Plagą tą jest „resortowy” sposób myślenia o rzeczywistości. Polega on na postrzeganiu funkcjonowania państwa i zachodzących w nim procesów przede wszystkim przez pryzmat ograniczonych dziedzin, którymi zajmują się poszczególne ministerstwa. I jak w rządzie możemy wyróżnić resorty mniej i bardziej istotne – nie sposób przecież wyobrazić sobie oddawania Ministerstwa Spraw Wewnętrznych czy Obrony Narodowej w ręce słabszego koalicjanta – tak w odniesieniu do sytuacji społeczno-gospodarczej wyróżniamy tematy o różnej wadze.
Witold Gadomski w tekście „Zbędna wojna obyczajowa” stawia tezę o zaniku konserwatywnych struktur w polskim społeczeństwie. Podaje jednak przykłady ogólnych trendów z szeroko pojętego kręgu państw euroatlantyckich, nie mówiących nic o specyficznym polskim liberalizmie. Odwołuje się na przykład do aranżowania małżeństw jako modelu sprzed ponad pół wieku, znacząco odmiennego od sytuacji dzisiejszej. Czy jednak w którymkolwiek z krajów Europy Środkowo-Wschodniej nie doszło do podobnych przemian? Czy w państwach byłego bloku komunistycznego nie został rozbity tradycyjny podział klasowy, jedno z podstawowych uwarunkowań występowania małżeństw aranżowanych?
Zmieniać ma się również stosunek do homoseksualizmu. Autor mimochodem diagnozuje jednak główny problem w tym zakresie, stwierdzając iż „pary mieszkające ze sobą” nie są przedmiotem szykan, „jeśli publicznie nie eksponują swych preferencji”. Nie bardzo rozumiem, czym różni się to od sytuacji sprzed pół wieku, kiedy homoseksualiści mogli bez problemu obracać się w „dobrych” kręgach społecznych, o ile nie obnosili się szczególnie ze swoją „dysfunkcją”.
Jednak główny problem przesłania Gadomskiego uwydatnia się najwyraźniej w następującym fragmencie: „Obyczajowi «postępowcy» z jednej strony uznają prawo kobiety do decyzji, czy chce rodzić, za podstawową zdobycz cywilizacji, z drugiej – żądają od państwa, by coś zrobiło z niskim przyrostem naturalnym”. Autor, mimo iż w sferze deklaracji dystansuje się od sporów ideologicznych, wyraźnie opowiada się po jednej ze stron.
Skoro nie postulujemy zastąpienia nowoczesnych tramwajów dorożkami, dlaczego mamy rozważać wspieranie patriarchalnego modelu rodziny? Przecież oba te wynalazki należą do minionej już epoki. | Michał Żakowski
Amerykanie – społeczeństwo w znacznej części deklarujące przywiązanie do religii – zrozumieli, że ochrona życia płodu nie może odbywać się kosztem życia kobiet desperacko próbujących dokonać nielegalnej aborcji w podejrzanych klinikach lub zażywających substancje mające stanowić substytut szatańskiej antykoncepcji. Niemieckie i francuskie kobiety wywalczyły swoje prawa w procesie tak pogardzanej przez Gadomskiego wojny obyczajowej – i to w postaci o wiele bardziej żywiołowej niż ta obserwowana na polskim podwórku. Obecnie najlepsze statystyki przyrostu demograficznego mają te państwa, w których owa wojna obyczajowa dokonała się w sposób najgłębszy.
Problemem nie jest autonomiczna pozycja kobiety. Jest nim rozmyślna abdykacja z perspektywy genderowej (uwzględniającej przemiany tradycyjnych ról płciowych) w programowaniu polityki rodzinnej, wzmacniana przez styl myślenia promowany przed redaktora „Wyborczej”.
Jeżeli Witold Gadomski oczekuje restytucji modelu rodziny polegającego na tym, iż mężczyzna zarabia na utrzymanie gromadki dzieci, pracuje po dwanaście godzin w fabryce i mieszka w slumsach, na które państwo nie musi łożyć fortuny – można zrozumieć jego konsternację wobec rzeczywistości. Możemy jednak przyjąć, że sukces demograficzny można osiągnąć przez inwestycje w infrastrukturę opiekuńczą, system urlopów wychowawczych uwzględniający rolę obojga rodziców i ich wspólną odpowiedzialność za wychowanie dziecka (rozumianą jako równy podział obowiązków, gwarantujący obojgu partnerom równe prawo łączenia obowiązków rodzinnych i zawodowych). Zobaczymy wtedy, jak ważne jest dążenie do równości płci, stanowiącej przecież element liberalnej sfery wartości. Jeżeli nie postulujemy zastąpienia nowoczesnych tramwajów dorożkami, dlaczego mamy rozważać wspieranie patriarchalnego modelu rodziny?
Wszak oba te wynalazki należą do minionej już epoki. Minionej, dodajmy, nie dlatego, że zadziałał heglowski duch historii i wszystko wywrócił. Tamte warunki zmienione zostały przez wysiłki osób, które słyszały od im współczesnych argumenty podobne do tych wygłaszanych przez Gadomskiego: że po co walczyć o prawa wyborcze kobiet (widział ktoś kobietę zainteresowaną polityką?) czy o prawa dziecka (przecież dorośnie to zrozumie po co były te wszystkie klapsy). Zawsze były ważniejsze tematy.
Spory ideologiczne wpływają na poszukiwania rozwiązań poszczególnych problemów ekonomicznych – a rozumiem że po ich zażegnaniu, gdy społeczeństwo stanie się beztroskie, mamy podjąć niewygodne dla redaktora tematy. Na przykładzie przemian ról płciowych widać potrzebę odejścia od konsensusu będącego w istocie serią ustępstw wobec społecznej nauki Kościoła katolickiego. W innych dziedzinach sporów obyczajowych również możemy dostrzec kwestie wpływające na rozwiązanie problemów, o których wspomina Gadomski. Jeśli o nich zapomnimy, wpadniemy w pułapkę wiecznego myślenia o Wielkich Problemach, kosztem zaniedbań obszarów, w których możemy wdrożyć niewielkie nawet zmiany z pożytkiem dla ogółu populacji.
Wzrost gospodarczy tworzymy w konkretnych warunkach społecznych. Sporów o związki partnerskie, prawa reprodukcyjne, uregulowanie kwestii zapłodnienia pozaustrojowego nie możemy traktować jako kłótni służących jedynie uwypuklaniu różnic światopoglądowych. Nie są to też tematy zastępcze. Przez pomniejszanie ich znaczenia, opowiadamy się w istocie po jednej ze stron sporu. O ile nie zależy nam na umacnianiu katolicko-narodowego modelu społeczeństwa, zdecydowanie nie możemy abdykować z zabierania głosu na tematy „drażliwe”.