Rewelacje nowego tygodnia różnią się od poprzednich. W nagraniu Radosława Sikorskiego i Jacka Rostowskiego nie oburza nas już ani kolesiostwo, tak jak w przypadku wcześniejszych rozmów ministra Nowaka, ani przekroczenie uprawnień, jak w przypadku rozmów prowadzonych przez szefa NBP Marka Belkę. Największa bomba „taśmowa” została zdetonowana jako pierwsza, teraz odpalane są fajerwerki w postaci mniej istotnych nagrań – siłą wcześniejszej eksplozji analizujemy je pod kątem tych pierwszych, choć nie dotyczą już naruszeń prawnych czy etycznych. Sikorski powiedział – fakt, językiem bazarowym – że Polska w razie zagrożenia nie może liczyć na realną pomoc USA. Nic nowego. Pogląd ten, wypowiedziany w prywatnej rozmowie, podziela przecież spora część polskiego społeczeństwa. Można też założyć, że służby USA za pomocą programu PRISM podsłuchujące niemal wszystkich, wiedziały co Sikorski myśli prywatnie o zapewnieniach Obamy dotyczących gwarancji USA dla Europy Środkowo-Wschodniej.
Co nas więc tym razem najbardziej razi? Oczywiście potoczysty język i rozbieżność między poglądami wypowiadanymi publicznie, a głoszonymi prywatnie. Co do poglądów, to dziwnym doprawdy byłoby, gdyby każdy minister mówił publicznie, co myśli o polityce danego kraju i swojego rządu. Długo w polityce by miejsca nie zagrzał, a i do czego wtedy byłaby potrzebna dyplomacja. Zbieżności poglądów prywatnych i publicznych domagać się może jedynie jakiś perfekcjonista, który nie rozumie reguł politycznych. Co do potoczystego języka, to w przypadku ministra Sikorskiego w ogóle nie powinniśmy się dziwić. Znany jest z używania dosadnych określeń. „Dobijanie watahy” to w końcu jego sformułowanie. Nie tylko minister w ten sposób mówił.
Prywatne rozmowy polityków, jak mogliśmy usłyszeć, charakteryzują się dość powszechnie stylem swobodnym i potoczystym. Jednak wymaganie od polityków, by byli intelektualistami albo poetami okraszającymi swoje myśli perłami polskiej literatury gdy rozmawiają poza przestrzenią publiczną to marzenie inteligencji, dla której polityka jest częścią etyki, również tej osobistej. W krajowej polityce ze świecą szukać Sokratesa czy Platona, choć niektórzy chcieliby się na nich kreować. Mamy raczej do czynienia z typem Papkina z „Zemsty” Aleksandra Fredry. Gorąca głowa mówi, co myśl na język przyniesie.
Zejdźmy zatem na ziemię i uznajmy, że politycy to zwykli, często małostkowi ludzie, goniący za własnym interesem, rozgrywający swoje gierki o komisje (w przypadku Sikorskiego), poparcie dla rządu (Sienkiewicz), albo wzmocnienie swojego stanowiska (Belka). Niepokojący jest nie sam dosadny język, bo w polityce może to być wartość, ani odmienność prywatnego zdania od oficjalnego stanowiska partii czy rządu, ale dwie inne kwestie, które się z afery taśmowej się wyłaniają, i które mówią coś o polskiej polityce oraz o całej klasie politycznej. Po pierwsze jest to „familizm” elit politycznych, a po drugie – styl uprawiania polityki bez myślenia o konsekwencjach swoich słów i czynów, czyli coś co moglibyśmy nazwać brakiem ogłady politycznej.
Wraz z zanikiem ogłady politycznej, zanika również troska o interes publiczny pojmowany choćby w tak minimalistyczny sposób – jako poszanowanie podstawowych procedur i obyczajów publicznych. | Rafał Wonicki
Jeśli chodzi o familizm, to moglibyśmy powiedzieć, że jest to zjawisko pokrewne do naginania prawa w imię własnych celów. Polityczny familizm charakteryzuje się tym, że politycy załatwiają sprawy (tak jak w przypadku ministra Nowaka) z ludźmi, których uznają za swoich z pominięciem procedur lub ich łamaniem w imię obrony własnych indywidualnych interesów. Familizm to źle rozumiany kapitał społeczny, który opiera się na nieformalnych więzach między znajomymi, którzy pomagają sobie nawet, jeśli jest to wbrew prawu czy etyce.
