Z wyjątkiem JKM nikt nie ma podstaw do hucznego świętowania. Bliski remisu wynik PiS i PO, ze wskazaniem na tę drugą, nie jest w pełni zadowalający dla żadnej ze stron.

W wadze ciężkiej bez nokautu

PiS wypadł znacznie lepiej niż w poprzednich wyborach, ale znów nie przełamał zwycięskiej passy Platformy. Powodem do zadowolenia dla polityków największej partii opozycyjnej może być za to słaby wynik Solidarnej Polski oraz Polski Razem – dziś klarownie widać, kto rozdaje karty na polskiej prawicy, a kto jest na niej planktonem. Szczególnie w sytuacji, gdy pierwsza z tych partii już zaczęła się rozpadać, a druga – zawieszona de facto między PiS a Nową Prawicą – nie potrafi przekonać wyborców o celowości swojego istnienia. Pozwala to patrzeć Jarosławowi Kaczyńskiemu w przyszłość z umiarkowanym optymizmem. Te wybory i tak nie miały być dla niego żadnym testem, a jedynie krokiem w długiej drodze do władzy, dla której ważniejsze są wybory krajowe. Biorąc jednak pod uwagę bardzo niską frekwencję, która powinna teoretycznie sprzyjać Prawu i Sprawiedliwości, a także zauważalne zmęczenie rządami PO, remis w podziale mandatów pokazuje, że Kaczyński wcale nie może być pewny przyszłych zwycięstw.

Na ocenę wyniku Platformy Obywatelskiej składa się kilka czynników. Z jednej strony, po siedmiu latach rządzenia kolejne wyborcze zwycięstwo nad główną partią opozycyjną może satysfakcjonować. A jednak owe siedem lat rządzenia to ponad połowa okresu naszej obecności w UE, której dziesięciolecie właśnie obchodziliśmy. Polacy to wciąż jeden z najbardziej euroentuzjastycznych narodów w Unii. W tym kontekście rażąca słabość lewicy, znaczenie wydarzeń na Ukrainie oraz wysoka aktywność rządu w polityce europejskiej mogły zostać wykorzystane nie tylko do osiągnięcia wysokiego poparcia, ale wręcz odświeżenia wizerunku PO. Tak się jednak nie stało. W telewizji można było co prawda zobaczyć sprawnie wykonany (i kosztowny) film promujący dekadę Polski w Unii, ale Platformie nie udało się przekuć tego przekazu w spójną i inspirującą narrację.

Lewica zwrócona w przeszłość

Zapadającej w pamięć narracji prounijnej nie potrafiła także przedstawić lewica. A przecież to Leszek Miller wprowadzał Polskę do Unii Europejskiej. Fakt ten uzmysławia skalę porażki partii walczących o lewicowych wyborców.

Wybory europarlamentarne mogą stać się ponurą cezurą w dziejach polskiej lewicy. Ugrupowania prawicowe lub centroprawicowe zdobyły w głosowaniu blisko 80 proc. głosów, 48 proc. – nie licząc Platformy Obywatelskiej. W kraju, w którym wielu młodych na studia i za pracą wyjeżdża na Zachód, w grupie wyborców między 18-25 lat zwycięża radykalna prawica. W proeuropejskim kraju trapionym rozmaitymi bolączkami, za które z łatwością można zrzucić odpowiedzialność na obecną władzę, lewica nie była w stanie zaproponować żadnej nadziei na lepszą przyszłość. Stało się wręcz odwrotnie. Leszek Miller w pierwszych słowach po ogłoszeniu sondażowych wyników wyborów odwołał się do zasług Wojciecha Jaruzelskiego. Tym samym, zamiast zaproponować coś nowego, jeszcze głębiej osadził partię w postkomunistycznej skłonności do konserwowania wspomnień.

Powodem do zadowolenia dla polityków PiS może być słaby wynik Solidarnej Polski oraz Polski Razem – dziś klarownie widać, kto rozdaje karty na polskiej prawicy, a kto jest na niej planktonem. | Tomasz Sawczuk

SLD pod przewodnictwem Millera wyraźnie nie ma ambicji na nic więcej niż wynegocjowanie statusu koalicjanta Platformy po kolejnych wyborach parlamentarnych. I nie wydaje się mieć na nic więcej potencjału. Wyjałowiona z interesujących pomysłów i osobowości partia nie ma aktualnie zdolności przyciągania ludzi. Jedynym jej atutem wydaje się fakt, iż pozwala zdesperowanym wyborcom o lewicowej wrażliwości głosować na twór, który ma w nazwie słowo „lewica”.

Janusz Palikot także poległ w imię przeszłości – minionej chwały Aleksandra Kwaśniewskiego. Siłę swojej kampanii zamierzał oprzeć na autorytecie wysłużonego i uwikłanego w niejasne biznesowe powiązania byłego prezydenta. Polityka niegdyś bardzo popularnego, ale z czasem tracącego polityczny pazur i znaczenie. Kwaśniewski stwierdził w komentarzu do wyników wyborów, że „jego rola się kończy”. Wbrew pozorom przysłużyłby się Palikotowi lepiej, gdyby zdecydował o wstrzymaniu krajowej aktywności politycznej przed wyborami.

