Opóźniona premiera to może za mało, by uznać, że najnowszy projekt duetu Strzępka-Demirski przyciągnął swoją własną klątwę. Co więcej, otwierający spektakl krótki monolog Dobromira Dymeckiego, jakby dopiero wchodzącego w rolę przedsoborowego, gniewnego Jezusa, stanowi kolejny pokaz siły, tym razem skierowany do samej publiczności. Przesłanie jest jasne – „Nie będzie za śmiesznie […] będzie tragizm i złe dojmujące bolesne emocje”. Czy to oznacza, że Klątwa wkracza w nową fazę? Czy drugi odcinek z czasów beznadziei, „Lekcja religii”, może funkcjonować – tak jak chcą tego jej twórcy – jako osobna całość, a nie tylko część większego projektu, jakim jest serial?

„Klątwa” to projekt syntezy teatru i serialu – w wizji duetu ma przynieść wielowątkową opowieść łączącą political fiction, horror i niepozbawioną głębi analizę obecnego porządku społecznego, formą właściwej odpowiedzi na burzliwe czasy, w jakich żyjemy. W poprzedniej recenzji odcinka pierwszego pt. „Don’t Mess with Jesus” dość intensywnie rozpatrywałem kwestie zabiegów językowych, gier konwencjami i poziomami wyobraźni historycznej, kulturowej czy politycznej i tak samo poddawałem krytyce skuteczność „serialowości” najnowszego dzieła Strzępki i Demirskiego. Niestety, w tej materii drugi odcinek nie pozwala dodać niczego nowego. Jednocześnie wydaje się, że wiele z tego, co jeszcze w pierwszym odcinku było odkrywczego czy przynajmniej zapowiadało rewizyjne rozwinięcie: twórczą syntezę świata teatru i serialu, w drugim odcinku przynosi rozczarowanie. Kontynuowanie zaistniałych już wątków w większości nie przynosi ciekawych konkluzji ani nie zachęca do śledzenia ich z zapartym tchem. Bohaterom nadal brakuje indywidualności, wyrazistości i sprawczości. Nowe tematy brzmią więcej niż enigmatyczne. Można by odpowiedzieć na ten zarzut, że Klątwa to czas chaosu i niewytłumaczalnych syntez irracjonalnych porządków; to nie tłumaczy jednak zagubienia, jakiego doświadczyć może widz w trakcie „Lekcji religii”, a które jest moim zdaniem bardziej zniechęcające niż ożywcze. Drugi odcinek wzmacnia moją dotychczasową konkluzję, że w swoich oddzielnie rozpatrywanych epizodach, w niedomkniętej fabule, Klątwa nie może zostać poddana zadawalającej analizie i ocenie, z tego względu, że cały czas kluczowe elementy projektu zostają przesunięte w przyszłość następnych odcinków. Co więcej, dotychczasowe rodzą więcej obaw i pytań – chociażby o to, czy serialowa jakość jest w ogóle do osiągnięcia w teatrze.

Klatwa2_8 fot. Bartosz Siedlik_male

Watykańska piwnica i egzorcyzmy przeszłości

„Lekcję religii” otwiera niekończąca się msza, której przewodzi sam Jezus. Transmitowana ze „zwróconego na nowo” centrum Europy – Watykanu – ceremonia przeplata przetworzone gesty liturgiczne, nowoczesnego orędzia do wiernych-poddanych, i płomienne kazania odnawiające dogmaty wiary. Scenografia niewiele się zmieniła: wielki zbiornik z wodą ogrodzony workami z piaskiem uzupełniają szkolne ławy, rozkopany grób czy w końcu polowy, tymczasowy ołtarz – świat Klątwy wydaje się trwały. Jednak atmosfera wesołości spowodowanej uzyskaną kontrolą nad światem zostaje zburzona – Jezus bezsilnie upada trzykrotnie, klucz do Sabatu dobrych domów przestaje pasować – ale rozczarują się ci, którzy liczyli, że Klątwa wkroczy w zupełnie nową fazę. Stanie się bowiem coś zupełnie przeciwnego.

