Dla liberałów przemoc, choć w określonych sytuacjach konieczna i dopuszczalna, nie jest dobrym środkiem rozwiązywania problemów czy skuteczną techniką rządzenia. Jak mówiła Arendt, „z lufy karabinu nigdy nie może wyrastać władza”, co najwyżej wyrasta z niej przemoc, która nie legitymizuje polityki, ale ją unicestwia.

Według liberałów władza pochodzi z uznania siebie nawzajem przez członków wspólnoty za równych i wolnych. Nie jesteśmy jednak bytami anielskimi, niektórzy z nas łamią prawa i naruszają wolność innych. Nie żyjemy również w świecie miłujących pokój narodów. Dlatego też do bezpieczeństwa wewnętrznego społeczeństwo potrzebuje policji, a do bezpieczeństwa zewnętrznego armii. Są to jednak środki ostateczne i prewencyjne, nie zaś środki służące do zniewolenia obywateli czy podboju innych państw.

Liberałowie nie są pacyfistami, choć cenią pokój, nie są również zwolennikami militaryzacji, choć doceniają posiadanie nowoczesnej armii. Zatem wbrew zarzutom stawianym często liberałom nie odrzucają oni armii, tak samo jak nie negują potrzeby istnienia policji. Nie kwestionują oni także wojny, jeśli tylko spełnia ona kryteria wojny sprawiedliwej.

Wróg nie jest narodom potrzebny do istnienia. To tylko prawica myśli, że bez wroga wspólnota się rozpadnie, a patriotyzm zaniknie. | Rafał Wonicki

Liberałowie odrzucają jednak fantazyjne wyobrażenie wojny jako cudownej braterskiej przygody, w której chłopcy stają się półbogami i dokonują heroicznych czynów. Gdy czyta się pamiętniki frontowe, widać demony, jakie odciska wojna na kruchej ludzkiej psychice. Czy taka ma być zbiorowa psychika narodu? Czy pamiętając o tradycji Polski walczącej, liberałowie mają uznać, że to jest jedyny sposób krzewienia miłości do ojczyzny i budowania autentycznej wspólnoty? Liberałowie nie przeczą, że narodowa przeszłość i narodowe historie są ważne. Stanowią one część naszego dziedzictwa, o którym warto i trzeba pamiętać. Czy jest to jednak jedyny sposób budowania tożsamości? Czy w imię poległych w dawnych walkach nie powinniśmy, właśnie przez szacunek dla nich, myśleć również o teraźniejszości i przyszłości w ten sposób, by nam i przyszłym pokoleniom żyło się lepiej, bezpieczniej i wygodniej? Przez lepsze życie liberałowie rozumieją przede wszystkim wzmacnianie społeczeństwa obywatelskiego, usprawnianie instytucji państwa i wspieranie takiego prawa, które promuje inicjatywy oddolne, przyczyniając się tym samym do wzrostu zaufania i współpracy w społeczeństwie.

Liberałowie nie ograniczają się zatem w swoim myśleniu do budowania wspólnoty na jedności wobec wewnętrznego lub zewnętrznego wroga. Wróg nie jest narodom potrzebny do istnienia. To tylko prawicy czasami się wydaje, że bez wroga wspólnota się rozpadnie, a patriotyzm zaniknie. To kolejny mit antyliberalny, z którym liberałowie muszą się zmagać. Czy liberalne demokracje rozpadają się, dlatego że liberalne społeczeństwa nie są patriotyczne? Nic takiego nie ma przecież miejsca.

Dylemat: liberalizm czy patriotyzm ‒ jest po prostu fałszywy i czysto akademicki. Wielu liberałów jest patriotami i nie ma w tym żadnej sprzeczności. Można bowiem cenić zarazem indywidualne prawa, autonomię i przynależność kulturową oraz wartości moralne wspólnoty, do której się należy. Egzystencja ludzka już nie takie pozorne sprzeczności dźwigała. Liberałowie szukają zarazem tego, co ludzi łączy, a nie dzieli. Nie uciekają od przeszłości i historii, ale promują patriotyzm, który zachęca obywateli do postawy otwarcia, do tolerancji dla różnic światopoglądowych i integracji bez strachu o utratę tożsamości narodowej. I to odróżnia liberałów w Polsce od prawicy, która często sięga do wzorców budowania jedności opartej na wykluczeniu, na strachu przed wzajemnym zaufaniem lub na symbolicznej figurze Polski jako ofiary. Gdy dodatkowo wspólnota buduje swoją tożsamość głównie w oparciu o militarystyczny mit siły, który ma potwierdzać wielkość narodu, wtedy pojawia się niebezpieczeństwo ograniczenia wolności, swobody wyboru czy krytyki władz, które dla liberałów są tak ważne.

Dylemat: liberalizm czy patriotyzm ‒ jest po prostu fałszywy. | Rafał Wonicki

Wąska tożsamość oblężonej twierdzy jednoczy tylko pozornie, ponieważ nie dając ludziom możliwości wyboru i miejsca na decyzje, oddala ich od siebie, nie pozwala na wzajemne poznanie swoich obaw i wątpliwości, a więc ogranicza zaufanie i w konsekwencji dzieli ludzi. Jeśli mamy być rzeczywiście dumni z siebie i ze swojego kraju, musimy przestać myśleć o sobie w kategoriach skrzywdzonego historycznie narodu, który nostalgicznie rozpamiętuje czasy jagiellońskiej wielkości. Zamiast tego lepiej usprawniać instytucje państwa, tak by ludziom chciało się nie wyjeżdżać z kraju i bronić go w razie zagrożenia, a także modernizować armię, tak by mogła ona skutecznie chronić życie i dobrobyt nas oraz przyszłych pokoleń.