W dyskusjach medialnych ostatnich tygodni królują tematy związane ze swobodą dokonywania ocen moralnych i podejmowania decyzji – wyborów pozornie od nas niezależnych, a w rzeczywistości brzemiennych w skutki dla każdego z nas. Debaty wokół bilansu ćwierćwiecza transformacji, klauzuli sumienia, odpłatności za drugi kierunek studiów, czy podsłuchiwania osób publicznych zakorzenione są w sporze o granice liberalnej demokracji, jej kondycję oraz architekturę moralno-rynkową. Konflikty te toczone są jednak zwykle z pozycji ideologiczno-partyjnych, w oparciu o wątpliwej urody poetykę afer i skandalu. Zaciera się w nich kontekst moralny, znika też zdrowy rozsądek. Warto spróbować odczarować te dyskusje, przenosząc je na poziom zrozumiały i atrakcyjny intelektualnie zarazem. Takiego języka w polskiej debacie publicznej ewidentnie brak – umiejętności postawienia właściwych pytań, a nawet samego otwarcia się na dialog.

Show must go on

Przykładem takiego właśnie mechanizmu poszukiwania prawd – poprzez stawianie kontrowersyjnych pytań i spokojnego wsłuchiwania się w odpowiedzi – są prace Michaela Sandela. To bez wątpienia jeden z najwybitniejszych współczesnych myślicieli, ale i showman, któremu sława nie straszna. Jego wykłady na Harvardzie stają się spektaklami, transmituje je BBC, a ich zapisy w internecie zyskują miliony odsłon. Co zadecydowało o sukcesie medialnym Sandela?

Autorski styl rozmowy ze słuchaczami. Jego narracja przywodzić może na myśl dialogi antyczne – trudną do opanowania praktykę majeutyczną. Termin ten, pochodzący od greckiego techne maieutike, oznacza sztukę położniczą. W dialogach platońskich Sokrates w ten właśnie sposób dochodził do prawdy: wydobywał ją z wprawą akuszera przyjmującego poród. Zauważmy optymizm poznawczy zawarty w tego rodzaju formule – filozof, zadając pytanie, argumentując, polemizując od początku jest przekonany, że w jego rozmówcy jest ukryta prawda. Że można ją wydobyć na światło dzienne. Podobnie czyni Sandel – zamienił ambonę akademicką i profesorsko-homiletyczny dyskurs w żywy, ludzki i zrozumiały dla każdego dialog.

Prelekcje filozofa z Harvardu mają też w sobie coś ze stylu amerykańskich kaznodziejów. Nienagannie ubrany mówca ze świetną dykcją i refleksem wygłasza je w sposób niezwykle perswazyjny. Okrasza barwnymi, emocjonalnymi anegdotami. Znika w nich przesadny patos, a pojawia się lekkość i poczucie humoru, ironia iście sokratejska.

W okowach poradników

Sandel to nie tylko wyśmienity retor, ale też i autor intrygujących prac. Jego książki trafiają na listę bestsellerów „New York Timesa”. W epoce „płynnej nowoczesności” akademicki celebryta oferuje odtrutkę na przeintelektualizowaną nowomowę ekspertów gabinetowych. Z pasją i talentem dydaktycznym pisze o skomplikowanych dylematach moralnych, poszukując ich wyjaśnienia w praktykach życia codziennego. Nie boi się zestawiać szokujących czytelnika przykładów, wskazując na podobieństwa w postepowaniu mieszkańców różnych kręgów kulturowych.

Prelekcje filozofa z Harvardu mają w sobie coś z wystąpień amerykańskich kaznodziejów. Nienagannie ubrany mówca ze świetną dykcją i refleksem wygłasza je w sposób niezwykle perswazyjny.  | Błażej Popławski

Jego książki zbudowane są z krótkich opowieści. W parabolach Sandel bulwersuje, intryguje – jak przystało na „filozofa zaangażowanego”, który nieco demagogicznie wierzy w emancypacyjną moc słów wygłaszanych ex cathedra. W tym wymiarze język książek Sandela nosi wyraźne znamiona dyskursu terapeutycznego – przekazu problematyzującego pojęcie tożsamości, stylu życia, świadomości i refleksyjnej samorealizacji.

Mr. Burns

Sandela okrzyknięto „profesorem oburzonych”, trybunem wykluczonych z systemu gospodarki światowej. Nie jestem przekonany czy to dobre określenie. Ale amerykański badacz z pewnością przywraca centralne miejsce pojęciu dobra wspólnego i moralności w debacie o jakości działania instytucji społecznych i politycznych. Poddanie liberalizmu krytyce komunitariańskiej, sformułowanie pytań o rolę etyki w gospodarce rynkowej może wielu z nas drażnić, ale jest niewątpliwie inspirujące. Prace Sandela dostarczają wielu nietuzinkowych argumentów, niestety rzadko odkrywanych przez komentatorów polskiego życia publicznego.

Zakwestionowanie projektu społeczeństwa opartego na wierze w neutralność wolnego rynku, próba wytyczenia „granic liberalnego rozumu publicznego” zyskały mu wielu przeciwników w środowisku amerykańskich i europejskich wolnomyślicieli. Złośliwi porównywali go do postaci Mr. Burnsa z „Simpsonów”. Dostrzegano podobieństwa w aparycji, sposobie gestykulacji oraz „ambiwalentnym” podejściu do relacji między zasadami etyki i rynku. Sandel tym popkulturowym porównaniem zbytnio się nie przejął – o samej kreskówce wspomniał w jednej ze swoich książek, jako o przekazie kultury „dorównującym sztukom Szekspira dzięki subtelnemu połączeniu ironii, poczucia humoru i komentarza społecznego” [1]. Niezależnie od tego, czy zgadzamy się z harvardzkim filozofem, czy akceptujemy sposób i treść jego narracji o świecie, warto się z nimi zapoznać. Tak jak warto oglądać „Simpsonów”.

Przypis:

[1] Michael J. Sandel, „Sprawiedliwość. Jak postępować słusznie?”, Kurhaus, Warszawa 2013, s. 76