Krytyka mediów staje się coraz bardziej powszechną praktyką w Europie. Żyjąc w świecie powszechnej tabloidyzacji czwartej władzy powoli zapominamy, że dziennikarz może być kimś więcej niż „ładną buzią” ze szklanego ekranu. Zaciera się poczucie misyjności, społecznej odpowiedzialności zawodu. Kwestie etyki dziennikarskiej tym częściej są podnoszone, im bardziej media przekraczają kolejne bariery prywatności osób publicznych. W efekcie, w ogniu rozmaitych dyskusji pierwszą ofiarą staje się pytanie o sens i cele zawodu, które przykrywane jest kolejnymi sensacyjnymi nagłówkami i chwytliwymi leadami. Rzeczy ważne toną w morzu trywializacji i infantylizacji.
W świecie rozgoryczonych branżą medialną rzadko kiedy dostrzega się, że są jeszcze na naszej planecie miejsca, gdzie dziennikarz robi dokładnie to, co leżało w jego obowiązkach jeszcze kilka-, kilkanaście lat temu. Jednym z takich krajów jest Ukraina.
Przez 23 lata swojej niepodległości ukraińskie państwo zmagało się z licznymi problemami. Jednym z nich była wolność mediów. Gazety, radia, telewizje stawały się zabawkami w rękach oligarchów, którzy traktując je instrumentalnie, obniżali standardy zawodowe. W prasie królowały opłacane przez korporacje, bogatych biznesmanów, polityków materiały, tzw. „dżynsa”. Niepasujące do układanki medialnej elementy były niszczone bądź przejmowane poprzez „rejderskie najazdy”.
W gorących latach 90. nieprawomyślni dziennikarze byli zastraszani, bici, mordowani. W geście sprzeciwu wobec gęstej atmosfery dławienia prawdy w roku 2000 część ukraińskich dziennikarzy założyła portal „Ukraińska Prawda”. Jej pierwszym redaktorem naczelnym został Heorhij Gongadze, dziennikarz śledczy gruzińskiego pochodzenia. Portal zaczął publikować materiały obrazujące korupcje na szczytach władzy, nadużycia, ujawniał kolejne afery polityczne. Parę miesięcy po jego założeniu Gongadze został porwany i brutalnie zamordowany. Pozbawione głowy ciało znaleziono po kilku miesiącach w podkijowskim lesie.
Miesiąc później, pod koniec listopada 2000 roku, wybuchła „afera taśmowa”. Do opinii publicznej przeniknęła informacja o nagraniach z udziałem prezydenta Kuczmy oraz m.in. szefów MSW i SBU, gdzie pojawił się wątek zlecenia morderstwa niepokornego dziennikarza. Jego śmierć i kulisy zlecenia mordu wywołały masowe protesty społeczne, wybuchła „mała rewolucja” pod postacią akcji „Ukraina bez Kuczmy”. Choć protest okazał się za słaby i po kilku miesiącach został zdławiony, to jednak doświadczenie zebrane podczas niego było nie do przecenienia kilka lat później, podczas „pomarańczowej rewolucji”.
Działalność Gongadzego, jego śmierć, a następnie kontynuowanie walki przez dziennikarzy śledczych przyczyniły się do zmiany władz w 2004 roku. Niestety, dzięki kłótniom pomarańczowych, po kilku latach sporów w obozie władzy, Janukowycz i Partia Regionów zwyciężyli w wyborach. Niezależnych dziennikarzy czekał trudny okres nacisków oraz intensywnej pracy. Przez lata piętnowali wypaczenia, afery, śledzili i tropili, pokazywali, jaka naprawdę jest ukraińska władza. W końcu, w listopadzie 2013 roku od facebookowego wpisu dziennikarza śledczego „Ukraińskiej Prawdy”, z pochodzenia Afgańczyka, Mustafy Najema, zaczęły się proeuropejskie protesty, które obaliły Wiktora Janukowycza.
Podczas rewolucji, zdaniem wielu obserwatorów, chwałą okryli się dziennikarze niezależnych mediów, zwłaszcza telewizji „Hromadske”, którzy niestrudzenie relacjonowali najgorętsze wydarzenia z Majdanu i publikowali je na stronach internetowych. Gdy Janukowycz uciekł z Kijowa, a na Majdanie składano podziękowania bohaterom protestów, kilkadziesiąt tysięcy ludzi samoczynnie zaczęło skandować nazwę tej stacji, umiejscawiając jej pracowników w jednym szeregu z członkami Samoobrony Majdanu, lekarzami, studentami, wszystkimi zasłużonymi rewolucji.
Powyższy krótki rys historyczny jest niezbędny dla zrozumienia roli, jaką odgrywają niezależni dziennikarze w Ukrainie. Na przestrzeni 23 lat ukraińskiej niepodległości stali oni w forpoczcie zmian. Dzięki ich pracy i bezkompromisowości udawało się pokazywać faktyczny stan państwa, jego układy, zwyczaje i język polityków, korupcje, próby omijania prawa. I choć przez lata, prócz samego wyjawienia prawdy, nie udawało się pociągnąć do odpowiedzialności winnych przestępstwom, rzesza Ukraińców dzięki pracy niezależnych mediów miała możliwość postawić rzetelną i adekwatną diagnozę stanu państwa. To między innymi dlatego ostatnia rewolucja przybrała tak wielką skalę, powszechne było bowiem zrozumienie patologii, które trawią Ukrainę.
Ważną cechą dziennikarzy pokroju np. Mustafy Najema, Serhija Leszczenki, Romana Skrypina, Dmytro Gnapa jest ich zaangażowanie społeczne. Nie boją się występować ze swoim zdaniem, są szczerzy i bezkompromisowi, mówią to, co myślą, polityków rzetelnie przepytują. Balansują na granicy pracownika mediów i działacza społecznego. Poziom ich kooperacji z organizacjami pozarządowymi jest wysoki, wynika bowiem ze zbieżności ich interesów – łączy ich wola zmiany Ukrainy.
Teraz, kilka miesięcy po obaleniu Janukowycza, ich praca trwa w najlepsze. Zajmują się rozliczaniem poprzedniej władzy, ale przyglądają się również uważnie politykom, którzy w wyniku rewolucji doszli do najwyższych urzędów w państwie. Taryfy ulgowej nie ma, przestępstwo czy zaniechanie jest od razu wytykane.
Tym samym duża część ukraińskich dziennikarzy w pełni utożsamia się z określeniem ich mianem czwartej władzy. Tak, chcą wpływać na rzeczywistość, ale nie dla konserwacji starego, a dla budowy nowego. Warto tym samym bacznie przyglądać się ich pracy, gdyż dzisiaj to oni mogą stanowić pozytywny przykład dla Europy, kolejny wzór postawy i ducha z mozaiki ukraińskiej rewolucji.