Łukasz Jasina: Czym jest współczesny nacjonalizm ukraiński? Produktem rodzimym czy dowodem skuteczności rosyjskiej inżynierii propagandowej?

Piotr Tyma: Gdy analizuje się doniesienia ze wschodu Ukrainy, to widać jak niewiele argumentów przekazanych przez liderów tzw. separatystów ma cokolwiek wspólnego z wizją ukraińskiego nacjonalizmu. Ich retoryka bazuje na zlepku frazesów zapożyczonych z sowieckiej spuścizny po tzw. Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej. Kilka lat temu na Ukrainie odtworzono mobilizacyjny schemat propagandowy wokół obchodów rocznicy zakończenia II wojny światowej i zwycięstwa nad faszyzmem. Bezkrytycznie i w sposób apologetyczny próbowano reanimować mit tej wojny oraz mechanizm społecznego konstruowania pojęcia wroga narodu. Do słownika polityki ukraińskiej powrócili „faszyści” i „kolaboranci”. Dyskurs ten od początku był irracjonalny, podszyty idiotyzmem oraz tendencją do prymitywnego prowokowania i szufladkowania politycznych oponentów.

Viktoriia Zhuhan: Czy dostrzega pan związki między ideologią nacjonalizmu ukraińskiego w XXI w. a postulatami Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów z lat 30. XX w.?

We współczesnej Ukrainie nie istnieje nacjonalizm ukraiński jako jeden spójny nurt światopoglądowy i spójna ideologia polityczna. Inaczej nacjonalizm postrzegają zwolennicy Dmytro Doncowa, inaczej widzą go osoby zniechęcone stanem państwa rządzonego do niedawna przez Partię Regionów. Jedni w nacjonalizmie upatrują legitymizacji ruchu narodowowyzwoleńczego. Inni wierzą w realizację wizji politycznej państwa i gospodarki, która została wypracowana przez teoretyków ukraińskich w latach 30. XX w., a doprecyzowana przez środowiska emigracyjne. Za nacjonalistów uznać też można osoby walczące o prymat języka ukraińskiego w szkołach i urzędach. Nacjonalizm ukraiński stał się puszką Pandory, z której każdy bierze to, co jest mu w danym momencie wygodne…

ŁJ: Gdzie zatem przebiega granica między nacjonalizmem a patriotyzmem ukraińskim?

Na Ukrainie, jak i w całej Europie Środkowo-Wschodniej, pojęcie nacjonalizmu jest mocno nadużywane w debatach publicznych. W opinii wielu ludzi ideologia narodowa nie jest konstruktem negatywnym, opartym na mechanicznym wykluczeniu obcych ze wspólnoty. Nie każda osoba uważająca się na Ukrainie za nacjonalistę będzie deklamować Doncowa czy chodzić na marsze ku czci Bandery. I nie każdy patriota udał się do Kijowa w czasie protestów, aby walczyć z „obcą” władzą.

Nie istnieje nacjonalizm ukraiński jako jeden spójny nurt światopoglądowy i ideologia polityczna. Inaczej nacjonalizm postrzegają zwolennicy Dmytro Doncowa, inaczej osoby zniechęcone stanem państwa rządzonego do niedawna przez Partię Regionów. | Piotr Tyma

Jestem sceptyczny wobec wprowadzenia sztywnych barier między nacjonalizmem a patriotyzmem i wartościowania według tego schematu współczesnej polityki ukraińskiej. Problem ten łatwo zauważyć przy ocenie partii „Swoboda”. Ludzie popierają to ugrupowanie nie dlatego, że działacze „Swobody” odwołują się do tradycji banderowskiej, ale dlatego, że w pewnym momencie była to jedyna dynamiczna siła polityczna – opozycyjna wobec władzy. Nie możemy zatem oceniać nacjonalizmu ukraińskiego jedynie w kategoriach historii idei – poszukując ciągłości dziejowej często dostrzegamy tylko przeszłość, a zapominamy o teraźniejszości.

Uprawianie polityki historycznej może więc łatwo zwieść nas na manowce. Mierzi mnie, gdy słyszę, że wybitny ukraiński pisarz Wasyl Szklar, autor powieści „Czarny kruk” (w oryginale „Czornyj woron” ‒ przyp. red.), bestsellera, którego akcja dzieje się w Chołodnym Jarze, uznawany zostaje za „piewcę ruchu banderowskiego”. On przecież opisywał walkę ukraińskich powstańców przeciw okupacyjnej władzy bolszewików w latach 20.! Przypisywanie mu mitologizowania banderowców jest zwykłym nadużyciem, szkodliwym dla pamięci historycznej Ukraińców. A w niej musi być miejsce i dla Semena Petlury, i dla strzelców siczowych, dla Jewhena Konowalca, i dla Stepana Bandery.

