutność socjalną, zwraca jednak uwagę na szerszy, europejski wymiar porozumienia. Zdaniem komentatora prestiżowego dziennika, Niemcy nową umową koalicyjną pokazują, że nie mają nic do zaproponowania Europie. W czasach wielkich wyrzeczeń, cięć budżetowych i wyzwalania energii prywatnej przedsiębiorczości takie decyzje niszczą wiarę mniejszych krajów kontynentu w sens drakońskich reform.
Umowa jest sukcesem Angeli Merkel – tak rzecz przedstawia komentator „Die Tageszeitung”. Ta lewicowa gazeta pisze przede wszystkim o wynegocjowanych przez panią kanclerz zapisach podatkowych, które utrzymują na dotychczasowym poziomie podatki dla najbogatszych. Według dziennika dzięki zapewnieniu godziwej płacy minimalnej poprawią się losy najgorzej zarabiających, choć gazeta uczciwie zauważa, że ta akurat zmiana wprowadzona będzie dopiero od 2017 roku.
Jednym z punktów wspomnianego porozumienia jest także wprowadzenie opłat za korzystanie z niemieckich autostrad, ale tylko dla aut spoza tego kraju. O tym pisze „Luxemburger Wort” zauważając, że winiety autostradowe, droższe dla obcokrajowców, staną się swego rodzaju gospodarczą wizą. Korzystamy z otwartych granic, bariery te nie stanowią już dla nas przeszkody w swobodnym podróżowaniu, ale na ich miejsce pojawiają się świadczenia finansowe skutecznie podsycane przez nacjonalizmy. Może warto zastanowić się nad ujednoliconym, europejskim systemem opłat?
Dynamiczna sytuacja na Ukrainie. W piątek na szczycie Partnerstwa Wschodniego w Wilnie nie doszło do podpisania umowy stowarzyszeniowej Unii Europejskiej z Ukrainą, co wcześniej zresztą zapowiedział prezydent Wiktor Janukowycz. Wraz z tą deklaracją w stolicy oraz we Lwowie zaczęły organizować się manifestacje przeciwników zbliżenia z Rosją. Dlaczego nie doszło do podpisania dokumentu? Politycy strony rządowej twierdzą, że dostosowanie prawa do wymogów Unii kosztowałoby Ukrainę prawie 15 mld euro, co z kolei dyplomaci unijni uważają za kwotę mocno przesadzoną. Z kolei strona rosyjska, której bardzo zależy na przyłączeniu Kijowa do powstającej euroazjatyckiej strefy wolnego handlu kusi silnym wsparciem gospodarczym Kijowa przy jednoczesnym przymknięciu oka na łamanie praw człowieka, do których dochodzi nad Dnieprem.
Po zakończonym weekendzie protesty wciąż trwają. Po sobotnim brutalnym rozpędzeniu manifestantów największy operator telekomunikacyjny na Ukrainie wsparł protestujących uruchamiając darmowe punkty WiFi oraz zwiększając moce przesyłowe sieci komórkowych. W oficjalnym komunikacie spółka poinformowała, że ma to umożliwić udzielenie szybkiej pomocy w przypadku kolejnych brutalnych zajść. Masowe wiece sprzeciwu skłoniły w końcu Wiktora Janukowycza do rozmowy telefonicznej z José Manuelem Barroso, o czym poinformowano w oficjalnym komunikacie Komisji Europejskiej. W Brukseli odbędą się konsultacje na temat „pewnych aspektów umowy stowarzyszeniowej”, ale przewodniczący podkreślił, iż obecnie nie może być mowy o otwarciu negocjacji. W trakcie rozmowy obaj przywódcy zgodnie uznali za palącą potrzebę ustalenia odpowiedzialności za sobotnie użycie siły.