Kiedyś wraz z nastaniem smutnego okres kończenia sezonu rowerowego i przerzucania się na transport miejski lub spacery (jazda na rowerze silnie indywidualizuje), nastawał czas smutku. Wszystko działo się jakby wolniej, a zmianę pór roku odczuwało się jakoś dotkliwiej. Dziś jest inaczej. Nie chodzi nawet o to, że nie czuć zimy jako takiej (bo skądinąd faktycznie jej nie czuć), ale zmiana pory roku nie zmienia dynamiki życia. Na ulicach miasta – mimo chłodów i niekorzystnej pogody – wciąż widać wielu cyklistów.
Jeszcze kilka lat temu było to nieomal nie do pomyślenia. Wówczas cieszył sam fakt, że miasto w ogóle posiada jakichś miłośników jednośladów. Cały rok jeździli w zasadzie tylko kurierzy oraz być może kilku zapaleńców, którzy na przekór wszystkiemu przemierzali miasto na dwóch kółkach. Dziś ani deszcz, ani temperatura, ani nawet niekiedy śnieg nie zatrzymuje osób przed wsiadaniem na rower. Według chyba pierwszego badania na temat rowerzystów, jakie zostało zrealizowane w Warszawie przez ZTM, blisko 17 proc. respondentów, bez względu na płeć stwierdza, że żadne warunki atmosferyczne nie są w stanie zniechęcić ich do jazdy na rowerze. Ponadto blisko 41 proc. pytanych mężczyzn oraz 24 proc. kobiet deklaruje, że jeździ na rowerze cały rok. Wynik ten oczywiście nie jest reprezentatywny dla wszystkich mieszkańców, ponieważ sondę wypełniały zapewne osoby w większości jeżdżące na rowerach i zainteresowane tą tematyką, jednak sam fakt, że spośród nich tak wielu deklaruje całoroczną jazdę, bez względu na warunki pogodowe, budzi moją radość. Pokazuje to bowiem, że potrafimy myśleć nieco inaczej na temat przestrzeni miejskiej, że dostrzegamy łatwość przemieszczania się rowerem. Jednoślad wprawdzie nadal nie stanowi uprzywilejowanego środka transportu i zdarza się wciąż usłyszeć od niektórych kierowców „mało ci było w wakacje?”, lecz dróg rowerowych wciąż przybywa.
Jakość tej infrastruktury wciąż jednak pozostawia wiele do życzenia. Nie powtórzę nic nowego, ale ścieżki dla cyklistów w warszawskim Śródmieściu (które jest celem większości podróży) to wciąż pocięte fragmenty, nieskładające się w jedną całość. Niby lepiej jest pod tym względem poza centrum, jednak warto odnotować fakt, iż w pozostałych dzielnicach, jeśli jakimś cudem wytyczono kiedyś ścieżkę rowerową, to jest ona dziś już w opłakanym stanie. Kostka Bauma, nie dość że bardzo niewygodna do jazdy, to jeszcze z pomocą korzeni pobliskich drzew zwykle zdążyła się już powybrzuszać i porozpadać. Każdy cyklista ma nakaz z niej skorzystać, jeśli biegnie tuż przy jezdni, którą się porusza. A kiedy już na nią zjedzie (co nie zawsze jest łatwe), zdany jest na łaskę przechodniów, którzy wiedzą, że nie powinno się wchodzić na drogę rowerową, ale nie zawsze się do tej wiedzy stosują.
Ten typ ścieżek, biegnących tuż przy chodniku i zazwyczaj dość wyraźnie oddzielonych od jezdni, bywa preferowany przez okazjonalnych rowerzystów, którzy zazwyczaj boją się zatłoczonych ulic. Frustruje jednak rowerzystów częstych, przywykłych do jazdy po ulicach, ponieważ często zmusza ich do robienia niepotrzebnych skrętów i tracenia czasu. Ścieżki takie zazwyczaj wiją się dość swobodnie, wydłużając trasę, co spowodowało, że na Facebooku powstały już, zdawać by się mogło absurdalne, grupy rowerzystów nawołujące do „omijania ulic, na których są ścieżki rowerowe”.
Czemu tego rodzaju infrastruktura jest gorsza? Chociażby dlatego, że w zimie staje się bezużyteczna. Odśnieżając chodniki, nikt nie pomyśli o tym, żeby zrobić to samo, z tymi ścieżkami. Gdyby były to zwykłe kontrapasy (czyli ścieżki biegnące po prawym pasie ulicy), wówczas nie byłoby problemu z ich odśnieżaniem. Te wprawdzie powstają, jednak z punktu widzenia całościowej infrastruktury rowerowej Warszawy stanowią i prawdopodobnie będą stanowić bardzo mały procent. Absurdem byłoby żądać w tej chwili reorganizacji tych obecnie już istniejących. Może jednak kiedyś, gdy kostka Bauma osiągnie stan ostatecznej degradacji, a ulice staną się bardziej przyjazne, będziemy mogli częściej na nie wjeżdżać? Życzę sobie i innym cyklistom tego, jak i łagodnej zimy w nadchodzącym roku.