ŁJ: Banderowcy stali się modnym medialnie określeniem wielu środowisk na Ukrainie. Czy nieustanne zawłaszczanie tej historycznej etykiety nie odbywa się tak naprawdę ze szkodą dla państwa ukraińskiego?

Dla propagandy antysystemowej, skierowanej przeciw niepodległemu państwu ukraińskiemu, zawsze wygodne było eksponowanie elementu banderowskiego. Podczas każdych kolejnych wyborów z lamusa historii wyciągano „nacjonalistyczny straszak”. Częściowo za ten stan rzeczy odpowiadają ukraińscy historycy. Społeczeństwu nie daje się wystarczającej dawki obiektywnej wiedzy o działalności Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Naród ukraiński musi wreszcie przepracować traumę banderowca. Pomocne w tym mogą być prace Jarosława Hrycaka, Ołeksandra Zajcewa, Ihora Iljuszyna, a także wielu badaczy regionalnych.

ŁJ: Kolejne bolesne i nieprzepracowane miejsce na mapie pamięci wiąże się z relacjami ukraińsko-żydowskimi. Na początku roku, słuchając rosyjskich komentatorów wydarzeń na Euromajdanie, odnieść można było wrażenie, że widmo pogromów powraca do Kijowa.

Rzeczywiście, relacje Dmitrija Kisielowa z pierwszego kanału rosyjskiej telewizji mogły przerażać. Na szczęście niewiele osób w nie uwierzyło. Poparcie dla Majdanu ze strony środowisk żydowskich, antysemickie komentarze ludzi Janukowycza zamieszczane na portalach internetowych szybko obaliły pogłoski o antysemityzmie kijowskich opozycjonistów.

ŁJ: Euromajdan zrodził także mity ponadnarodowe. Czy śmierć demonstrantów, którzy nie byli etnicznie Ukraińcami, może stać się zaczynem idei nowego społeczeństwa – wielu nacji, wyznań i religii, chciałoby się rzec, społeczeństwa obywatelskiego?

Owszem, w Kijowie narodził się nowy mit Ukrainy ponad podziałami. Majdanu bronili razem mieszkańcy stolicy, ale także Odessy czy Mikołajowa – silnych ośrodków Partii Regionów. Nagle okazało się, że w rejonach, w których nostalgia za ZSRR nadal była bardzo żywa, może powstać oddolny, spontaniczny proukraiński ruch społeczny. Katalizatorem narodzin tej nowej formuły zaangażowania społecznego stał się jednak dopiero obowiązek obrony państwa przed zagrożeniem rosyjskim. Wydarzenia te uruchomiły autorefleksję obywateli Ukrainy, wzmocniły ich identyfikację z państwem.

Na Ukrainie uruchomiono mechanizm negatywnej identyfikacji społecznej. Eksponowanie śmierci ofiar po obu stronach barykad oraz starć „separatystów” z „patriotami” nie stworzy języka pojednania narodowego. | Piotr Tyma

VZ: Czy można stwierdzić, że decyzje Putina zabiły wśród wielu Ukraińców chęć przynależności do rosyjskiego kręgu kulturowego?

Częściowo tak się stało. Obserwujemy systematyczną derusyfikację i ukrainizację postaw ukraińskich elit intelektualnych. Dziś widać, że Putina popiera głównie ukraiński lumpenproletariat, osoby o skromnych kompetencjach kulturowych i najniższym statusie ekonomicznym. Ukraina po Euromajdanie ma szansę zyskać autonomię kulturową od Rosji – do tego jednak daleka droga.

VZ: Czy zatem podział na Ukrainę wschodnią – „azjatycką” i zachodnią – „europejską” zaczyna się zacierać?

Z pewnością dochodzi do erozji ukraińskiej układanki regionalnej. Miasta takie jak Mikołajów, Charków czy Dniepropietrowsk ‒ „rosyjskie” w sensie językowym ‒ opowiadają się za rządem w Kijowie. Trudno jednak wieszczyć, że stare, historyczne dystynkcje ulegną szybkiemu zatarciu. Niestety, mamy na Ukrainie do czynienia z sytuacją, kiedy uruchomiono mechanizm negatywnej identyfikacji społecznej. Eksponowanie śmierci ofiar po obu stronach barykad oraz starć „separatystów” z „patriotami” nie stworzy języka pojednania narodowego. Proces budowania współczesnej Ukrainy dopiero się rozpoczął.