Hubert Czyżewski: W jednym ze swoich artykułów, napisał ksiądz, że papież Franciszek „odnowił markę Kościoła i papiestwa”. Co takiego udało mu się zmienić w ciągu zaledwie 14 miesięcy sprawowania urzędu?

Thomas Reese:  Franciszek nie skupia się na regułach i przepisach, a zamiast tego nieustannie podkreśla znaczenie takich pojęć jak współczucie, miłość, Boże miłosierdzie. Chce, żeby Kościół był jak otwarty dom, gdzie każdy czuje się u siebie. Przypomina ludziom, że są braćmi i siostrami, że należy kochać bliźnich, przede wszystkim tych najbardziej potrzebujących. Znaczenie tych wartości podkreśla w każdej swojej wypowiedzi, w każdym geście.

Czy Benedykt XVI tego nie robił?

Poprzedni papieże również mówili o miłosierdziu i potrzebie troski o potrzebujących. Ale Franciszkowi udało się wypracować formułę, dzięki której akurat te wartości stanęły na czele listy priorytetów. Nie chodzi tylko o to, co robi i co mówi, ale też o sposób, w jaki komunikuje swój przekaz światu. Robi to tak umiejętnie, że jego słowa natychmiast podchwytują media na całym świecie. Kiedy mówiłem o tym, że Franciszek „odnowił markę katolicyzmu” miałem właśnie na myśli to przesunięcie akcentów. Jeszcze nie tak dawno, gdyby w Stanach Zjednoczonych spytał pan dziesięciu przypadkowych ludzi, co myślą o Kościele katolickim, większość powiedziałaby zapewne, że Kościół jest przeciwko aborcji i przeciwko małżeństwom homoseksualnym, a wspiera tradycyjne wartości. Dzisiaj na pytanie, o co chodzi Ojcu Świętemu otrzymujemy zupełnie inne odpowiedzi – „papież Franciszek troszczy się o ubogich, mówi o przebaczeniu, nie osądza innych”.

Dzięki temu Kościół katolicki nie jest już postrzegany jako instytucja obsesyjnie zajęta tylko kilkoma sprawami. Franciszkowi udało się ponownie zwrócić uwagę na najważniejsze przesłanie Jezusa i Ewangelii, czyli miłość bliźniego. Na tym właśnie polega to „odnowienie marki”. Franciszek w żaden sposób nie zmienia przesłania Ewangelii, ale potrafi przekazać je w taki sposób, że te najważniejsze wartości są w centrum zainteresowania.

Jan Paweł II i Benedykt XVI sądzili, że Kościołowi potrzeba stabilizacyjnego okresu przejściowego. Franciszek uważa, że ten czas już się skończył i przyszła pora, by znów przewietrzyć Kościół. | Thomas Reese

To oczywiście bardzo ważne, ale jest to przede wszystkim zmiana stylu wynikająca z osobowości papieża Franciszka. Czy możemy jednak liczyć na to, że ten pontyfikat odmieni Kościół w dłuższej perspektywie, również w sensie instytucjonalnym?

Niektórzy komentatorzy faktycznie mówią, że działalność Franciszka to tylko gadanie, pusta retoryka,  która tak naprawdę nic nie znaczy. Moim zdaniem, w tym wypadku nie możemy jednak wprowadzać rozróżnienia między „stylem”, w jaki komunikujemy przesłanie, a sednem tego przesłania. Wybitny belgijski teolog Edward  Schillebeeckx mówił o Kościele jako wspólnocie, która głosi światu Chrystusa właśnie poprzez sposób, w jaki żyje na co dzień. W Kościele styl ma ogromne znaczenie. Jest jednym z fundamentalnych elementów przesłania.

Czy może ksiądz podać konkretny przykład?

Wielu rodziców narzeka, że ich dorosłe dzieci rzadko ich odwiedzają, ale kiedy wreszcie przyjeżdżają do domu na wakacje czy na święta, bardzo często już od progu słyszą rozmaite wymówki – „A co to jest? Kolczyk w nosie?! Tatuaż?! A może bym się doczekał kiedyś wnuków?!”. Jeszcze zanim przekroczą próg, już pod ich adresem padają pretensje. Dlaczego nie są przyjmowani z radością? Dlaczego pierwszym gestem nie będzie przytulenie, a pierwszymi słowami „Witaj! Cieszę się, że cię widzę!”. Nie sądzi pan, że gdyby byli witani inaczej, młodzi częściej odwiedzaliby rodzinne domy? Z wiernymi i Kościołem jest podobnie.

Zapewne ma ksiądz rację, ale nie wszystkie problemy Kościoła można rozwiązać zmianą stylu komunikacji.

