Czerwiec tego roku był czasem sportowego święta. Przede wszystkim, rzecz jasna, za sprawą trwającego wciaż Mundialu. To właśnie piłka nożna przyciąga w końcu największe rzesze kibiców – zarówno na stadionach, jak i przed telewizorami. To popisy grającego z błyskiem w oku Messiego oraz pokrytej błyszczącą brylantyną fryzury Ronaldo budzą ekscytację większą niż w jakiejkolwiek innej dyscyplinie sportu. Co jest – jak mi się zdaje – zarazem słuszne i niesłuszne. Słuszne, bo kopanie futbolówki faktycznie można podnieść do rangi sztuki. Niesłuszne, ponieważ – jak postaram się wykazać poniżej – piłka nożna to pierwszorzędny sport drugorzędny. Dyscypliną sportową prawdziwie pierwszorzędną jest bowiem koszykówka (obowiązkowo w wydaniu zawodowym).

Piłka nożna to pierwszorzędny sport drugorzędny. | Jan Tokarski

A oto kilka argumentów uzasadniających moje twierdzenie o wyższości koszykówki (NBA) nad piłką nożną (wszelką):

1. W koszykówce nie ma remisów ani sztucznych metod ich przełamywania (tym właśnie są rzuty karne). Gramy, aż w końcu wygra lepsza drużyna. Jeżeli potrzebne są do tego trzy dogrywki – w porządku! Pomysł, aby celem przełamania remisu każda z drużyn wykonywała po 5 rzutów wolnych, zostałby (i słusznie) przyjęty przez świat koszykarski jako niepoważny.

2. W koszykówce zawsze (podkreślam: zawsze) wygrywa zespół lepszy. Ma to dwie przyczyny. Po pierwsze, w playoffach poszczególne zespoły ścierają się ze sobą w serii spotkań, a nie w pojedynczym meczu. Eliminuje to przypadkowość pojedynczego wyniku, błędy sędziowskie, etc. Co więcej, pozwala każdej drużynie, „nauczyć się” gry przeciwnika, tak że nawet pojedynczy, zaskakujący manewr trenera nie może przechylić szali zwycięstwa w serii na niczyją korzyść. Po drugie, poziom gry poszczególnych zespołów w trakcie całego meczu natychmiast przekłada się na wynik. Zaczynasz słabiej grać – tracisz punkty. W piłce nożnej można grać słabo przez 30, 40, a czasami nawet (tak, tak) 90 minut. Ba, grając o wiele słabiej od przeciwnika, można nawet strzelić bramkę i wygrać całe spotkanie. W koszykówce – nie do pomyślenia.

3. Nieograniczona możliwość dokonywania przez trenera zmian w trakcie meczu to kolejny przykład przewagi koszykówki nad piłką nożną. Ta swoboda pozwala trenerom zmieniać taktykę, dostosowywać się do posunięć przeciwnika, nie poprzez dokonanie dwóch czy trzech zmian, ale dowolnej ich ilości.

4. Wpływ pojedynczego zawodnika na wynik meczu jest o wiele większy w koszykówce niż w piłce nożnej. I to jest niezmiernie ważne, jeżeli twierdzimy (jak niechybnie twierdzić muszą miłośnicy Messiego czy Ronaldo), że piękno sportu tkwi w wielkich indywidualnościach i w tym, czego potrafią one dokonać. Oczywiście, zdarza się również w futbolu, że jeden zawodnik rozstrzygnie mecz strzelając jedną, dwie, a czasem nawet trzy bramki. Takie osiągnięcie jest jednak zawsze tylko zbiorem kilku momentów (np. serią celnych strzałów). Inaczej w koszykówce: tutaj, aby w pojedynkę wygrać mecz, trzeba grać doskonale od początku do końca, w sposób ciągły, a nie serią zrywów.

5. Czas. I w piłce nożnej i w koszykówce zdarzają się pasjonujące końcówki spotkań. Podczas jednak, gdy w futbolu na strzelenie gola potrzeba względnie dużo czasu, w koszykówce wystarczyć może kilka sekund. W ciągu minuty prowadzenie może zmenić się parokrotnie (rzecz w futbolu nie do pomyślenia). Phil Jackson, legendarny trener Chicago Bulls powiedział kiedyś swoim zawodnikom pod koniec meczu: „Chłopaki, zostało nam 9 sekund. Masa czasu”.

Proszę mnie źle nie zrozumieć: nie jestem przeciwnikiem piłki nożnej. Więcej: uważam tegoroczny mundial za naprawdę udany (co by nie mówić – bramek jest sporo). Jednak prawdziwym sportowym świętem były w czerwcu finały NBA, kiedy grająca piękną, pełną determinacji, zespołową koszykówkę drużyna San Antonio Spurs spuściła sromotne lanie ekipie supergwiazdorów z Miami. Czy futbol może być źródłem podobnie oczyszczających doznań – śmiem wątpić.