Na Chreszczatyku, głównej ulicy Kijowa, trwa remont największego domu towarowego, tak zwanego CUM-u. Przed niedzielnymi wyborami budynek został zakryty ogromną ukraińską flagą. Można pomyśleć: to kolejna demonstracja patriotyzmu – niezupełnie. Chodziło raczej o to, by ogromna ukraińska flaga przykryła napis, który ktoś wymalował na fasadzie. W wolnym tłumaczeniu napis brzmi: „Rinat, Donbas sprzedałeś czy zdradziłeś?”. Adresatem pytania jest oczywiście uchodzący za najbogatszego Ukraińca Rinat Achmetow, którego firma jest właścicielem budynku.

Plotka głosi, że Rinat Achmetow jest głównym sponsorem działań separatystów na wschodzie Ukrainy. Zgodnie z tym, co mówią niektórzy eksperci, a co sugerował także sztab Petra Poroszenki, Achmetow – w porozumieniu z Julią Tymoszenko – z pomocą Rosji próbował zdestabilizować sytuację na wschodzie, by nie dopuścić do przeprowadzenia tam wyborów prezydenckich. Kilka dni przed wyborami Rinat Achmetow robił wszystko, aby zatrzeć wizerunek człowieka, który sprzedał Ukrainę. Wypowiedział wojnę separatystom. Zarządził w swoich zakładach manifastacje przeciwko podziałowi Ukrainy. Okazało się jednak, że wszystko za późno i na próżno. Rinat Achmetow za długo siedział na barykadzie okrakiem. Niepotrzebnie Julia Tymoszenko opowiadała, że z separatystami trzeba się dogadać, a niechętne jej media sugerowały, że dla zdobycia władzy jest ona w stanie dogadać się z każdym – nawet z Putinem.

Julia Tymoszenko była na straconej pozycji już od pierwszego po wyjściu z więzienia przemówienia na Majdanie. Choć nie ulega wątpliwości, że zgodnie z jej pogodną narracją, patronem porozumienia Witalija Kliczki i zwycięzcy prezydenckich wyborów Petra Poroszenki był rzeczywiście inny oligarcha, Dmytro Firtasz, to jej przesłanie trafiło w próżnię.

Zwycięstwo Poroszenki jest także dowodem na to, jak wybiórcza jest zbiorowa świadomość narodów. Jego przeciwniczce zapamiętano, że od dawna jest w polityce i stała się oligarchinią, wyborcom nie przeszkadzało natomiast to, że Petro Poroszenko jest w polityce wcale nie krócej niż Julia, a i sam do biednych nie należy. Mało tego, Petro Poroszenko był ministrem w rządzie Wiktora Janukowycza, a Julia Tymoszenko była tegoż Janukowycza więźniarką. Czekoladowy król okazał się jednak teflonowy, żaden zarzut się go nie imał, więc dostał od społeczeństwa ogromny kredyt zaufania. Pytanie tylko, czy będzie potrafił sprostać oczekiwaniom.

Problem w tym, że w ukraińskiej polityce po obaleniu Janukowycza niewiele się zmieniło. Majdan nie wykreował własnych bohaterów, a już na pewno nie zmienił mechanizmów funkcjonowania ukraińskiej elity – cały czas na szczycie piramidy znajdują się oligarchowie. Jedni zostają bohaterami, jak Ihor Kołomojski w Dnietropietrowsku, inni – jak Rinat Achmetow – mają problem z tym, by pozbyć się etykietki zdrajcy narodu. Bez względu na to, jaką pozycję obecnie zajęli, ich prywatne interesy będą dla nich najważniejsze i wcale nie muszą się zgadzać z ukraińską racją stanu.

Kolejnym i nie ostatnim ukraińskim problemem jest to, iż reprezentacji politycznej nie ma wschód kraju. Wojna w Donbasie sprawiła, że region stał się „wielkim niemową”, co utrwalić może poczucie obcości jego obywateli, którzy i dotąd nie mieścili się w ogólnie obowiązującej narracji. Aby to się zmieniło, oligarcha Poroszenko musi stanąć na czele antyoligarchicznej rewolucji i pod swoimi sztandarami zjednoczyć wschód i zachód Ukrainy.