Europa Plus/Twój Ruch stanowiła przykład konstrukcji czysto wyborczej, pozbawionej nie tylko ideowego trzonu, ale przede wszystkim wdzięku. Zwolennicy tego projektu musieli poświęcać energię w szczególności na podtrzymywanie i uzasadnianie jego istnienia. W przeciwieństwie do SLD, które pogrążone jest w marazmie długoterminowego dryfu, Europa Plus wyglądała na projekt tak krótkoterminowy, że trudno było lokować w niej jakiekolwiek poważniejsze nadzieje. Brak ikony politycznej, za jaką uznano Aleksandra Kwaśniewskiego, zmusiłby lidera Twojego Ruchu do wystawienia samodzielnej listy w miejsce zszywania koalicji ad hoc. Konsekwencją byłoby zarazem jednoznaczne określenie osoby odpowiedzialnej za wynik wyborczy. Wymogłoby to też na Palikocie wykazanie pewnej inwencji, większej niż układanie list według skomplikowanego klucza towarzysko-politycznego. Tymczasem polityk z Biłgoraja, który najwyraźniej opadł z sił już wiele miesięcy temu, wolał wesprzeć się na barkach giganta, zamiast rosnąć samodzielnie. Okazało się jednak, że gigant od dłuższego czasu stąpa niepewnym krokiem – ostatecznie upadli obaj.

Przyszłość w szarych barwach

Anachroniczna i amorficzna lewica nie ma przed sobą przyszłości. Wydaje się to dobrą wiadomością dla partii prawicowych, które mimo rozdrobnienia mają czas, by przegrupowywać się po raz kolejny. Jest to dobra wiadomość dla PiS, ponieważ zmniejsza potencjał możliwej koalicji PO-lewica i pozwala skupić się na konsekwentnym atakowaniu samej Platformy. Jest to też dobra wiadomość dla Donalda Tuska, który może przedstawiać się jednocześnie jako jedyny realny obrońca postępowych postulatów społecznych oraz jako jedyny skuteczny i rozsądny polityk prawicy. Jako jedyny polityk rzeczywiście walczący z biedą i nierównościami w miejsce tropienia spisków i zapowiadania rewolucji wzorem Kaczyńskiego. I jako jedyny polityk faktycznie dbający o upraszczanie procedur administracyjnych oraz zasad prowadzenia działalności gospodarczej w miejsce postulowania rozwiązań utopijnych, okraszonych skandalem we wszystkich innych dziedzinach wzorem Korwin-Mikkego. A następnie może straszyć Korwinem. I Kaczyńskim, który będzie musiał Tuska atakować.

W proeuropejskim kraju trapionym rozmaitymi bolączkami, za które z łatwością można zrzucić odpowiedzialność na obecną władzę, lewica nie była w stanie zaproponować żadnej nadziei na lepszą przyszłość. | Tomasz Sawczuk

Tusk potrafi wejść jednocześnie we wszystkie te role. Ale sposób w jaki będzie je wypełniać nie jest dany z góry. Jak przyznał premier podczas Kongresu Kobiet, w rozmaitych sprawach warto go przymuszać do działania. Nic dziwnego, że jako polityk u władzy angażuje się w realizację takich projektów, które mają społeczne poparcie. Wykazuje niemałą inteligencję w lawirowaniu między skonfliktowanymi grupami interesów. Zarazem wątpliwe, by z własnej woli chciał dać wyborcom lepsze powody do wiary w politykę niż obrzydzenie do swoich rywali.

Dlatego pesymizmem napawa bardzo niska frekwencja. Politycy mogą wpasowywać się w społeczne nastroje i do pewnego stopnia je kształtować, ale w ostatecznym rozrachunku to ludzie muszą nadać polityce znaczenie, które politycy następnie będą mogli podchwycić – tak było choćby w okresie wykluwania się projektu IV RP. Nie chodzi jednak o to, by wymagać od nich politycznej rewolucji – ale o wykorzystanie demokratycznej sfery publicznej do stałego nacisku na naprawę instytucji i poprawę jakości życia. Tymczasem oszczędność ideowa Tuska wraz z jednoczesnym niedostatecznym naciskiem społecznym na klasę polityczną, choć nie paraliżuje wszelkich zmian, prowadzi do pogarszania jakości owej sfery publicznej. To zaś nie jest w naszym interesie.

Ostatecznie nie jest też wcale w interesie premiera. Pewnego dnia wyborcy nie będą już szukać kogoś, kto zaoferuje nadzieję na miarę ich wyobrażeń. Zostaną w domu – pomagając bić kolejny rekord niskiej frekwencji – albo zadowolą się tym, co jest dostępne.