(…) rok 1848 pozostał wylęgarnią historii. Wykrystalizował koncepcje i wytyczył strukturę przyszłych wydarzeń; wyznaczył przebieg nadchodzącego stulecia. Zaplanował, a jego zamierzenia zostały zrealizowane: jednakże – non vi si pensa quanto sangue costa [nie do pomyślenia, ile to kosztowało krwi].

Lewis Bernstein Namier

Jest rok 1848. We Frankfurcie nad Menem reprezentanci niezliczonych mniejszych i większych państw niemieckich obradują nad politycznym zjednoczeniem dawnych ziem świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Na trybunach zasiada kwiat inteligencji przyszłej Drugiej Rzeszy: profesorowie, doktorzy, adwokaci. Rozważają nie tylko jej potencjalny kształt, ale także najważniejsze kwestie sporne, jak sprawy: czeską, polską czy włoską. Dyskutują o formie rządów, miejscu Austrii, koncepcjach „wielkich” i „małych” Niemiec. Reprezentujący Brandenburgię poseł Jordan wykrzykuje z mównicy znamienne słowa: „Wolność dla wszystkich, ale siła ojczyzny i dobro ponad wszystko!” (Freiheit für alle, aber des Vaterlands Kraft und Wohlfart über alles!). Dziś jego pełen entuzjazmu apel, w szczególności przytoczony w niemieckim oryginale, brzmi jednak niczym proroctwo katastrof minionego wieku. Gdy wsłuchać się uważnie w rewolucyjną wrzawę Wiosny Ludów, w podobnych wypowiedziach odnaleźć można niemal wszystkie ideologie, którym podporządkowana była historia nowoczesnej Europy.

Arno_Breker_Die_Partei2
Arno Breker „Die Partei”, 1940. Fot. Viborg / Wikimedia Commons

 

Odtworzeniu tych złożonych „dróg myśli” swój pasjonujący esej poświęcił w roku 1964 brytyjski historyk polsko-żydowskiego pochodzenia, a przy tym naoczny świadek dramatów pierwszej połowy XX stulecia, Lewis Bernstein Namier. Jego pracę, zatytułowaną „1848. Rewolucja intelektualistów”, wydał właśnie w przekładzie Andrzeja Ehrlicha krakowski Universitas. Wzbogacona o późniejsze eseje książka pomyślana jest niezwykle prosto: stanowi jakby obszerny komentarz do stenogramu obrad dwóch wydarzeń tego właśnie roku, które nie tyle „wstrząsnęły światem” (niczym rewolucja październikowa), co raczej zapowiedziały te wstrząsy, tj. dyskusji parlamentu frankfurckiego i praskiego Zjazdu Słowiańskiego. Przegląd sformułowanych wówczas myśli, argumentów podnoszonych dla uzasadnienia żądań terytorialnych, prób rozwiązania sporów między narodami Europy środkowej ukazuje, jak szczytne ideały ponapoleońskiej Europy utorowały drogę katastrofom dwóch ostatnich stuleci. Toteż gdy wsłuchać się w ten esej, trudno oprzeć się wrażeniu, że rok 1848 był w istocie – jak powtarza Namier – „wylęgarnią historii” nowoczesnej Europy, dziełem „pomysłowych twórców (i fałszerzy) losów świata”.

„Prawdziwy koniec XIX wieku” [1]

Gdy posłowie frankfurccy czy delegaci na zjazd praski debatowali nad wyśnioną mapą przyszłości, historia rychło przypomniała im jednak o swoich prawach. Jak wiadomo, Wiosna Ludów skończyła się niemal wszędzie tryumfem absolutystycznej reakcji, za zespołem nowych pomysłów na społeczeństwo nie podążyły bowiem (jeszcze) masy narodów europejskich. Namier udowadnia wszak – i trudno się z nim nie zgodzić – że to właśnie ta krótka „rewolucja intelektualistów”, która ogarnęła całą Europę, od Paryża po Rzym i od Poznania po Budapeszt, ujawniła krystalizujące się w połowie XIX stulecia idee, bez których nie sposób zrozumieć jej nowoczesnej historii. Wydobywa je z chłodną precyzją, doskonale świadomy, że „państw nie tworzy się ani nie niszczy, granic zaś nie przesuwa się ani nie znosi w wyniku argumentacji lub głosowania większości. Narody wyzwala się, jednoczy lub łamie krwią i żelazem, nie zaś hojnymi porcjami wolności i sosu pomidorowego; narzędziem ruchów narodowych jest przemoc”.