Zgoda. Jest też wiele innych problemów do rozwiązania, dlatego Franciszek wykonuje pierwsze ważne kroki w kierunku reform instytucjonalnych. Powołał radę ośmiu kardynałów-doradców, przyspieszył proces porządkowania finansów Watykanu. Tą sprawą zajął się już Benedykt XVI, ale Franciszek nadał procesowi zmian nową dynamikę. Oprócz tego powołuje nowych ludzi na stanowiska w Kurii Rzymskiej, jest nowy sekretarz stanu, nowy prefekt Kongregacji ds. Duchowieństwa. Wymienił prawie całą radę nadzorczą Banku Watykańskiego!

Czy wszystkie te zmiany układają się w jakiś spójny program głębokiej reformy Kościoła?

Żeby trwale zmienić jakąś instytucję, należy zrobić trzy rzeczy. Po pierwsze, trzeba zmienić kulturę tej instytucji. Franciszek robi to poprzez dawanie przykładu nowym stylem sprawowania swojej funkcji. Jest bardzo krytyczny wobec klerykalnej mentalności i karierowiczostwa oraz bizantyjskiego dworu papieskiego. Mówi o przywództwie jako o służbie. Reformowanie Kościoła nie może polegać wyłącznie na przesuwaniu kompetencji czy likwidowaniu urzędów. Trzeba zmienić nastawienie ludzi i Franciszek robi to, pokazując swoim przykładem, jak być po prostu dobrym chrześcijaninem.

Po drugie, trzeba wymienić ludzi na kluczowych stanowiskach. To muszą być osoby bardzo zaangażowane w sprawę, z przekonaniem wspierające reformy. Proces ten zajmie bardzo dużo czasu, ponieważ biskupi późno odchodzą na emeryturę. W tym wypadku sukces zależy w dużej mierze od tego, jak długo potrwa pontyfikat Franciszka.

I wreszcie po trzecie, należy zaproponować konkretne projekty reform. Franciszek zaczął debatę o problemie rozwiedzionych katolików, o ich ewentualnym dopuszczeniu do komunii. Papież mówi nawet o nowej teologii kobiet. Dzięki temu ludzie zaczęli rozmawiać na tematy do tej pory całkowicie pomijane. Tak nadzwyczajne zmiany nastąpiły zaledwie w ciągu roku!

Czy wszystkie te przeobrażenia są zupełnym novum, swoistą rewolucją? A może jest to powrót do idei Soboru Watykańskiego II? Jeżeli tak, to dlaczego taki styl nie był przesadnie obecny przez ostatnie pięćdziesiąt lat, w trakcie pontyfikatów Pawła VI i Jana Pawła II?

Moim zdaniem Jan Paweł II uważał, że po Soborze Watykańskim II jest w Kościele zbyt dużo chaosu, zbyt wiele nieporozumień i wątpliwości. On i Benedykt XVI sądzili, że Kościołowi potrzeba stabilizacyjnego okresu przejściowego, dlatego też kardynał Ratzinger jako prefekt Kongregacji Doktryny Wiary „trzymał krótko” teologów, którzy podważali niektóre aspekty nauki Watykanu. To był okres przejściowy, ale teraz Franciszek uważa, że ten czas już się skończył i przyszła pora, by znów przewietrzyć Kościół. Wyraźnie mówi, że niektóre tematy trzeba na nowo przedyskutować i że nie należy się tego obawiać. Wierzy, że Bóg dobiera Kościołowi takich papieży, którzy najlepiej odpowiedzą na wyzwania konkretnych czasów. A teraz potrzeba dyskusji tak, jak potrzeba było dyskusji za Jana XXIII i Soboru Watykańskiego II.

Napisał też ksiądz, że reformy Franciszka muszą się powieść, bo jego program to po prostu wcielanie w życie przekazu Ewangelii. Chrześcijaństwo jest oczywiście religią nadziei, ale czy w takiej diagnozie nie ma zbyt wiele optymizmu?

Jeżeli jesteś chrześcijaninem, musisz być optymistą. W końcu podążamy za kimś, kto wedle naszej wiary wstał z grobu. Dlatego trzeba być optymistą, bez względu na świadomość grzechu i całego zła na świecie, również w Kościele. Proszę zobaczyć, co się dzieje na Ukrainie, na Bliskim Wschodzie, w Afryce. Ale pomimo zła, które nieustannie odradza się w świecie, Ewangelia wzywa nas do wiary w zmartwychwstanie – w to, że ludzie mogą się zmienić na lepsze, w potęgę Ducha. I tego uczy nas papież Franciszek.