Patchwork kojarzy mi się z ubogą Anglią sprzed epoki wiktoriańskiej, kiedy nic nie mogło się zmarnować. Z różnych kolorowych skrawków i resztek materiałów zaradne panie domu tworzyły małe arcydzieła. Ich rodowód jest zresztą starszy. Pierwsze patchworki znaleziono już w grobach egipskich faraonów. W podobny sposób tworzone były też szaty chińskich wojowników sprzed pięciu tysięcy lat. Gdybym miała znaleźć jedno magiczne słowo, w którym dałoby się zamknąć pisarstwo Patricka Leigh Fermora, pisarza i podróżnika, który przeszedł Europę per pedes, a w czasie drugiej wojny światowej jako brytyjski oficer służb specjalnych porwał niemieckiego generała Heinricha Kreipego, to „patchwork” byłoby tym słowem-kluczem.

Fermor_okladka

Inne określenie, równie trafne, znajdziemy w ostatnim sprawozdaniu szkolnym, sporządzonym tuż przed usunięciem Fermora ze szkoły, opisującym go jako „niebezpieczną mieszankę wyrafinowania z zuchwałością” [1]. Pisarz żadnej szkoły nie skończył. Odbył jednak studia na własną rękę, czytając wszystko, od dzieł greckich i łacińskich po Szekspira. Gdy miał osiemnaście lat, czyli w roku 1933, postanowił zacząć pisać. Materiał do książki pragnął zebrać z własnych wędrówek. Do plecaka zapakował oksfordzkie wydanie antologii poezji angielskiej oraz ody Horacego i tak „uzbrojony” ruszył w drogę, ustawiając azymut na Konstantynopol. Niekiedy nocował pod gołym niebem czy w wiejskich domach,  innym razem w arystokratycznych pałacach. Po drodze, niczym Odyseusz, na parę lat zamieszkał u współczesnej Kirke, czyli o kilkanaście lat od niego starszej mołdawskiej księżniczki Balaşy Cantacuzène.

Europejska odyseja zostanie spisana i wydana w trzech tomach. O greckich wędrówkach Fermor napisze oddzielne książki. „Mani. Wędrówki po Peloponezie” jest jedną z nich. O Grecji napisano już wiele, „jednak nikt, lub prawie nikt, ani słowem nie napomknął o tak zadziwiającej, choć nagiej i trudno dostępnej krainie, jaką jest przylądek Mani” – wyjaśnia we wstępie autor i zabiera nas w niezwykłą podróż. Książki właściwie nie da się z niczym porównać. Jest utkana jak wyżej wspomniany patchwork. Trochę jakby w jedną osobę stopił się Lord Byron, Paweł Muratow,  Ferdynand Gregorovius, Zbigniew Herbert oraz Bruce Chatwin. Nie jest to bowiem tylko i wyłącznie esej, w którym dostajemy zręcznie opisaną historię greckiego przylądka. Podobnie jak nie jest to tylko opowieść o wędrówce z przygodami. Nie jest to też jedynie proza, w której  rozmyśla się, co by było, gdyby manijski rybak okazał się spadkobiercą bizantyjskiego tronu. Tym wszystkim ta książka nie jest, bo mieści się w niej niepomiernie więcej.

Fermor tworzy patchwork ze skrawków, które z pozoru do siebie nie pasują. Historia manijskich pieśni pogrzebowych przeplata się z historią budowania domów w formie wysokich wież, a pomiędzy jednym a drugim dowiemy się, jak zrobić naczynie z tykwy, jaka jest proweniencja greckich bogów i że sens snów należy tłumaczyć przez opozycję. Przy tym wszystko podane jest lekkim stylem i nie brak tu brytyjskiego poczucia humoru. Mamy wrażenie, jakbyśmy czytali najlepszą powieść przygodową, a w międzyczasie, zupełnie niepostrzeżenie, otrzymujemy solidny kawał wiedzy na temat antycznej Grecji w ogóle. Fermor był niebywałym erudytą. Peloponeski skrawek posłużył mu za egzemplifikację greckości w ogóle, wedle zasady pars pro toto.

Nie brakuje też błyskotliwych analiz dotyczących Europy – jej historii, polityki i religii. Zaś rozdział opisujący dzieje ikony jest jedną z najlepiej napisanych historii na ten temat, jaką dane było mi czytać. „Obrazoburstwo było purytańskim, antymonastycznym ruchem powstałym wśród azjatyckich Greków, głównie pod wpływem muzułmanów i żydów (…). Dopiero  w 842 roku (…) ikony wróciły do łask. (…) Te burzliwe wydarzenia doprowadziły do oczyszczenia i uduchowienia ikonografii. Znikł wszelki ślad jędrnego, hellenistycznego materializmu, który (…) współistniał z pełnym życia splendorem wczesnych bizantyjskich mozaik. (…) Można powiedzieć, że od tamtego czasu sztuka religijna Wschodu starała się podnieść człowieka do poziomu Boga, podczas gdy religijna sztuka Zachodu usiłowała sprowadzić Boga do poziomu ludzi” [2]. „Jędrny, hellenistyczny materializm” to tylko jedna z wielu świetnych myśli Fermora ubrana w tak trafne i smakowite wręcz sformułowanie (tu ukłon należy się również tłumaczce książki, Ewie Krasińskiej).

Książka jest pełna dygresji, meandruje z jednego tematu w drugi jak wijąca się rzeka, a my dajemy się ponieść i robimy to z przyjemnością. Obok wątków historycznych podszytych erudycją znajdują się opowieści o Mani zwykłych ludzi. Opis dwóch manijskich dziewczynek napotkanych na drodze jest wyrafinowanym portretem literackim. A historia koguta, którego pianie słychać niemal pod kołem podbiegunowym, rozbawiła mnie do łez. Nie ma lepszej książki na wakacyjną podróż.

 

Przypisy:

[1] Artemis Cooper „Sir Patrick Leigh Fermor: Soldier, scholar and celebrated travel writer hailed as the best of his time”, „The Independent”, 11.06.2011.

[2] Patrick Leigh Fermor „Mani. Wędrówki po Peloponezie”, Fundacja Zeszytów Literackich, Warszawa 2013, s. 263.

Książka:

Patrick Leigh Fermor „Mani. Wędrówki po Peloponezie”, tłum. Ewa Krasińska, Fundacja Zeszytów Literackich, Warszawa 2013.