I tak w koncepcjach zaproponowanych przez parlamentarzystów frankfurckich Namier dostrzega kolejne formuły niemieckiej polityki aż po II wojnę światową:

„W latach 1848–1849 były cztery programy. Program Gros-Österreich, scentralizowanej, germańskiej Austrii, zachowującej swoją tradycyjną dominację w Niemczech, został zrealizowany przez Schwarzenberga w 1850 roku, po Ołomuńcu. Program Wielkich Prus został zrealizowany w postaci Federacji Północno-Niemieckiej [Związku Północnoniemieckiego M.Ch.] z roku 1866 i rozszerzony w latach 1870–1871 na całe terytorium frankfurckiego Klein-Deutschland. Program ten, przy przeniesieniu stolicy do Berlina, został w niezdecydowany sposób podjęty przez Republikę Weimarską; zaś drugi frankfurcki program, dotyczący Gros-Deutschland i obejmujący niemieckie i czeskie prowincje Austrii, został urzeczywistniony przez Hitlera w latach 1938–1939”.

Przywołując podobne dyskusje, Namier uwyraźnia konsekwencje idei zrodzonych w stuleciu, które wsławiło się zarazem odkryciem „pary i elektryczności”, ale również nowoczesnego nacjonalizmu. Cytuje słowa posła Schuselki o „wielkim narodzie” niemieckim, który „potrzebuje przestrzeni (Raum), aby wypełnić swoje światowe przeznaczenie (Weltberuf)”, by dodać: „Jak daleko było od Frankfurtu do Lebensraumu?”. Ukazuje, jak ideologia III Rzeszy zakorzeniona jest w myśli „kochających wolność” parlamentarzystów z 1848 roku, nierzadko intelektualistów najwyższej miary…

Namier nie ogranicza jednak swych obserwacji do historii rodzącej się wówczas ideologii wielkoniemieckiej. Podobnie jak węgierski historyk i politolog István Bibó [2] wskazuje nie tylko na tragiczny los krajów regionu, ale także na ich współodpowiedzialność. Obok niemieckich koncepcji Polski jako „państwa pośredniego” (ein Mittelreich) – buforowej konstrukcji między Rzeszą a Rosją – przypomina więc składane przez polskich delegatów na Zjazd Słowiański obietnice równouprawnienia Rusinów, by cierpko zauważyć, że pozostały one na papierze zarówno w Galicji, jak i w Drugiej Rzeczypospolitej… Przytacza dialog niemieckiego posła Wachtera z czeskimi delegatami, w którym zawiera się cała historia sporów między tymi dwoma narodami, od odmowy udziału w obradach parlamentu przyszłej Rzeszy (1848) aż po monachijski rozbiór Czechosłowacji (1938): „[Wachter] «Powiedziałem, ze chcemy was, Czechów, wziąć w ramiona» – na co oni wykrzyknęli: «Tak! I udusić nas»”.

Nacjonalizm, nieuleczalna choroba nowoczesności?

