Szanowni Państwo,
w filmach science-fiction podsłuchiwanie i podglądanie stanowiło jeden z ponurych wymiarów przyszłego świata. Tymczasem my beztrosko sprowadzamy do naszych domów kolejne nowinki techniczne, które ułatwiają nam życie, zapewniają rozrywkę, ale i umożliwiają śledzenie naszych poczynań. Historia Edwarda Snowdena uzmysłowiła nam zasięg globalnego programu inwigilacji. Pokazała, że upadek muru berlińskiego nie oznaczał końca „życia na podsłuchu”. Jeśli jednak zastanowimy się chwilę, zaskoczenie i oburzenie szpiegowanych polityków świadczy nie tyle o ich społecznej wrażliwości, co o hipokryzji. Sprzeciwiając się inwigilacji na szczeblu dyplomatycznym, politycy ci niejednokrotnie sami podpisują ustawy pozwalające na monitorowanie obywateli ich własnych krajów. Jaki jest cel owej – jak to określił Michel Foucault – „tresury dusz”? Czy jest nią „nadzorowanie i karanie”, dawanie złudnego poczucia bezpieczeństwa czy może po prostu zarabianie, kształtowanie gustów i zamiana konsumentów w towary?
Kamery, skanery, czytniki biometryczne, latające nad naszymi głowami drony (wkrótce ponoć narzędzia kuriersko-reklamowe), tworzenie „cyfrowych odcisków palców”, profilów konsumenckich na podstawie charakteru użytkowania internetu – to wszystko komplementarne oblicza tego samego procesu „informacyjnego tsunami”, którego ofiarą jest nasza prywatność.
Zygmunt Bauman pisał w „Kulturze Liberalnej”, że „państwo opiekuńcze przekształca się w rodzaj państwa policyjnego” [„Kultura Liberalna” nr 186], a zjawisko utraty prywatności nazwał „płynną inwigilacją” – systemem postpanoptycznym, którego funkcjonowanie nie wymaga już obecności nadzorców. Wystarczą kamery (a przynajmniej świadomość ich obecności) – czasem celowo eksponowane, czasem skrzętnie ukrywane, ale wszechobecne w każdej aglomeracji. Tę postać monitoringu oswoiliśmy tak, jak nasi pradziadkowie przywykli do widoku latarń elektrycznych.
W dzisiejszym numerze „Kultury Liberalnej”, przygotowanym wspólnie z Fundacją „Panoptykon” piszemy o monitoringu wizyjnym i potrzebie jego regulacji. W samej tylko Warszawie działa blisko 7000 kamer miejskich i niezliczone kamery prywatne. Pomimo że CCTV (closed-circuit television, czyli właśnie systemy monitoringu) obecne są w Polsce co najmniej od lat 90., wciąż nie doczekaliśmy się ustawy określającej prawne zasady funkcjonowania kamer. Pisze o tym Wojciech Klicki, prawnik Fundacji „Panoptykon”. I krytykuje projekt regulacji monitoringu, przygotowany przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, kierowane przez Bartłomieja Sienkiewicza, który swego czasu zapowiedział przecież zakończenie „monitoringowej wolnej amerykanki”. Dodatkowo, dynamiczny rozwój monitoringu opiera się głównie na mitach o wpływie kamer na ograniczenie przestępczości i wzrost bezpieczeństwa, a nie na faktach i konkretnej regulacji prawnej – pokazuje to w swoim tekście Paweł Waszkiewicz, specjalista w dziedzinie kryminalistyki.
A inwigilacja obywateli kosztuje i to nie mało. Tylko pięć największych miast w Polsce w latach 2002–2011 wydało na swoje systemy podglądania ponad 100 mln zł. Niestety nie nałożono na miasta obowiązku badań ewaluacyjnych. Nie podejmowano również prób odpowiedzi na pytanie, czy inwestowanie w monitoring wizyjny jest rzeczywiście najlepszą metodą podnoszenia subiektywnego poczucia bezpieczeństwa mieszkańców.
Problemem jest nie tylko rozbudowywanie inwigilacji w oparciu o niezweryfikowane przesłanki, ale również pominięcie negatywnych skutków społecznych, wiążących się z monitoringiem. Kamery to ingerencja w prywatność jednostki, która nie ze swojej woli podlega obserwacji „Wielkiego Brata”. Monitoring to wzrost nieufności i rozproszenie odpowiedzialności. O społecznym i etycznym aspekcie tej problematyki opowiadają w dzisiejszym numerze „Kultury Liberalnej” Tomasz Szlendak i Paweł Łuków.
Zapraszamy Państwa do odwiedzania strony naszego tygodnika także w kolejnych dniach tego tygodnia: codziennie będziemy publikować dalsze komentarze dotyczące regulacji monitoringu wizyjnego. Już jutro odpowiedź na argumenty zebrane w niniejszym Temacie tygodnia eksperta Departamentu Nadzoru MSW, Mariusza Cichomskiego. W następnych dniach głos zabiorą także Ewa Gawor, dyrektorka Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Miasta Stołecznego Warszawy oraz Wojciech Engelking, który uważa, że negatywne podejście do kamer to wyolbrzymianie zupełnie powszedniego zjawiska.
Zapraszamy do lektury!
Błażej Popławski i Wojciech Klicki
Stopka numeru:
Autorzy koncepcji numeru: Fundacja „Panoptykon” i Redakcja „Kultury Liberalnej”.
Współpraca: Wojciech Engelking, Viktoriia Zhuhan, Eliasz Robakiewicz, Marcin Żuraw, Błażej Popławski, Kacper Szulecki.
Autor ilustracji: Krzysztof Niemyski [www.facebook.com/chrisniemyski]