Najwięcej pustych lub nieukończonych domów znajduje się w Hiszpanii (3,4 miliona), Włoszech (2,7 miliona) i Francji (2,4 miliona). Duże wrażenie, wziąwszy pod uwagę niewielkie rozmiary tych państw, robią także dane dla Portugalii (735 tys. mieszkań) i Irlandii (400 tys.).  Zsumowana liczba wszystkich porzuconych lub nieoddanych lokali dwukrotnie  przekracza liczbę wszystkich europejskich… bezdomnych, szacowaną na 4,1 miliona.

Dlaczego setki tysięcy mieszkań próżno czekają na lokatorów? Czy to wynik kryzysu? Raczej absurdalnych zachowań, które do kryzysu doprowadziły, i  które dobrze ilustrują kilka bolączek europejskiej gospodarki.

Po pierwsze, wiele lokali stoi pustych, bo nie zostały kupione jako miejsce zamieszkania, ale dla zamożnych Europejczyków miały stanowić atrakcyjny sposób ulokowania pieniędzy. W numerze „Kultury Liberalnej” poświęconym nierównościom majątkowym Ignacy Morawski napisał, że „że nadmierna koncentracja majątku jest zjawiskiem nieoptymalnym” z punktu widzenia ekonomicznego, ponieważ„koniec końców wszystkim żyje się gorzej”. Wszystkim – także bogatym. Dlaczego? Wąska grupa zamożnych gromadzi coraz większe ilości kapitału, a następnie poszukuje dla niego inwestycji. Problem w tym, że coraz trudniej znaleźć dobrą lokatę, która przyniesie zyski, i którą ubożejąca reszta społeczeństwa będzie mogła od inwestorów kupić. W rezultacie„szybki wzrost płac ludzi najbardziej zamożnych, którzy mają dużą skłonność do oszczędzania (ciężko wydać tak wielki dochód), może być źródłem trwałego ubytku popytu i tym samym prowadzić do niższego wzrostu gospodarczego”, pisze Morawski.

Jeszcze kilka lat temu, przed wybuchem kryzysu finansowego, niewydane pieniądze zamożnych łatwo znajdowały drogę do kieszeni uboższych w postaci zbyt łatwego i taniego kredytu, który następnie – nawet niezbyt majętni Europejczycy i Amerykanie – często przeznaczali na zakup drugiego czy trzeciego mieszkania. Szybko okazało się jednak, że taki model „redystrybucji” dochodu jest nie do utrzymania. Pojawiły się masowe problemy z wypłacalnością i pompowana przez lata bańka mieszkaniowa (w latach 2004-2008 w Hiszpanii budowano 800 tys. mieszkań rocznie) pękła z hukiem. Inwestorzy zostali z nieruchomościami wartymi połowę mniej, a pożyczkobiorcy z kredytami, których nie są w stanie spłacić. To druga patologia naszej gospodarki, którą nadwyżka mieszkań doskonale ilustruje.

Wreszcie problem trzeci, czyli postępująca „metropolizacja” naszego świata. Coraz liczniejsze regiony stają się jedynie przybudówkami stolic i kilku największych miast w kraju. Puste domy w Europie to nie tylko nie tylko luksusowe apartamenty w letnich kurortach z widokiem na morze, ale także zwykłe osiedla na prowincjach, z których Europejczycy uciekają. W wielu państwach, w tym w Polsce, ludzie przenoszą się do stolic i kilku większych miast, pozostawiając za sobą wyludnioną prowincję. W rezultacie ceny mieszkań w Londynie, Paryżu, Madrycie czy Warszawie szybują w górę, a domy w mniejszych miejscowościach daremnie czekają na swoich właścicieli.

I tak oto okazuje się, że w epoce cyfryzacji i digitalizacji, kiedy jednym kliknięciem myszy łączymy się z drugim końcem globu, a granice międzypaństwowe rzekomo nie istnieją, barierą dla znalezienia dobrej pracy wciąż jest kilkadziesiąt kilometrów dzielących prowincję od metropolii.

Co to wszystko ma wspólnego z decyzją Marka Zuckerberga o wyłożeniu 19 miliardów dolarów na serwis WhatsApp? Otóż decyzja Zuckerberga to być może dowód na kolejną bańkę inwestycyjną, rosnącą na naszych oczach i niewykluczone, że bliską już eksplozji.

WhatsApp to popularny komunikator internetowy, z którego korzysta 450 milionów ludzi, a obecnie liczba ta powiększa się o milion… dziennie! Ilu pracowników zatrudnia spółka, która tylko 31 grudnia 2013 roku dostarczyła 54 miliardy wiadomości? 55. Czy firma oparta na jednym, relatywnie prostym programie i mieszcząca się w na jednym piętrze biurowca jest warta więcej niż chociażby Sony, dysponujące fabrykami na całym świecie i zatrudniające tysiące razy więcej pracowników? Okazuje się, że tak. Takiej wyceny dokonał rzekomo racjonalny rynek.

Do stworzenia przedsięwzięcia wartego 19 miliardów dolarów założyciele WhatsApp potrzebowali 55 pracowników, którzy dziś dzielą się zyskami ze sprzedaży. Koszty ewentualnego upadku takiej lub innych tego rodzaju firm – a do tego wystarczy zwykła zmiana mody wśród użytkowników aplikacji – poczuje znacznie większa liczba ludzi, kiedy ich portfele wypełnione akcjami internetowych gigantów nagle okażą się puste. Zupełnie jak 11 milionów europejskich mieszkań.