Karolina Wigura, Michał Jędrzejek: Co igrzyska olimpijskie w Soczi mówią o putinowskiej Rosji? Władimir Putin był gotów jeździć na sesje MKOl-u do Gwatemali, osobiście lobbował za organizacją olimpiady u stóp Kaukazu…
Lilia Szewcowa: Desperacja Putina, by organizować te igrzyska, to nic nadzwyczajnego. Tak samo zachowywały się inne kraje, od Wielkiej Brytanii po Chiny. Igrzyska dają państwom i ich liderom ogólnoświatową widzialność, choć samych przywódców narażają na zarzut lobbingu. Putin zdawał sobie z tego doskonale sprawę. W reżimach autorytarnych, a już szczególnie takich jak Rosja czy Chiny, samo pragnienie goszczenia igrzysk jest jednak nieco innej natury niż w krajach demokratycznych. Organizacja olimpiady w Soczi zyskuje zupełnie inną symbolikę niż igrzyska w Londynie. To dla Putina coś więcej niż tylko zaspokojenie jego megalomańskich ambicji. Soczi ma być wizytówką Rosji, rekompensatą braku innych sukcesów. Ma być jak Sputnik i jak loty w kosmos. Daje możliwość odgrywania roli giganta, przy jednoczesnym odwróceniu uwagi ludzi od prawdziwych problemów. Olimpiada służy jako utrwalacz narodowej euforii.
Rosja ma teraz Zachód cywilizować, a nie sama integrować się ze światem kultury „dekadenckiej, zdemoralizowanej i niebezpiecznej”. | Lilia Szewcowa
Czyli nie wierzy pani w nagłaśniany przez media rosyjskie „impuls modernizacyjny dla Kaukazu Północnego”?
Ależ skąd, Soczi to co najwyżej znakomita okazja, by ukraść trochę pieniędzy. Te igrzyska znakomicie odpowiadają mentalności rosyjskich oligarchów z ich pragnieniem wielkości, pokazania się, sztucznego blichtru. Oczywiście, urządzono ciekawie w formie – i niezaskakujące w treści – ceremonie otwarcia i zamknięcia. Zadbano też o to, by były bardziej spektakularne niż te zachodnie. Ale w istocie Soczi nie jest niczym więcej niż potiomkinowską wioską. Pokazuje ósmy cud świata, podczas gdy w Rosji trwa demograficzna katastrofa starzenia się, a alkoholizm niszczy społeczeństwo. To fantazyjna bajka dla dzieci i dla naiwnych korespondentów zagranicznych. Soczi nie istnieje.
Czy igrzyska mają zatem szansę stać się rodzajem przesilenia dla tego reżimu – skoro dla co wnikliwszych obserwatorów prezentują bardziej jego słabości niż silne strony?
Trudno jest określić, co jest mocą, a co słabością Rosji. Niewątpliwie siłą Putina jest to, że potrafi kontrolować kraj. Machina represji jest przygotowana, ale czeka w ukryciu. Putinowi udaje się i bez niej znakomicie pacyfikować sytuację w Rosji – ale nie zapominajmy, że do więzień nieustannie trafiają kolejni przeciwnicy polityki Kremla. Igrzyska niczego w tym wymiarze manifestacji władzy nie zmieniły. Rola służb specjalnych rośnie, kontrola nad internetem wzmaga się, likwidowane są niezależne stacje telewizyjne, organizacje pozarządowe są atakowane jako „obce” Rosji. Proszę pamiętać, że członkinie Pussy Riot zostały zwolnione kilka miesięcy przed odbyciem przez nie kary więziennej. Wypuszczenie ich miało znaczenie czysto wizerunkowe. Putin zaprezentował się nie tyle jako władca litościwy, ale jako ktoś, kto może sobie pozwolić na wszystko. Ponowne aresztowanie dwóch członkiń zespołu tylko potwierdza moją tezę.
A słabości władcy Kremla?
Słabością Putina jest przede wszystkim jego próżność. Zachowuje się jak typowy rosyjski przywódca, żyjący w całkowitym oderwaniu od potrzeb społeczeństwa. Putinowi nie jest daleko do Stalina, Chruszczowa czy Breżniewa.
Soczi to dla Putina coś więcej niż tylko zaspokojenie jego megalomańskich ambicji. Ma być wizytówką Rosji, rekompensatą braku innych sukcesów. Ma być jak Sputnik i jak loty w kosmos. | Lilia Szewcowa
Iwan Krastew i Stephen Holmes stwierdzili niedawno w „Journal of Democracy”, że reżimy autorytarne, jak Rosja, są dziś o wiele bardziej innowacyjne, gdy chodzi o narzędzia sprawowania władzy czy prowadzenia politycznego PR-u niż demokracje, ciągle borykające się z nowymi problemami i funkcjonujące w „wiecznym kryzysie”. Zgadza się pani z tą tezą?
Bardzo cenię obu tych autorów, ale się z nimi nie zgadzam. Putin buduje „nowy reżim” – ale tylko w tym sensie, że różni się on od Rosji sprzed wyborów i konfliktów społecznych w latach 2011–2012. Ale środki, których używa, nie są bynajmniej nowatorskie. Putin rozumie doskonale, że wobec braku sukcesów w polityce wewnętrznej potrzebuje innych – „nowych” – wiktorii. Dlatego angażuje się bardziej w aktywność międzynarodową. Soczi to wyśmienita okazja do tego rodzaju propagandy sukcesu – wyalienowanej wobec prawdziwych problemów kraju.
Czy to także dobra okazja, by zbić zwierciadło Rosji Putinowskiej?
W jakimś sensie tak. Oglądałam ceremonię otwarcia. Tołstoj, Musorgski, Czajkowski – wszystkie zaczerpnięte od nich symbole pokazywały Rosję jako imperium sztuki i wysokiej kultury. To było ucieleśnienie nowej idei Putina – według niego, Rosja ma teraz Zachód cywilizować, a nie sama integrować się ze światem kultury „dekadenckiej, zdemoralizowanej i niebezpiecznej”. Rosja w tej wizja ma stać się centrum nowej Unii Euroazjatyckiej, do której Unia Europejska może co najwyżej sama aspirować.