Zaczynają rozmawiać. Przedstawiciele pakistańskich talibów zasiedli do rozmów z reprezentantami władz. Po jednej stronie ludzie z długimi brodami, odziani w tradycyjne szaty duchownych muzułmańskich, po drugiej dżentelemeni w garniturach i pod krawatem. To dopiero początek, ale sam fakt, że doszło już do pierwszych rozmów jest istotny, choć o niczym nie przesądza. Nie przesądza przede wszystkim o tym czy w Pakistanie nastąpi pokój i dojdzie do rzeczywistego zawieszenia broni pomiędzy talibańskimi bojownikami, a rządowymi wojskami i formacjami służb bezpieczeństwa.
Walki w Pakistanie trwają od ponad siedmiu lat. Jej efektem jest coraz bardziej postępująca destabilizacja kraju, który dysponuje wcale niemałym arsenałem broni jądrowej oraz środkami jej przenoszenia. To jedyne państwo muzułmańskie posiadające taki potencjał militarny. Dlatego postępujący chaos i pogrążenie Pakistanu w wojnie domowej jest problem nie tylko miejscowego społeczeństwa. Jest także problemem wspólnoty międzynarodowej, która całkiem zasadnie obawia się, iż niestabilny Pakistan z nuklearnym arsenałem może stać się zagrożeniem dla bezpieczeństwa nie tylko regionalnego, ale światowego.
Do rządowo-talibańskich rozmów o pokoju dochodzi w Pakistanie w okresie przygotowującym sąsiedni Afganistan do opuszczenia tego kraju przez wojska NATO oraz oddzielny kontyngent amerykański. Ma to nastąpić z końcem 2014 roku. Trzeba przy tym pamiętać, że niepokoje w Pakistanie i walki na pograniczu pakistańsko-afgańskim mają bezpośredni związek z sytuacją w Afganistanie. Ostrze działań talibów zwróciło bowiem przeciw władzom w Islamabadzie przed kilkoma laty, kiedy Pakistan przystąpił do kierowanej przez Stany Zjednoczone światowej wojny z terroryzmem. Bez współpracy z władzami Pakistanu prowadzenie operacji afgańskiej przez siły NATO byłoby dużo trudniejsze.
Jednak dla wielu w Pakistanie przystąpienie do tej wojny było aktem zdrady islamskiej wspólnoty. Tym bardziej, że w szeregach afgańskich talibów znalazło się wielu dawnych bojowników walczących z wojskami sowieckimi podczas agresji Związku Radzieckiego na Afganistan w latach siedemdziesiątych. Tych ludzi wspierała wówczas pakistańska armia oraz wywiad. Mieli swoje bazy i ośrodki szkoleniowe na terenie pakistańsko-afgańskiego pogranicza, na tak zwanych przygranicznych terytoriach plemiennych. Centralna władza z Islamabadu zwykle nie miała tam wielkich wpływów, a o wyborach politycznych i militarnych decydowała tam od dziesięcioleci starszyzna plemienna. I to właśnie ta tradycyjna elita oraz miejscowe duchowieństwo muzułmańskie wspólnie uznali, że przystąpienie Pakistanu do wojny z terroryzmem po stronie USA jest zdradą. Dlatego bojownicy z pogranicza rozpoczęli walkę już nie tylko z siłami zachodnimi w Afganistanie, ale także z reprezentantami władz z Islamabadu. Władze te były i są uważane przez bojowników talibańskich za sprzedajne i zdradzieckie.
Wojna w Pakistanie pochłonęła już dziesiątki ofiar. Ludzie ginęli na bazarach i w meczetach w wyniku samobójczych zamachów, atakowane były i są konwoje sił rządowych, budynki administracji, a także na obiekty wojskowe i koszary. Celem ataków byli ludzie współpracujący z władzami oraz oficjalnymi instytucjami Pakistanu, a także zwykli mieszkańcy, których talibowie przemocą chcieli skłonić do nieposłuszeństwa wobec władz oraz sabotowania rządowych inicjatyw. Żniwo siedmioletniej wojny odcisnęło już dawno krwawe piętno na pakistańskiej codzienności.
Ostrze działań talibów zwróciło się przeciw władzom w Islamabadzie przed kilkoma laty, kiedy Pakistan przystąpił do kierowanej przez Stany Zjednoczone światowej wojny z terroryzmem. | Krzysztof Renik
Dlatego rząd kierowany od niecałego roku przez Nawaza Sharifa, cywilnego polityka, który zdaniem niektórych komentatorów miał dobre kontakty z częścią ugrupowań talibańskich, postanowił rozpocząć rozmowy z reprezentantami bojowników, nie czekając na rozwój wydarzeń w sąsiednim Afganistanie. Jedna i druga strona wyznaczyła już do prowadzenia tych rozmów swych reprezentantów, odbyły się pierwsze spotkania.
Strona rządowa przystępując do rozmów zastrzegła, iż muszą się one odbywać w ramach obowiązującej obecnie w Pakistanie konstytucji. Pozornie powinno to satysfakcjonować talibów, bowiem Pakistan jest Republiką Islamską, a w konstytucji tego kraju jest wiele odniesień do zasad religijnych. Już przy pierwszych kontaktach okazało się jednak, że ten warunek nie zadowala strony talibańskiej. Mimo prawa ufundowanego na Koranie i Sunnie, uważają oni pakistańską ustawę zasadniczą za twór ułomny, który nie odzwierciedla wartości islamu, o które walczą talibowie. Dlatego pisząc te słowa w lutym trudno o prognozę, czym zakończą się rządowo-talibańskie rozmowy. Ich start nie zapowiada bowiem łatwego dialogu, tym bardziej, że obie strony zdają się trwać konsekwentnie przy swoich stanowiskach.
Z wielu powodów jest to zrozumiałe. Codzienność Pakistanu jest rozpięta pomiędzy XXI wiekiem i wzorcami zaczerpniętymi ze współczesnego londyńskiego City oraz przysłowiowym „Średniowieczem”, w którym obowiązują wzorce społeczne, kulturowe i obyczajowe sprzed stuleci. Porozumienie pomiędzy ludźmi żyjącymi w tak odmiennych formacjach cywilizacyjnych może okazać się niezwykle trudne.
PS. Już po napisaniu tego felietonu z Pakistanu dotarła wiadomość o zabiciu przez talibów 23 pakistańskich strażników granicznych porwanych w 2010 roku i przetrzymywanych w niewoli. W odpowiedzi na ten akt terroru strona rządowa zawiesiła rozmowy o pokoju. Z kolei przedstawiciele talibów przekonują, że rozmowy trzeba kontynuować mimo wszystko. W kontekście tych wydarzeń powtórzę raz jeszcze – porozumienie (…) może okazać się niezwykle trudne.