Na początek: wdowi grosz

Kiedy zaczynaliśmy w Sopocie mówić o wprowadzeniu budżetu obywatelskiego, wielu ludziom to pojęcie wydawało się dość abstrakcyjne. Gdzieś, w dalekiej Brazylii, może to i jakoś funkcjonuje, ale u nas? Czy mieszkańcy będą zainteresowani? „Przecież jest dobrze tak, jak jest” – twierdzili niektórzy sopocianie. Aby przekonać radnych do tego, że warto przynajmniej spróbować, zaproponowaliśmy, by zacząć od drobnej kwoty, na przykład od symbolicznego „wdowiego grosza” – jednego procenta wszystkich wydatków. Udało się. Rada Miasta przyjęła rezolucję o wprowadzeniu w Sopocie budżetu obywatelskiego, mimo sprzeciwu części radnych i sceptycyzmu prezydenta miasta.

Dzisiaj, po trzech latach i trzech kolejnych edycjach, budżet obywatelski w Sopocie stał się w zasadzie oczywistością. Mieszkańcy pokazali, że najlepiej wiedzą, czego im potrzeba, a wybrane przez nich projekty są ważne dla całego miasta. (Obawa, że budżet obywatelski może stać się polem gry między poszczególnymi częściami miasta okazała się zupełnie bezpodstawna). Urzędnicy i radni nauczyli się z kolei chwalić budżetem obywatelskim przed gośćmi z Polski i ze świata. Mimo to, do pełnego wykorzystania potencjału tego narzędzia droga jeszcze bardzo daleka.

Gra wyborcza

Co stoi na przeszkodzie, by budżet obywatelski stał się podstawowym sposobem podejmowania decyzji o wydatkach Sopotu? Brakuje przede wszystkim dobrej woli ze strony radnych i prezydenta lub dobrej ustawy o budżecie obywatelskim, dzięki której będzie można ominąć niechęć części lokalnych polityków. Oczywiście, idealnie byłoby mieć jedno i drugie.

Dialog z radnymi jest trudny. Pomimo kilku lat prób nie jesteśmy w stanie przekonać samorządowców, że podział miasta na cztery duże okręgi wyborcze jest błędny i że bardziej właściwe byłoby utworzenie mniejszych rejonów, które lepiej oddają specyfikę różnych części Sopotu. Niestety, to co nam, mieszkańcom wydaje się oczywiste, dla radnych jest niepotrzebną administracyjną ekstrawagancją. Zbliżają się wybory i każda zmiana granic okręgów mogłaby zniweczyć strategie wyborcze.

Po trzech kolejnych edycjach budżet obywatelski w Sopocie stał się oczywistością. Mieszkańcy pokazali, że najlepiej wiedzą, czego im potrzeba, a wybrane projekty są ważne dla całego miasta.| Marcin Gerwin

Zarówno w Sopocie, jak i w wielu innych miejscach w Polsce, bardzo potrzebny jest rozwój „kultury demokracji”. Chociaż od 1989 r. minęło już wiele lat, przez demokrację najczęściej rozumie się wybory, które dają politykom mandat na cztery lata samowoli. I tak kadencja po kadencji. Przypomina to bardziej monarchię elekcyjną lub oligarchię niż demokrację z prawdziwego zdarzenia. Jednak i to krok po kroku się zmienia. Na przykład, w 2014 r. urzędnicy w Sopocie doszli do wniosku, że jednak warto zapytać pomysłodawców projektów, które wygrały, jak właściwie chcieliby, aby zostały one zrealizowane. Rzecz niby oczywista, jednak jak widać nie dla wszystkich. Taka zmiana podejścia zajęła kilka lat…

Budzenie racjonalności miejskiej

Do czego natomiast budżet obywatelski może w ogóle służyć? Pytanie o jego celowość ma podstawowe znaczenie dla przyszłości Sopotu. Jeżeli bowiem dążymy wyłącznie do aktywizacji mieszkańców, wówczas sam wybór metody, a nawet wynik głosowania nie ma większego znaczenia – liczy się frekwencja, liczba złożonych projektów i osób, które wzięły w głosowaniu. Na co natomiast zostały wydane wspólne pieniądze, czy projekty są na pewno przemyślane i właściwie zrealizowane – wszystko to schodzi na plan dalszy. Oczywiście, nawet w tak uproszczonej formule budżet obywatelski ma pozytywne skutki – zawsze to lepiej, gdy mieszkańcy zainteresują się sprawami miasta, gdy powstają nowe place zabaw, gdy remontowane są chodniki, które przez lata pomijano.

Budżet obywatelski powinien stać się jednak czymś znacznie ważniejszym. Można go wykorzystać do wspierania zrównoważonego rozwoju i do budowania lokalnej społeczności. W takim wypadku jego procedura musi zostać zmieniona. Na samym początku potrzebna będzie dyskusja nad listą priorytetów, jak również ustalenie, jakim miastem ma być w przyszłości Sopot. Czy najważniejsze jest to, by jak najszybciej przemieszczać się po ulicach samochodem? Wówczas powinniśmy zarezerwować sporą część środków na inwestycje drogowe. Może jednak priorytetem stać się powinien ekologicznie zrównoważony transport? Wtedy, zamiast budowy nowych dróg dla samochodów, należy kupić nowoczesne autobusy, wytyczyć ścieżki rowerowe i stworzyć ułatwienia w ruchu pieszym. Jeżeli z kolei przeszkadza nam zanieczyszczone powietrze, czy nie powinniśmy przeznaczyć części środków na wymianę pieców węglowych? Jak duża ma to być część? To wszystko jest do ustalania właśnie na pierwszym etapie.

Ktoś może słusznie zauważyć, że przecież większość mieszkańców nie zna się na urbanistyce, na planowaniu rozwoju miast. Owszem, tak bez wątpienia jest. I dlatego w tych debatach powinni brać udział zaproszeni eksperci, którzy będą wspierali mieszkańców swoją wiedzą i doświadczeniem. Tak właśnie kształtuje się sfera publiczna – w dyskusji, debacie, gdzie zdrowy rozsądek i potrzeby zwykłego człowieka mogą ścierać się z opinią eksperta.

Jak to zrobić w praktyce? W małej miejscowości można zorganizować cykl otwartych spotkań i zaprosić na nie wszystkich mieszkańców. Z kolei w dużym mieście dobrym rozwiązaniem wydaje się panel obywatelski, czyli spotkania losowo wybranej grupy ludzi, której skład odzwierciedla strukturę demograficzną danego miasta (na przykład pod względem płci, wieku czy wykształcenia). Do dyskusji o rozwoju miasta niezbędny jest czas. Dlatego uczestnicy panelu powinni otrzymywać dietę za udział w debacie, by nie musieli co chwilę zerkać na zegarek.

Na razie na zaproponowane wyżej zmiany nie ma w Sopocie zgody. Za kilka miesięcy czekają nas wybory samorządowe – może to dobry moment, by porozmawiać nad budżetem obywatelskim?