Budowanie państwa w oparciu o familizm prowadzi do jego degradacji. W dłuższej perspektywie niszczy bowiem zaufanie obywateli do państwa, skutkuje wzrostem korupcji, lekceważeniem prawa i norm życia publicznego. Z kolei brak ogłady politycznej wiąże się z brakiem wpojonych, wypracowanych oraz akceptowanych przez całą klasę polityczną i społeczeństwo praktyk politycznych. Innymi słowy, to niska kultura polityczna samych polityków oraz ich niska kultura osobista skutkująca prywatnym, trochę folwarkowo-jarmarcznym stylem uprawiania polityki. Ogłada pociąga za sobą wyobraźnię polityczną związaną z przewidywaniem konsekwencji swoich działań. Polityk posiadający ogładę o pewnych rzeczach po prostu nie mówi albo mówi w sposób oględny nawet w prywatnych rozmowach, ponieważ wie, jakie w razie czego mogą grozić mu konsekwencje. I nie chodzi tutaj o język jakiego używa, ale o treści jakie chce przekazać. Roztropny polityk rozumie bowiem, jak ważne jest działanie w zgodzie ze społecznym wyobrażeniem dotyczącym tego jacy politycy powinni być.
Niestety, obraz polskiej klasy politycznej i polskiej polityki po 25 latach budowania instytucji demokratycznych, w których miała panować nowa jakość polityczna nie jest różowy. Wyłaniający się z nagranych rozmów familizm i brak ogłady politycznej to zapewne czubek góry lodowej. | Rafał Wonicki
Wraz z zanikiem ogłady politycznej, zanika również troska o interes publiczny pojmowany choćby w tak minimalistyczny sposób – jako poszanowanie podstawowych procedur i obyczajów publicznych. Zasady prywatne wkraczają do przestrzeni publicznej i do życia politycznego, a stamtąd ciężko już je wyplenić. Efekty widać na co dzień. Dyskurs polityczny sprowadzony jest do przerzucania się inwektywami w parlamencie. Rzadkością dziś jest wśród polskiej klasy politycznej przestrzeganie zasad debaty parlamentarnej czy trzymanie się reguł merytorycznej wypowiedzi.
Argument jest od lat ten sam: wyborcy tego nie zrozumieją. A to raczej politycy idą na skróty i traktują wyborców, jakby byli mało rozgarniętymi dziećmi, którym trzeba co i rusz, jak świecidełkami, migać przed oczami wyzwiskami i oskarżeniami. A ewentualne ustalenie faktów, rozwiązań konkretnych problemów, to już mało istotne szczegóły. W tym kontekście ciężkie oburzenie opozycji na styl taśm czy treści tam zawarte brzmią cynicznie i śmiesznie, ponieważ i ona ma dużo rzeczy na sumieniu. Oczywiście nie oznacza to, by należało rozgrzeszać polityków PO, ale i pokrzykiwania opozycji nawołujące od razu do dymisji rządu należy traktować przynajmniej z ostrożnością.
Trzeba przemyśleć od nowa wiele kwestii związanych ze standardami życia wspólnotowego. | Rafał Wonicki
Niestety, obraz polskiej klasy politycznej i polskiej polityki po 25 latach budowania instytucji demokratycznych, w których miała panować nowa jakość polityczna nie jest różowy. Wyłaniający się z nagranych rozmów familizm i brak ogłady politycznej to zapewne czubek góry lodowej. Jednak już samo to, że te dwa zjawiska stają się dominujące w naszej polityce powoduje powszechne przyzwolenie na naruszanie standardów demokratycznego państwa prawa.
Ten powszechnie akceptowany przez społeczeństwo antystandard, którego politycy są częścią, nie tworzy bowiem żadnych wzorców zachęcających obywateli do zmiany własnego sposobu działania oraz stawiania większych wymagań politykom. Prowadzi do osłabienia struktur państwa i możliwości łatwego destabilizowania młodej demokracji, którą wciąż jesteśmy. Potencjalna łatwość tej destabilizacji polega na tym, że dopóki mechanizmy familizmu i braku obycia politycznego, pozostaną głównymi sposobami uprawiania polityki przez naszych dzielnych parlamentarzystów, to dymisja paru ministrów czy zmiana całego rządu w niczym nie pomoże, choćby była jak najbardziej sprawiedliwa i słuszna.
Każdy kolejny rząd może za chwilę być zaskoczony podobnymi taśmami. Trzeba więc przemyśleć od nowa wiele kwestii związanych ze standardami życia wspólnotowego, takich choćby jak kwestia roli, jaką w życiu politycznym ma odgrywać klasa polityczna czy jakimi regułami ma się ona kierować w swoim postępowaniu. Wypada mieć nadzieję, że afera „taśmowa” będzie nauczką dla polityków, że w polityce trzeba wiedzieć co i jak mówić, zwłaszcza gdy wszędobylskie podsłuchy, łamiąc prawo do prywatności, zaczynają być podstawową formą prowadzenia polityki w naszym kraju. Co ważniejsze, w polityce trzeba wiedzieć, kiedy ust nie otwierać. Niestety milczenie jest sztuką, której polska klasa polityczna jeszcze nie opanowała.