Namier przenikliwie zauważa, jak „uczucia narodowe (…) w 1848 roku witane jako wielka, szlachetna siła, która miała zregenerować Europę”, były jednak już u zarania „wyrazem niedostosowania społecznego i politycznego” szczególnie dotkliwego dla krajów Europy środkowej. Na długo przed tym, jak Benedict Anderson, Eric Hobsbawm, Terence Ranger czy Ernest Gellner pochylą się krytycznie nad dziejami nowoczesnych konstrukcji narodowych, Namier, podobnie jak Bibó, swoje uwagi formułował nie tylko jako znawca dziejów XIX stulecia, ale również, a może nade wszystko, jako świadek traumatycznych wydarzeń ostatniego wieku. O ile obydwaj swoim punktem wyjścia czynią „niemiecką histerię polityczną”, o tyle nie wahają się również rozszerzyć swoje obserwacje na dzieje całego regionu, uwikłane w szereg konfliktów decydujących o losach kontynentu. Wszak to intelektualiści z całej Europy Środkowej, nie tylko niemieccy, ale również polscy czy węgierscy, w swych romantycznych „snach o potędze” rozwijali ideę „państwa jako konstrukcji mechanicznej i prawnej”, „sztucznego produktu przypadków historycznych”. Przeciwstawiali je narodowi, który uznawali „za dzieło natury, a zatem za coś świętego, odwiecznego, organicznego, mającego głębsze uzasadnienie niż dzieło człowieka”. Stworzyli w ten sposób wizję, która małym narodom pozwoliła na przetrwanie wieku XIX, ale stała się też zarzewiem najokrutniejszych konfliktów następnego stulecia. W trzeźwych – acz do dziś nie zawsze oczywistych – słowach wskazuje tak nie tyle na różnice, co na podobieństwo polityki najbliższych sąsiadów:

„(…) Niemcy, Węgrzy i Polacy wysuwali twierdzenia o swojej wyższości kulturalnej, społecznej i politycznej nad tymi, których uważali za „ahistoryczne”, podległe narodowości, nie mające prawa do niezawisłego istnienia narodowego. (…) W monarchii habsburskiej były cztery dominujące narodowości, których klasy wyższe i średnie zajmowały także terytoria narodów poddanych: byli to Niemcy, Włosi, Węgrzy i Polacy, dominujący nad Czechami, Jugosłowianami, Rusinami i Rumunami. Cztery narodowości panów domagały się zjednoczonych Niemiec, zjednoczonych Włoch, niepodległych Węgier i ponownie zjednoczonej Polski, obejmujących wszystkie terytoria podległych narodów, zamieszkujących monarchię”.

W swej pozbawionej złudzeń narracji Namier wydobywa tak mechanizmy dotyczące wszystkich nacji regionu. Jego lakoniczne sformułowanie zawdzięczamy posłowi reprezentującemu Bromberg ( to niegdysiejsza, niemiecka nazwa Bydgoszczy): „kochamy Polaków jak sąsiadów, nie jak braci”. W miejsce Polaków wstawić zaś można dowolną nację regionu… Innymi słowy, jak podsumowuje Namier:

„(…) podczas Wiosny Ludów narodowość, to namiętne wyznanie intelektualistów, wdziera się do polityki Europy środkowej i środkowo-Wschodniej, a od 1848 roku rozpoczyna europejską wielką wojnę każdego narodu przeciw jego sąsiadom”.

Twórcy i fałszerze, aktorzy i świadkowie historii

Trzeźwa, nieraz sarkastyczna refleksja Namiera wydobywa wyraźnie janusową twarz ideologii narodowych regionu, między piętnem męczennictwa (wobec silniejszych) a nieustępliwością (wobec słabszych). Przypomina, że w tym teatrze idei XIX stulecia za szczytnymi ideałami czy mglistością koncepcji kryją się niezliczone twarze arystokratów i intelektualistów, pisarzy i ideologów, księży i pastorów, o których większości dziś zapomniano. Bilans „rewolucji intelektualistów” i jej znaczenia dla dziejów Europy pozwala zadać pytanie o odpowiedzialność za słowa, wizje, wyśnione projekty, które rzeczywistość weryfikuje szybciej, niż nam się to może wydawać.

 

Przypisy:

[1] Zob. E. Paczoska, „Prawdziwy koniec XIX wieku. Śladami nowoczesności”, Warszawa 2010.
[2] Zob. I. Bibó, „Eseje polityczne”, przeł. J. Snopek, Wydawnictwo Universitas, Kraków 2012.

Książka:

Lewis Bernstein Namier, „1848. Rewolucja intelektualistów”, przeł. A. Ehrlich, Wydawnictwo Universitas, Kraków 2013.