2 i 5_Henri-Levy i Waśkiewicz-max

Od kiedy idea przedstawicielstwa została podporządkowana demokracji i zinstytucjonalizowana w ciałach przedstawicielskich, służy ona jako swego rodzaju pas transmisyjny między społeczeństwem a władzą. Uzasadnia przy tym, dlaczego rządzeni mogą powierzyć władzę w ręce wybranych przez siebie polityków, pozostając nominalnym suwerenem. Taką reprezentacją władza Putina oczywiście nie jest. Od czasów średniowiecza reprezentacja funkcjonuje jednak także w słabszym sensie ‒ jako idea legitymizująca sprawowanie władzy nie pochodzącej z woli rządzonych, a tylko przez nich uznawanej. I taki właśnie charakter ma władza Putina. O reprezentacji należy bowiem myśleć jako o pewnym roszczeniu do występowania w imieniu kogoś; jeśli zostaje ono uznane, władza jest reprezentacją, jeśli nie – uzurpacją.

Meandry uprawomocnienia

Władza Putina nie spełnia zasadniczych warunków nałożonych na władzę przedstawicielską, a jednak, jak pokazują niezależne badania opinii publicznej, jest władzą uznawaną, a zatem legitymizowaną. I można to, niestety, zrozumieć, odwołując się do idei reprezentacji.

Po pierwsze, choć nie jest to władza odpowiedzialna przed rządzonymi, jawi się jednak jako władza odpowiedzialna za rządzonych. A władza odpowiedzialna za rządzonych z łatwością posunie się do działań, które tylko w ostateczności podejmie władza odpowiedzialna przed rządzonymi. Czy można sobie wyobrazić w Rosji aferę w rodzaju Guantanamo, Putina tłumaczącego się przed obrońcami praw człowieka ze sposobu traktowania – wyimaginowanych i rzeczywistych – wrogów swojego kraju, np. podejrzanych o terroryzm Czeczenów?

Po drugie, choć wybory są fałszowane i skład ciał przedstawicielskich nie oddaje zróżnicowania społecznego, władza Putina jawi się Rosjanom jako siła jednocząca całe społeczeństwo, bez której na pewno by się ono rozpadło. Czyż nie takie doświadczenia z czasów prezydentury Borysa Jelcyna mają oni w pamięci? Demokracja kojarzy im się z chaosem. Zdają się więc podzielać pogląd Thomasa Hobbesa – angielskiego filozofa żyjącego w czasie angielskiej wojny domowej w połowie XVII w. – że bez silnej władzy nie ma w ogóle społeczeństwa, to władza je tworzy i zapobiega jego rozpadowi. Idee Hobbesa, choć jest on dziś najczęściej cytowanym w swoim kraju filozofem polityki, nigdy nie zostały w Anglii zrealizowane. Czyżby dopiero w Putinie Hobbes znalazł wykonawcę swojego projektu? Wszak angielski myśliciel instytucje kontestujące omnipotencję władzy i przywodzące na myśl współczesne korporacje czy organizacje pozarządowe nazywał robakami w zdrowym ciele rzeczpospolitej! Putin bez wątpienia podpisałby się pod tym poglądem.

Czy można sobie wyobrazić w Rosji aferę w rodzaju Guantanamo, Putina tłumaczącego się przed obrońcami praw człowieka ze sposobu traktowania ‒ wyimaginowanych i rzeczywistych – wrogów swojego kraju? | Andrzej Waśkiewicz

Po trzecie wreszcie, Rosjanie oczekują od władzy tyleż realizacji swoich materialnych interesów, co spełnienia dziejowej misji narodu rosyjskiego, żywiołu przekraczającego granice Federacji Rosyjskiej. Władza Putina ma więc pewien element metafizyczny, którego brak w modelu Hobbesa. Z pewnością wielu tak zwanym zwykłym Rosjanom żyje się teraz nieco lepiej niż pod rządami Jelcyna – choć pewnie najlepiej tym, którzy wyjechali za granicę, obawiając się konfiskaty majątku. Ale tym, którzy pozostali, Putin przywrócił szacunek do samych siebie. Na pytanie, kiedy nas poważają za granicą, ponad 80 proc. Rosjan odpowiada: kiedy się nas boją! A przecież strach może budzić tylko silna Rosja. Putin dowiódł więc, że może reprezentować Rosję jedną, wieczną i niepokonaną. Putin to Rosja, Rosja to Putin – przeciwnicy Putina są przeciwnikami Rosji.

