Chyba mało kto wierzy, że genewskie porozumienia zakończą konflikt na wschodniej Ukrainie. Dlaczego Władimir Putin miałby poprzestać na zajęciu Krymu? Przecież reakcja Europy i Ameryki jest bardzo słaba, a rosyjski prezydent przekroczył najwyraźniej pewną barierę psychologiczną. Jest zupełnie innym politykiem niż na początku swojej prezydentury.
Początek ery Putina spędziłem w Moskwie i doskonale pamiętam panujące wówczas nastroje. Rosyjski prezydent starał się przekonać świat, że jest „nastajaszczij demokrat”: deklarował przystąpienie do NATO, przemawiał po niemiecku w Bundesracie. Czasy te jednak bezpowrotnie minęły. Rosją rządzi zupełnie inny Władimir Putin – swoista wersja 2.0. Na opiniach i reakcji świata zupełnie mu nie zależy. To co przez długi czas było bardzo ważne, czyli akceptacja Zachodu i wejście na światowe salony, przestało się liczyć.
Kiedy nastąpiła zmiana? Przełomowy musiał być przypadek Edwarda Snowdena. Rosyjski prezydent dowiedział się, że Amerykanie – podobnie jak o innych światowych przywódcach – wiedzą o nim wszystko. Może stwierdził, że skoro tak jest, to nie ma już sensu udawać kogoś innego. Pewne jest też to, że rozczarował się Zachodem. Od dawna był przekonany, że Amerykanie go oszukują. Dodatkowym bodźcem była też słabo skrywana pogarda dla Baracka Obamy. George’a Busha Putin szanował tym bardziej, im mocniej się bał. Obecny amerykański prezydent widziany z Kremla to człowiek słaby – pozbawiony charyzmy, niezdolny do użycia siły, a na dodatek czarnoskóry intelektualista. To w oczach Władimira Putina nie jest powodem do dumy.
Do tej przemiany Władimir Putin dojrzewał bardzo długo i jedno jest pewne – nie zrezygnuje z raz obranego kierunku. Nawet jeśli będzie zawierał kolejne formalne kompromisy i porozumienia, na pewno nie wycofa się z planów zagarnięcia „Noworusi”, czyli południowo-wschodniej Ukrainy.
Władimir Putin potrzebuje zwycięstw, bo tylko one pozwolą przynajmniej na chwilę zapomnieć o ekonomicznym kryzysie, który nieuchronnie zbliża się do Rosji i będzie naturalnym następstwem konfrontacji z Zachodem. Kolejne zwycięstwa są dla rosyjskiego społeczeństwa jak narkotyk i to one gwarantują poparcie i niezbędną legitymizację władzy. A zwycięstwa będą, bo ukraińska armia, jak mieliśmy ostatnio okazję wielokrotnie obserwować, praktycznie nie istnieje. Najpierw więc Rosja zajmie Donieck i Ługańsk, później przyjdzie czas na Zaporoże, Chersoń, Nikołajew i Odessę. To samo może spotkać Charków. Jednak dalej na zachód ekspansja posunąć się nie może. Rosja musi działać tam, gdzie ma poparcie społeczne, a o tym, że ma je akurat w południowo-wschodniej Ukrainie nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Jest ono w dużym stopniu autentyczne i nie wynika wcale z rosyjskiej propagandy. Kiedy skończą się zwycięstwa na Ukrainie, przyjdzie czas na wprowadzenie wojska do Górskiego Karabachu, a może i działań dywersantów na Łotwie.
Do kolejnych zwycięstw Rosja będzie potrzebowała pieniędzy. Na początek na pewno wykorzysta swoje ogromne rezerwy walutowe. Później może dojść do realizacji pomysłów, które do niedawna wydawały się całkowicie absurdalne – na przykład: zastąpienie w rosyjskiej gospodarce amerykańskiego dolara chińskim juanem. Wspominał już o tym doradca prezydenta Siergiej Głaziew, choć jeszcze jakiś czas temu niewielu wierzyło w podobne teorie.
Rosja stanie się mekką dla nielegalnego kapitału – już teraz jest go dużo, a będzie jeszcze więcej. Gwarancją powodzenia jest ciągłe podbijanie nastrojów rosyjskiego imperializmu, w rosyjskich mediach nazywane „powstawaniem Rosji z kolan”. To oczywiście proces rozłożony w czasie i może trwać bardzo długo, ale drogi powrotnej już nie ma.
Jeszcze sobie nie zdajemy sprawy, jak wielka zmiana nastąpiła w naszej części Europy. Jej symbolem jest długa rozmowa telefoniczna między premierem Donaldem Tuskiem, a prezydentem Białorusi, Aleksandrem Łukaszenką. Jeszcze kilka tygodni temu byłaby trudna do wyobrażenia, ale – jak widać – poczucie zagrożenia łączy.
Na końcu drogi, na którą wszedł Władimir Putin jest albo zupełna zmiana ustroju Rosji, w której Władimir Putin zostanie „ojcem narodu”, albo Majdan na Kremlu.