Przez osiem miesięcy mojego pobytu w Polsce nie miałam zbyt wielu okazji, by poznać tutejszy ruch feministyczny. Nie dysponowałam też szerszą wiedzą na jego temat. Słyszałam jedynie o prawnym zakazie aborcji w Polsce oraz ogromnym wpływie Kościoła na kształt polityki, w tym na ustawodawstwo dotyczące praw kobiet.

Pierwszy raz o działalności feministek dowiedziałam się dopiero w marcu, przy okazji organizacji Manif w największych miastach. Manify nie cieszą się jednak zbyt dużym zainteresowaniem polskiego społeczeństwa – sposób prezentacji ich postulatów postrzegany jest jako zbyt radykalny. Jednak z mojej perspektywy taka forma ekspresji jest zupełnie typowa dla feminizmu – przynajmniej tak to wygląda we Francji.

Kolejną okazją do poznania polskiego ruchu feministycznego był Kongres Kobiet. Już sama liczba 10 tysięcy uczestniczek i uczestników świadczy o popularności tego wydarzenia. Była to niesamowita okazja do poznania historii udziału kobiet w ruchu Solidarności, faktów kompletnie pomijanych w oficjalnej historiografii. Poznałam też ciemniejszą, szczególnie bolesną dla kobiet stronę polskiej transformacji, związaną z utratą praw socjalnych oraz rosnącym wpływem Kościoła, którego punktem kulminacyjnym było uchwalenie „kompromisowej” ‒ a w istocie bardzo represyjnej ‒ ustawy antyaborcyjnej.

Kongres Kobiet chce przebić się do mainstreamu, zostawiając bardziej radykalne stanowiska organizatorkom Manify. | Lise Carratala

Podczas kongresu moją uwagę przykuło epatowanie hasłami odnoszącymi się do religii oraz wartości patriotycznych. Obrady rozpoczęły się od wspólnego zaśpiewania „Mazurka Dąbrowskiego”. We Francji „Marsylianka” odgrywana jest jedynie w chwilach, w których chcemy zademonstrować narodową jedność, ewentualnie w celu upamiętnienia ważnych wydarzeń. Dodatkowo, sam tekst naszego hymnu nie niesie ze sobą zbyt pokojowego przesłania. Poza oficjalnymi okazjami zarówno demonstrowanie narodowej flagi, jak i śpiewanie hymnu traktowane jest we Francji jako przejaw nacjonalizmu.

We francuskim ruchu feministycznym można dostrzec tendencję do odrzucania patriotyzmu, rozumianego jako wartość sprzeczna z wartościami wolności, równości i braterstwa/siostrzeństwa. Bycie feministką oznacza utożsamianie się z interesami kobiet niezależnie od ich narodowości i miejsca zamieszkania. Odtworzenie hymnu narodowego na francuskim kongresie feministek oznaczałoby umiejscowienie debaty ściśle w narodowym kontekście, i raczej nie spotkałoby się to ze zrozumieniem ze strony uczestniczek.

Podczas dyskusji poświęconej przemianom po 1989 r. większość panelistek podkreślała swoje przywiązanie do patriotyzmu. Rozumiem, że wynika to ze specyfiki polskiej historii: prawa polityczne zostały przyznane kobietom już po I wojnie światowej, a pełne prawa społeczne i socjalne ‒ po II wojnie światowej. W okresie komunistycznym organizacje kobiece związane były z rządem. Nie było potrzeby organizowania się wokół walki o prawa kobiet, bo na płaszczyźnie formalnej prawa, o które w tym czasie walczyły kobiety francuskie, w Polsce już obowiązywały. Specyfiką polskiej historii jest silna orientacja na punkcie dobra narodowego, z czego wynika potrzeba podkreślania (także przez feministki) ich przywiązania do Polski.Przypomina to nieco sytuację z okresu wojny, kiedy to francuski ruch feministyczny stępił siłę swoich argumentów, odwołując się do potrzeby wspierania armii i emigracyjnego rządu w celu odzyskania kraju.

Postulaty polskich feministek przypominają mi czasy z okresu wojny, kiedyto francuski ruch feministyczny stępił siłę swoich argumentów, odwołując się do potrzeby wspierania starań o odzyskanie kraju. | Lise Carratala

Czy jednak w obecnej sytuacji odwoływanie się do tego typu argumentacji jest konieczne? Czy 25 lat po upadku systemu komunistycznego feministki powinny udowadniać, że nie są z tym systemem związane? Czy prawa kobiet nie stanowią wartości samej w sobie, o którą można upominać się niezależnie od ogólnonarodowego interesu?

Dla francuskich feministek jest oczywiste, że stosunek do ojczyzny ma znaczenie drugorzędne, jeżeli zabiera się głos w sprawie praw kobiet czy osób LGBT. Niektóre działaczki feministyczne demonstrują wręcz swoją wrogość wobec polityków i systemu, który nie jest w stanie zagwarantować kobietom należnych im praw. Czy ich postawę można uznać za antypatriotyczną tylko dlatego, że przypominają o obowiązkach państwa wobec określonej grupy?

Polski ruch feministyczny wydaje się zakładnikiem sytuacji, w której każde działanie musi być uzasadnione narodowym dobrem. Wpływa to na dobór tematyki – podczas kongresu nie dostrzegłam np. przestrzeni poświęconej kobietom homoseksualnym. We Francji występuje prawdziwa fuzja ruchu feministycznego i ruchu na rzecz praw osób LGBT – ruchy feministyczne aktywnie wspierały ustawę zezwalającą na zawieranie małżeństw między osobami homoseksualnymi, natomiast ochrona lesbijek przed przemocą uważana jest za szczególnie istotne wyzwanie stojące przed oboma tymi ruchami społecznymi.

Podczas Kongresu Kobiet najbardziej kontrowersyjne tematy zdawały się nie istnieć. Wydaje się, że w ten sposób Kongres chce przebić się do mainstreamu, zostawiając bardziej radykalne stanowiska organizatorkom Manify. Czy jednak jest to właściwa droga?

We Francji ruchy feministyczne muszą być radykalne, inaczej ich postulaty nie są w ogóle słyszane. Czy w Polsce jest inaczej? Wydaje mi się, że polskie działaczki feministyczne muszą sobie odpowiedzieć na to pytanie.