Szanowni Państwo,

radio podsycało nienawiść, uzbrojone bojówki mężczyzn uczestniczyły w szkoleniach, rozdano kilkaset tysięcy chińskich maczet, maczugi ponabijano gwoździami. 6 kwietnia 1994 r. to ponura data. Dwie dekady temu w Rwandzie rozpoczęła się rzeź. W przeciągu 100 dni Hutu wymordowali blisko milion Tutsi. Niemoc Zachodu w obliczu ludobójstwa była porażająca. Społeczność międzynarodowa zignorowała wszelkie sygnały o przygotowaniach do masakry. Nie ochroniono ludności cywilnej, choć w Rwandzie stacjonowały oddziały ONZ. Co gorsza, śledztwa prowadzone po ludobójstwie wykazały współudział byłych mocarstw kolonialnych w dozbrajaniu i doszkalaniu bojówek Hutu. Rzeź miała miejsce także w polskiej misji Pallotynów. Skutki potwornej masakry filmowali polscy żołnierze.

Po wydarzeniach w Rwandzie z ust polityków w Waszyngtonie, Brukseli, czy Paryżu dość szybko popłynęły zachęty do pojednania. Zalecano je tym łatwiej, że dotyczyło ziem dalekich, egzotycznych – jego popularyzacja miała być zatem swego rodzaju kontynuacją misji cywilizacyjnej. Przebaczać mieli sobie nawzajem nie tylko Hutu i Tutsi, ale również Europejczycy i Rwandyjczycy. Przebaczania uczono, jak uczy się prowadzić samochód. Zdaniem wielu komentatorów, skutkiem ubocznym rytuału globalnego odkupienia win stało się ukrycie prawdy o sprawstwie tragedii.

Pytanie o sensowność pojednania między sprawcami i ofiarami nie dotyczy jedynie dalekiej Afryki. To model postępowania przyjmowany w różnych częściach świata, niewolny od dwuznaczności. Pod szlachetnymi hasłami często zachęca się do pojednania pospiesznego, „na wyrost” i bez prawdziwej pokuty. Dlaczego? Odrzucenie modelu koncyliacyjnego dla wielu polityków może oznaczać możliwość utraty legitymizacji międzynarodowej. Czasem nawet szans na pomoc finansową. Z kolei wdrażanie pojednania wielokroć bywa manifestacją siły mściwych ofiar, które jedynie pozornie godzą się na bratanie z byłymi katami. W tym czasie naukowcy piszą nierzadko dwuznaczne dzieła. Przypominają w nich, iż towarzyszące ludzkości od czasów najdawniejszych masakry mogą dziś stanowić niezwykle interesujący przedmiot badań*.

Dylematy pojednania na grobach ofiar nie są obce również „skrwawionym ziemiom” Europy Wschodniej, by użyć sformułowania Timothy’ego Snydera. Jak w XXI w. w sposób zrozumiały dla drugiej strony konfliktu komunikować poczucie winy, wstydu, czy potrzebę zadośćuczynienia? Czy możliwe jest określenie skali rekompensaty i kary za zbrodnie takie jak ludobójstwo, czy – przywołując przykłady z ostatnich miesięcy – strzelanie do własnych obywateli, wreszcie agresję na obce terytorium?

Stawiamy te pytania w związku z XX rocznicą ludobójstwa w Rwandzie. Nie szukamy na nie jednej odpowiedzi i nie zawężamy jej do kontekstu geopolityki Czarnego Lądu. Sygnalizujemy natomiast konieczność nieustannego przywoływania i uaktualniania formuły pojednania w relacjach międzynarodowych.

O blaskach i cieniach procesu wcielenia w życie haseł przebaczenia w samej Rwandzie pisze nasz redakcyjny afrykanista, Błażej Popławski. Pokazuje różne oblicza transformacji postludobójczej w Regionie Wielkich Jezior Afrykańskich – amnezji etnicznej, rozwoju ideologii nacjonalistycznej, oszałamiającego wzrostu gospodarczego, a także pozornej demokratyzacji kraju.

O to, czy politykę przebaczenia da się obronić, spierają się Lech M. Nijakowski, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego i Karolina Wigura, szefowa działu politycznego „Kultury Liberalnej” i filozofka polityki. Zdaniem Nijakowskiego, za pojednaniem kryją się najczęściej głęboko zakorzenione, nacjonalistyczne mity społeczne. Związany z nim język wywiera presję na ofiary, doprowadzając nierzadko nawet do ich kryminalizacji. Wigura dostrzega problematyczność pojednania w polityce, ale wyraźnie zaznacza: bez tego narzędzia nie da się pomyśleć powojennej polityki europejskiej. Kłopot w tym, że epoka pojednania skończyła się – przypieczętowania jej kresu dokonał Władimir Putin w swojej ostatniej mowie w sali św. Jerzego na Kremlu. Wigura pyta też o możliwość pojednania na Ukrainie po „krwawym Majdanie”.

Z kolei przewodniczący Południowoafrykańskiej Komisji Praw Człowieka, Jeremy Sarkin, pisze o zależnościach między dyskursem polityków o pojednaniu a koniecznością uwewnętrznienia jego założeń przez uczestników konfliktu. Jego zdaniem, nie warto szukać uniwersalnego modelu pojednania. O wiele ważniejsza jest zmiana w obrębie tożsamości społecznej ofiar, sprawców i świadków, zależna przede wszystkim od kontekstu lokalnego.

W najbliższych dniach opublikujemy także komentarze specjalistów z dziedziny prawa międzynarodowego i praw człowieka – Roberta Rotberga oraz Lyala Sungi.

Zapraszamy do lektury,

Błażej Popławski i Jarosław Kuisz


 

Stopka numeru:

Autorzy koncepcji numeru: Błażej Popławski, Karolina Wigura.

Współpraca: Kacper Szulecki, Łukasz Jasina, Hubert Czyżewski, Wojciech Engelking.

Autorka ilustracji: Justyna Krzywicka [https://www.facebook.com/justynakrzywickaillustration].