Zarządzanie strachem

Jeśli popatrzymy na Putina z tej perspektywy, to dziwić może nawet to, że w ogóle toleruje on opozycję. A przecież toleruje – nie tylko tę koncesjonowaną, ale i autentyczną. Nie czyni tego z racji na wrażliwość społeczną i poważanie wartości demokratycznych.

Rosyjski prezydent nie sieje terroru jak totalitarny despota – używa przemocy w sposób przemyślany i oszczędny. Używa propagandy na masową skalę, by na masową skalę nie używać przemocy. Nie stosuje przemocy przeciw całemu społeczeństwu, ale przeciw wybranym przez siebie wrogom. Mówiąc językiem Machiavellego, swoje rządy opiera na miłości i strachu – u jednych zabiega o miłość, u drugich chce wzbudzić strach. Można nawet powiedzieć, że jedni dlatego go kochają, że drudzy się go boją.

Rosjanie oczekują od władzy tyleż realizacji swoich materialnych interesów, co spełnienia dziejowej misji narodu rosyjskiego, żywiołu przekraczającego granice Federacji Rosyjskiej. | Andrzej Waśkiewicz

Putin stworzył zatem system, który łączy fasadowe instytucje przedstawicielskie z autentyczną reprezentacją. Najciekawsze pytanie, jakie można tu postawić, brzmi więc: dlaczego te instytucje utrzymuje przy życiu? W literaturze znajdziemy na to pytanie dwie odpowiedzi. Pierwsza jest w duchu François de La Rochefoucauld i mówi, że przyczyną takiej właśnie strategii politycznej zwykle bywa hipokryzja, czyli „danina, jaką występek płaci cnocie”. Druga, bardziej perwersyjna, odpowiedź na to pytanie brzmi: Putin utrzymuje instytucje rzekomo ograniczające jego władzę, by dowieść, że jego władza jest… nieograniczona, bo nie ulega nawet najważniejszym instytucjom kontrolnym.

Nie wiem, które z wyjaśnień jest prawdziwe; może oba, może żadne. Mam jednak poczucie, że te fasadowe instytucje są ważniejsze, niż się potocznie uważa, i ich utrzymanie to być może jedyna rzecz, za którą Rosjanie będą kiedyś Putinowi wdzięczni. W 2008 r., tuż przed końcem drugiej kadencji prezydenckiej Putina, gościł w Warszawie Gleb Pawłowski, wówczas główny doradca polityczny prezydenta. Zapytany, kto w Rosji przejmie władzę po Putinie, Pawłowski opowiedział bez namysłu: Jak to kto? Putin.

Jak na razie przewidywania Pawłowskiego się sprawdzają, ale to pytanie za jakiś czas powróci i będzie się domagać poważnej odpowiedzi! Czy w jej udzieleniu pomocne okażą się fasadowe dziś w Rosji instytucje demokracji przedstawicielskiej? Do lutego 1989 r. nikt w Polsce nie brał na serio instytucji parlamentu. Nabrał on wagi dopiero wtedy, kiedy to w wyniku rozmów Okrągłego Stołu i po wyborach czerwcowych w jego ławach zasiadła solidarnościowa opozycja. Do sierpnia 1989 r. nikt w Polsce nie brał na poważnie satelickich partii PZPR, tymczasem to one utworzyły razem z Obywatelskim Klubem Parlamentarnym rządzącą koalicję, na której czele stanął premier Tadeusz Mazowiecki. Wiem, że od historii nie można się domagać, by się powtarzała, ale być może kiedyś się chociaż uśmiechnie.

 

Tekst jest zredagowaną wersją wystąpienia wygłoszonego podczas konferencji „Ukraine: Thinking Together” (Myśleć z Ukrainą), która odbyła się w Kijowie w dniach 15‒19 maja. Więcej informacji można znaleźć tutaj: http://www.eurozine.com/UserFiles/docs/Kyiv_2014/Programme_Public_EN.pdf.