Kontynuowanie zaistniałych już w „Klątwie” wątków w większości nie przynosi ciekawych konkluzji ani nie zachęca do śledzenia ich z zapartym tchem. | Piotr Drygas

Po pierwszej, obiecującej scenie powracamy do starych tematów z nielicznymi nowymi elementami: Prezydent, w którego ciele mieszka również „duch” Redaktora (Krzysztof Dracz), nieporadnie próbuje symulować posiadanie władzy i jednocześnie próbuje ułożyć sobie życie z kochanką, a równocześnie byłą żoną Redaktora (Alona Szostak), w którą również wstąpił nowych duch, doprowadzając do kuriozalnego czworokątu miłosnego. Tymczasem realna władza nadal dosłownie mieszka w Sejmie szturmowanym przez zwykłych ludzi i tam też próbuje odnaleźć się jedyny ocalały (i wyraźnie osamotniony) Poseł (Radomir Rospondek). Dziennikarka (Anna Kłos-Kleszczewska), popychana niewidoczną siłą, fanatycznie próbuje wykonywać swój zawód, nawet jeśli oznacza to relację na żywo z samego Piekła. Wcześniej prężnie działający kamienicznik-arystokrata (Paweł Tomaszewski), teraz bezsilnie skarży się na wieczne migreny i powracające koszmary. Ciężar fabularny drugiego odcinka opiera się niemal całkowicie na działaniach arystokratycznej wiedźmy-wampira (Klara Bielawka). Jako jedyna mająca wgląd w przyszłość Klątwy, kreuje kolejne wydarzenia, by spełniła się wywróżona przez nią przyszłość – porządek Sabatu dobrego domu. To ona doprowadza do kulminacyjnej sceny: ostatecznego egzorcyzmu tego, co przeszkadza powrotowi do nowego, a jednocześnie starego porządku.

Problemy zaczynają się jednak w trakcie wprowadzania nowego tematu watykańskich tajemnic, powiązanych z upadkiem i lękiem Jezusa przed jego sobowtórem, ukrytym w Piwnicy Antychrystem – tak jak prawie każda postać w spektaklu przez kolejne opętania, miejsce i czas akcji, tak sam tytułowy „czas beznadziei” ulega rozpraszającemu podwojeniu. Idealnym przykładem jest rola kochanki Prezydenta, której kwestie są niekończącym się przeplataniem dwóch złączonych świadomości, równoczesną relacją ciągłych zmian miejsca i czasu, w których obecnie się (nie) znajduje. W takich warunkach dla widza najtrudniejsze może okazać się odnalezienie nowych jakości, co nie jest na szczęście zupełnie niemożliwe.

Lekcja dziecięcych obsesji

Tytuł drugiego odcinka, „Lekcja religii” naprowadza na powtarzający się temat spektaklu, jakim jest świat dzieci. Wątki dziecięce będą towarzyszyły widzowi niemal bez przerwy, w postaci dziecięcych nocnych lęków, dziecięcych samobójstw, dziecięcego Piekła, dziecięcych zawiedzonych marzeń, lat dziecięcej beztroski i szczęścia. W jakim jednak celu poświęca się tyle uwagi dzieciom w czasie nieuchronnej Klątwy? Na pewną intuicję naprowadził mnie jeden z odcinków pierwszego sezonu „American Horror Story”, gdzie po śmierci córki Constans bohaterka sentencjonalnie stwierdza: „Powiadają, że gdy umiera rodzic, dziecko zdaje sobie sprawę z własnej śmiertelności. Ale gdy umiera dziecko, rodzic traci nieśmiertelność”. Strzępka i Demirski przedstawiają dwie mocne figury, będące efektem napięcia pokoleniowo-czasowego, którego wyraz stanowi powyższy cytat. Kluczowe dla fabuły są sceny, w których dorośli próbują za wszelką cenę zadbać o przyszłość kosztem dzieci, traktując je jako narzędzie osiągania nieśmiertelności – czy to w wersji troski o trwałość populacji, gdy watykańska elita na wieść o masowych powołaniach w Europie rozważa zniesienie celibatu (bo skądś trzeba brać chrześcijańskie potomstwo), jak również w trosce wiedźmy-arystokratki o swojego syna i jego dziedzictwo, by mógł spełnić się naprawdę trwały, konserwatywny porządek. Drugi wątek to fala samobójstw dzieci, nawet tych najmłodszych – wyrazista figura wskazująca na skończoność życia, jak również opór wobec świata dorosłych, którego ambicje zapewnienia życia wiecznego zostają przekreślone. Dzieci nie chcą brać udziału w Klątwie, choć wedle relacji z Piekła nie może się to w pełni udać.

Klatwa2 fot. Bartosz Siedlik_male

„Lekcja religii” nie poprzestaje na tych zabiegach, wprowadzając te najbardziej subtelne, możliwe dzięki mieszającemu czas i przestrzeń światu Klątwy. Dorośli muszą skonfrontować się ze swoim dzieciństwem, a czasami wręcz zostają do niego cofnięci. W jaki sposób i jakimi słowami przeprosić samego siebie, „tego małego chłopca, że mu życie zmarnowałem”? Dlaczego, mimo odzyskanych kamienic i zbliżającym się Sabacie dobrych domów, w aktualnym czasie Klątwy dorosłego arystokratę niczym małe dziecko dręczą koszmary, w których zmuszony jest obserwować mrocznego sobowtóra kryjącego się w kącie sypialni? W końcu znajduje ukojenie i uczucie akceptacji: „tu jest mi dobrze”, gdy Klątwa cofa go do PRL-owskiego dzieciństwa.

