Autorzy wszystkich poradników o chwytliwych tytułach typu „Jak sprawić, by ludzie tańczyli jak im zagrasz”, powinni uczyć się od tej potężnej instytucji. Jak to się robi, zapytacie? Otóż, to dość trudna sztuka, udaje się tylko najlepszym graczom, którzy świetnie opanowali manipulację mediami ale także i tym graczom, którzy robią to od wieków, jeśli nie od tysiącleci.

Krok pierwszy: reakcja na problem

Zagranie Kościoła z budzącą trwogę wśród gawiedzi ideologią gender przypomina bardzo dobry film z 1997 r. pt. „Fakty i akty” („Wag the Dog”). Przypomnijmy: w filmie tym starający się o reelekcję prezydent zostaje przyłapany w dwuznacznej sytuacji z niepełnoletnią dziewczyną (można by powiedzieć – pedofil – ale wówczas tak tym słowem nie szafowano). Żeby nie doszło do skandalu, a incydent okazał się jedynie niewinną plotką, sztab doradców angażuje hollywoodzkiego producenta i wymyśla wydarzenie, które odwróci uwagę od niepokojących nagłówków gazet. Tym wydarzeniem ma być – uwaga! – wojna USA z Albanią. Przez kolejne miesiące opinia publiczna żyje wydarzeniami z kraju, którego nawet nie potrafi umiejscowić na mapie, a tymczasem prezydent może odetchnąć z ulgą. Rozumiecie, do czego zmierzam? W Polsce mamy teraz podobnie.

Wyszła afera z pedofilią w Kościele. Nie pierwsza i pewnie nie ostatnia, ale dawno doniesienia o przypadkach seksualnego wykorzystywania przez duchownych nieletnich nie miały takiego, wręcz masowego zasięgu. Jednak Kościół nie składa broni. Zamiast posypać głowy popiołem szybko wymyśla gorący temat zastępczy, który błyskawicznie podłapują media. Gender! Gender jest tym, czym kiedyś równouprawnienie kobiet, demokracja i Unia Europejska – największym złem, które przede wszystkim niszczy rodzinę dziś i zniszczy Polskę jutro. Z gender sprawa jest podobna do tej z Albanią w USA – nikt do końca nie wie, o co chodzi, co to jest, bo polskie media w tematyce nie są zorientowane. I o to chodzi! Nagle genderu boją się wszyscy: politycy, rodzice, a przede wszystkim – instytucje oświaty!

Krok drugi: zająć uwagę mediów

Czy zwrócili Państwo uwagę na ostatnie nagłówki? „Afera w rybnickim przedszkolu. Interweniuje Kościół”; „Lobby gender. Inwazja na polskie szkoły”; „Gender – nowa, niebezpieczna ideologia”; czy mój ulubiony: „Rodzice przerywają milczenie w sprawie ideologii gender”. Nagle okazuje się, że my zajmujemy się jakąś pedofilią, zjawiskiem śladowym, a tu podstępem od tyłu wkrada się niebezpieczna, wręcz sekciarska ideologia. Niszczy szczęście rodzin, atomizuje społeczeństwo, sprowadza grzech na jednostki. A jej wyrocznie i prorocy to uwaga – feministki! Dwieście lat temu spłonęłyby na rytualnym stosie, dziś niestety nie czeka ich więzienie, ale zawsze można je po nazwisku przywołać do porządku. Na szczęście na ratunek owieczkom biegnie Kościół. Nie tylko nazywa sprawę po imieniu: to ideologia gender – ale szybko przyjmuje rolę komisji śledczej i zaczyna tropić gender we wszystkich jego przejawach. I co się okazuje? Najbardziej zagrożone są dzieci! Dzieci uczące się w przedszkolach o gender, o tym, że chłopcy mogą nosić sukienki! O nie! Tego już za wiele. Może jeszcze homoseksualistów, czyli grzeszników, przedszkola chcą nam wychować? Nie pozwolimy! I właśnie tu pojawiają się doniesienia o zgubnej dla Polski ideologii, a media – z „Frondą” na czele – chwytają jak pies kość podrzucane przez Kościół tropy i dowody zbrodni.

