Naszym moralnym obowiązkiem jest wyrazić solidarność z ludźmi, którzy chcą się wyrwać z biedy. Jak mówił zmarły niedawno Nelson Mandela, bieda jest czymś, co stworzyli ludzie, zatem ludzie mogą ją także zlikwidować. Jeśli istnieje coś, z czym ludzie w potrzebie wiążą nadzieję na poprawę swojego losu, i my możemy wziąć w tym udział, nie powinniśmy odrzucać takiej propozycji. Nie powinniśmy negować idei sprawiedliwego handlu, tak samo jak nie powinniśmy negować konieczności udzielania pomocy rozwojowej, która również obarczona jest przecież wieloma wadami. To oczywiście nie oznacza, że nie powinniśmy uprawiać krytycznej refleksji o tych ideach.
Odpowiedzialni konsumenci po to, aby móc dokonywać odpowiedzialnych wyborów, muszą mieć dostęp do odpowiedzialnej oferty rynkowej. Z tego punktu widzenia Polacy są w większości praktycznie wykluczeni z udziału w i tak skromnej ofercie produktów etycznych. Nie dotyczy to tylko Fair Trade, ale również etycznej bankowości, zielonej energii itd. Z perspektywy konsumenta Fair Trade to margines światowego handlu. Dotyczy głównie produktów, bez których da się żyć (kawa, kakao itd.), co naszym zdaniem nie przekreśla jednak całkowicie sensu propagowania tej idei. Ma ona głęboki walor edukacyjny, otwiera na problemy nierówności w światowej gospodarce. Potrzebna jest budowa alternatywnego systemu organizacji handlu, w którym ustalone są podstawowe zasady dotyczące przestrzegania praw człowieka i ochrony środowiska, a producenci mają zapewnioną minimalną stabilizację.
Jeden z zarzutów wobec systemu Fair Trade mówi, że zabija on innowacyjność – nie zachęca do inwestowania i zwiększania wydajności, gdyż rolnicy mają zapewnioną stałą cenę i w miarę stabilny zysk. Tymczasem to właśnie stabilność jest kluczowym elementem niezbędnym do wyrwania się z błędnego koła życia z dnia na dzień. Jakie są szanse wdrażania innowacji przez ludzi, którzy nie są w stanie zaspokoić podstawowych potrzeb swoich rodzin? Jak w takiej sytuacji możemy mówić o inwestycjach? Jakie zmiany nastąpią w kolejnym pokoleniu, jeżeli dzieci, zamiast chodzić do szkoły, pracują przy zbiorze bawełny, kawy czy kakao? Pozytywne znaczenie systemu Fair Trade polega na tym właśnie, że zapewnia bazę do ewentualnych zmian. Poprzez zakaz pracy dzieci pozwala na rozwój edukacji, co na dłuższą metę daje szansę na rozwój gospodarczy.
Podobnie jest z zarzutami protekcjonalnego, europocentrycznego podejścia do Afryki. Czy pomaganie jest objawem neokolonializmu? Ten w Afryce i tak kwitnie, bo działające tam korporacje z branży surowcowej mają siłę, której nie są zdolne oprzeć się miejscowe władze. Siłę finansową i organizacyjną, widoczną np. w unikaniu płacenia podatków czy wywieraniu presji politycznej w sposób mniej lub bardziej legalny. Potoczna opinia mówi, że Afryka jest skorumpowana. Należy jednak pamiętać, że w układzie korupcyjnym zawsze są dwie strony: ta, która daje, i ta, która bierze. Europejczycy lubią dawać. Z tym musimy walczyć u siebie.
Jednym z największych zagrożeń, z jakimi etyczny handel zetknie się w najbliższej przyszłości, jest, paradoksalnie, wzrost jego popularności. Każdy oddolnie wykreowany trend, kiedy z absolutnej niszy rynkowej przeistacza się w dostrzegalny segment rynku, zostaje przechwycony przez korporacje. Konsumenci bywają nieraz zatrważająco naiwni. Apple, tworząc wokół siebie nimb wyjątkowości i niezależności, w ciągu dekady wyrósł na największą korporację świata, a najnowszego iPhona skręca na taśmach produkcyjnych w Chinach grubo ponad milion robotników. Wejście globalnych koncernów w rynek Fair Trade może zabić tę inicjatywę, wypaczyć jej sens. Czy ktoś, kto tworzy problem, może być jego rozwiązaniem?
Nie wolno pominąć nieco dwuznacznej roli części aktywistów propagujących Fair Trade, którzy jednocześnie są biznesmenami budującymi rynek na oferowane przez siebie produkty. Ich marzeniem jest uzyskanie kontraktu na zaopatrywanie w produkty FT jakiejś dużej sieci handlowej. Czasem niektóre z nich wykonują jakiś gest, „rzucą” na półki nieco produktów z certyfikatem, w zamian za co ogłasza się wszem i wobec, że sieć ta jest już na drodze do odpowiedzialności społecznej. Aktywiści w swojej naiwności nieraz dają się zaprzęgnąć do tzw. greenwashu. A przecież wolelibyśmy, żeby na przykład koncerny naftowe sprzedawały na swoich stacjach benzynowych fair ropę, a nie kawę.