Bezruch widać już w niekończącej się mszy, na której było się po raz siódmy w tygodniu, a gdzie nigdy nie następuje rytualne pożegnanie „Idźcie w pokoju Chrystusa”. | Piotr Drygas

Drugi odcinek dopiero wprowadza te elementy, podsuwając domysły, jaki sens dla serialu może mieć dziecięca utracona niewinność i autentyczność w czasie końca świata. Moim zdaniem dotychczasowe wydarzenia wskazują, jaką moc może mieć zmuszenie bohaterów do konfrontacji z wypartym i zapomnianym dzieciństwem, że właśnie w „tamtym czasie i miejscu” będą kryły się odpowiedzi dotyczące przyczyny samej Klątwy, która spadła na Polskę i następnie na całą Europę. Taka interpretacja będzie jednak uprawniona tylko wtedy, jeśli serial wprowadzi nowe rozwiązania istniejących wątków. Natomiast drugi odcinek stanowi również obraz ryzyka klęski, która może stać się znakiem całości najnowszego projektu twórców „Tęczowej trybuny”, jeśli nie uda im się wyjść poza już wyznaczone ramy.

 Bezruch i odległy koniec

Klątwa pokazuje swoje najbardziej upiorne oblicze – bezruch powtórzeń. To przez nią bohaterowie niemal bez przerwy zmieniają miejsca, mimo że ostatecznie każde wygląda tak samo, nie ma żadnej alternatywy, drogi ucieczki – nawet zesłanie do Piekła nie jest skutecznym wyjściem, skoro Piekło wydaje się dziwnie otwarte, cały czas gotowe na odwiedziny bohaterów. Podstawowymi figurami, powtarzanymi niemal natrętnie w dialogach, monologach czy samych wydarzeniach na scenie, są powroty do tych samych miejsc i ludzi, pojawianie się sobowtórów, ponowne nawiedzanie świata przez ponoć nieobecne duchy. Bezruch zostaje wprowadzony już w pierwszej scenie niekończącej się mszy, na której było się po raz siódmy w tygodniu, a gdzie nigdy nie następuje rytualne pożegnanie z wiernymi „Idźcie w pokoju Chrystusa”.

Kłopotem jest mnożenie kolejnych zawirowań w dość ciasnych ramach czasowych (drugi odcinek ma zaledwie półtorej godziny, porównując z prawie dwukrotnie dłuższą częścią pierwszą). Nowo wprowadzone elementy, takie jak watykańska Piwnica czy kolejne opętania, zamiast uzupełniać i komplikować fabułę serialu, co mogłoby doprowadzić zainteresowanie publiczności do euforycznego oczekiwania na kolejny odcinek, sprawiają wrażenie niedopasowanych elementów. W drugim odcinku tytułowa Klątwa, prócz powtórzeń i niespójnych nowych elementów, nie przedstawia ciekawej dla widza dynamiki. Odbija się to również na grze aktorskiej, która w przeważającej mierze, ze względu na brak ożywczych rozwiązań w rozwoju bohaterów lub sposobów na przekonujące odgrywanie postaci, wypada słabiej i mniej znacząco w porównaniu do odcinka pierwszego.

Po obejrzeniu „Lekcji religii” coraz mocniej narzuca mi się myśl, że jedynie ukończona całość, wszystkie cztery zapowiadane odcinki, będą stanowiły o jakości i sensie najnowszego dzieła Strzępki i Demirskiego. Wbrew hasłom, że każdy odcinek może stanowić w oderwaniu od reszty sensowną całość, widzę ryzyko w tym, jak wiele pojawiających się wątków będzie mogło znaleźć swoje rozwiązanie dopiero w niezrealizowanej jeszcze przyszłości trzeciego i czwartego odcinka z czasów beznadziei. Dotychczasowa praca głośnego duetu dowodzi raczej, jak trudno przedstawiać w teatrze fragmentaryczne dzieło, które w założeniu miałoby stanowić serial. Gdy nie buduje się odpowiedniego napięcia w rozwiązaniach czysto fabularnych, a dynamika między bohaterami jest znikoma, gdy tymczasem poświęca się uwagę konceptualnym pomysłom na pokazanie powtarzających się znaków Klątwy na ziemi czy debatowaniu nad sensem dzieciństwa w dorosłym świecie dominacji i podporządkowania, może zniknąć to, bez czego żaden serial nie odniósł sukcesu – bezustanne zaciekawienie widza.

[yt]eN5ixDm9XYQ[/yt]