Krok trzeci: przygotować się na odwet

Odwet oczywiście nastąpi, to jest wpisane w scenariusz tej zakrojonej na wiele miesięcy akcji. Przecież „ideologia” gender ma swoich popleczników. Ale my wystawimy swoich. To jak z komisją Macierewicza –jak on ma ekspertów, tak Kościół dysponuje swoimi. I tak arcybiskup Hoser mówi, że „ideologia gender jest nową herezją antropologiczną” (wiecie, co kiedyś robiło się z heretykami, prawda?). Biskup Polak dodaje, że „ideologia gender (…) zmienia koncepcję rodziny, a wręcz ją po prostu niszczy. A zniszczenie rodziny powodować będzie zniszczenie społeczeństwa”. Teraz czas na nowomowę: ksiądz profesor Bortkiewicz wprowadza termin „genderhołota”. Teraz już wszyscy wiemy, co o tym myśleć. Wyznawcy gender to hołota, ta sekta nie jest warta uwagi prawdziwego katolika.

Krok czwarty: kontynuujemy dobrą robotę

Teraz trzeba pokazać przykłady zbawczej ciężkiej pracy Kościoła. Tropimy gender w ośrodkach edukacji: od przedszkoli po szkoły wyższe i z oburzeniem podrzucamy przykłady szerzenia gender mediom. Idealnie do tego nadaje się wspomniana afera w przedszkolu rybnickim, którą odkrył „Gość Niedzielny”. Chodzi o to, że dzięki dotacjom unijnym mogą w Polsce powstawać nowe, tak potrzebne przedszkola. Ale jest jeden haczyk. Te przedszkola z dotacji powinny realizować zasadę „gender mainstreaming”, czyli zasadę równości szans kobiet i mężczyzn. Jak to rozumieć nie wiadomo, ale rodzice, widząc zapis o zasadzie gender, przerażają się i wycofują dzieci z przedszkoli. Wspaniała akcja, niech sobie Unia wsadzi swoje pieniądze, my wychowujemy nasze dzieci w duchu katolickiej nierówności i tak ma zostać. Afera przedszkolna goni aferę, media mają temat. W obliczu takich nagłówków gdzieś ginie artykuł z „Wyborczej”, o tym, że arcybiskup Głódź uznał, że molestowanie piętnastolatki pod pedofilię nie podchodzi. A poza tym, takie sprawy to wewnętrzna sprawa Kościoła.

Krok piąty: spijamy śmietankę

Po tych wszystkich uczynkach przedstawiciele Kościoła mogą odetchnąć z ulgą. Uwaga przekierowana, pedofilia znika z nagłówków gazet, kościoły znowu pełne katolików, tym razem bojących się gender, a słudzy Kościoła odzyskali swe należne miejsce – w roli ekspertów – w mediach. Można wrócić do zajmowania się życiem codziennym i walczyć z państwem o większą kasę dla Kościoła. Chyba że… W filmie „Fakty i akty” sprawę wojny z Albanią zaczyna śledzić dociekliwy agent CIA i nie odpuszcza sprytnym doradcom. W Polsce rolę agenta wzięła na siebie Anna Dryjańska z Feminoteki. W artykule pt. „Jak Kościół katolicki zarabia na gender” stawia sprawę jasno: Kościół polując na czarownice w przedszkolach, zapomina, a może raczej – woli nie ujawniać faktu – że sam korzysta z dotacji unijnych przeznaczonych na projekty edukacyjne, które muszą realizować wspomnianą zasadę „gender mainstreaming”. Jak pisze Dryjańska, „Z monitoringu dotacji przyznanych z Europejskiego Funduszu Społecznego w latach 2010–2013 wynika, że instytucje kościelne lub związane z Kościołem katolickim są stałymi beneficjentami środków unijnych”. Listę instytucji można znaleźć na stronach Feminoteki. Zachodzi zatem podejrzenie, że Kościół z jednej strony grzmi z ambon o tym, jak zły jest gender, a za kulisami dorabia sobie na kolejnych projektach unijnych. Zatem postępuje w sposób dwulicowy. Lub też postępuje zgodnie z tym co mówi: bierze pieniądze z Unii, ale nie realizuje warunków przyznania dotacji. Zatem jest nieuczciwy, a sprawa robi się trochę kryminalna.

To jaki Kościół wolimy? Dwulicowy czy nieuczciwy? Tak czy siak, kto tam będzie czytał artykuł Dryjańskiej, jak tu trzeba na barykady i walczyć z gender, którego widmo krąży nad Polską. I od takich graczy trzeba się uczyć, mili Państwo!