Chybione rekomendacje

Trafny cios to przede wszystkim krytyka bezkrytycznej wiary w teorie ekonomiczne i ogólnie ekonomii jako dziedziny rzekomo przynoszącej rozwiązania kluczowych problemów ludzkości. Wielu ekonomistów tworzyło i wciąż tworzy – choć rzadziej niż kilka lat temu – wrażenie, że analiza ekonomiczna może doprowadzić do wyodrębnienia zestawu optymalnych decyzji politycznych. Zbyt często zadaje się uproszczone pytania, jak zmienić świat na lepsze, niż docieka, dlaczego właściwie świat często daleki jest od ideału. Najlepiej widać to we wszystkich analizach, które zajmują się poszukiwaniem recepty na wyższy wzrost gospodarczy – na każde 100 rekomendacji co dany rząd powinien zrobić, przypada pewnie nie więcej niż jedna analiza dociekająca, dlaczego pewne kroki nie są podejmowane. Choć wiele publikacji akademickich pokazało, że bardzo trudno jest zidentyfikować konkretne decyzje polityczne, które prowadzą do wyższego wzrostu gospodarczego, istnieje cały przemysł analityczny zajmujący się wydawaniem takich rekomendacji.

Problem nie polega nawet na tym, że takie analizy powstają, bo poszukiwanie praktycznych rozwiązań to naturalna aktywność człowieka w każdej dziedzinie. Chodzi o to, że rekomendacje są często wydawane nie na podstawie dogłębnego badania okoliczności, różnych czynników o charakterze ekonomicznym, społecznym i kulturowym, ale na podstawie mody intelektualnej. Na przykład dziesięć czy dwadzieścia lat temu Międzynarodowy Fundusz Walutowy przekonywał, że całkowita liberalizacja przepływów kapitałowych zawsze służy rozwojowi gospodarczemu. Dziś sugeruje, że uzasadnione może być ograniczanie przepływów kapitału spekulacyjnego. Zmieniła się moda, więc zmieniły się rekomendacje, mimo że w ostatnich pięciu latach nie pojawiły się żadne nowe fakty, które nie były znane przed dekadą. Nadmierne zaufanie wobec panujących trendów intelektualnych blokuje otwartą debatę. To zresztą problem dostrzeżony już przez wielu ekonomistów. Ricardo Caballero z Massachusetts Institute of Technology pisał niedawno, że moda na cyzelowanie istniejących modeli ekonomicznych zupełnie zablokowała napływ świeżych i innowacyjnych teorii. Młodzi ekonomiści stali się wyrobnikami, a nie innowatorami.

W pułapce opowieści

Sedláček ma również wiele racji, kiedy mówi o ekonomii jako sposobie opowiadania różnych historii. Wypowiedzi poważnych ekonomistów przypominają często szkolny podręcznik historii, w którym wielość przeróżnych zjawisk sprowadzona zostanie do prostej opowieści o złych i dobrych bohaterach. Pisał o tym też zeszłoroczny noblista Robert Shiller w książce „Zwierzęce instynkty”. Świat jest tak bardzo skomplikowany, że ludzie – nawet eksperci – podsuwają nam upraszczające narracje, które w danym okresie zaczynają podbijać umysły mas. Narracje te co jakiś czas się zmieniają, ale kiedy jedna zaczyna dominować, bardzo trudno jest się jej przeciwstawić. Doskonałym przykładem jest temat podatków. W ekonomii nie ma żadnego konsensusu dotyczącego wpływu wysokości podatków na tempo rozwoju i jakość życia, a mimo to pod koniec XX wieku i w pierwszych latach XXI wieku zapanowało przekonanie, że niskie podatki prowadzą do szybszego rozwoju. I choć daleko mi do postulatów zwiększenia opodatkowania, uważam, że kwestie redystrybucji należą bardziej do sfery polityki niż nauki.

O Bogu i antykoncepcji

W tym miejscu jednak moja sympatia do Sedláčka się kończy. Kilku trafnym obserwacjom towarzyszy chaotyczna masa opinii, które trudno ułożyć w jedną całość. Przede wszystkim, autor miesza w swoich wypowiedziach, artykułach i książkach dwa porządki myślenia, które nie powinny być ze sobą łączone w jednej analizie – a przynajmniej nie w tak lekkomyślny sposób.

W wypowiedziach Sedláčka kilku trafnym obserwacjom towarzyszy chaotyczna masa opinii, które trudno ułożyć w jedną całość. | Ignacy Morawski

Z jednej strony, angażuje się w metaanalizę roli wiedzy, przekonań oraz ich wpływu na działania człowieka. Mówi, że ekonomia jest jak religia, ponieważ dotyczy wierzeń, a nie faktów. To ciekawy wątek, który dotyka bardzo głębokiego, epistemologicznego problemu relacji między poznaniem a działaniem. Na ile dostosowujemy nasze przekonania ekonomiczne do naszych interesów i ukrytych potrzeb, a na ile te przekonania pozwalają zmodyfikować nasze interesy i cele? Z drugiej strony, rozważaniom ogólnym towarzyszą refleksje dotyczące bardzo przyziemnych spraw, jak efektywność rynku, zadłużenie, kryzys finansowy itd.

Taka mieszanka przypomina trochę dyskusję o istnieniu Boga przeplataną wątkami o antykoncepcji. Pomieszanie porządków prowadzi też Sedláčka do sprzecznych wniosków. Raz mówi, że ekonomia jest jak religia, innym razem, że rolą ekonomii nie powinno być dążenie do sprawiedliwości tylko poszukiwanie takich rozwiązań, które zapewnią ludziom jedzenie, dach nad głową i niezłe życie. Większość religii tymczasem zajmuje się właśnie sprawiedliwością (przynajmniej w jakimś stopniu), a nie zajmuje się zapewnianiem dachu nad głową. Jeżeli traktujemy ekonomię jako system wierzeń, to nie możemy przyznawać jej roli rozwiązywania bieżących problemów.

Krzywdzące uproszczenia

Kolejnym błędem Sedláčka jest dokonywanie dużych uproszczeń, których nie usprawiedliwia publicystyczny charakter jego wypowiedzi. Jego zdaniem ekonomia przekonuje nas, iż ludzkie zachowanie jest przewidywalne. To nieprawda, a takie wypowiedzi nie służą niczemu innemu, jak wysłaniu ludziom niezaznajomionym z ekonomią sygnału o treści: „Nie ufajcie tym, którzy opowiadają bzdury, zaufajcie mi, który te bzdury obnażam”. Twierdzić, że ekonomia zakłada przewidywalność ludzkich zachowań to tak, jakby twierdzić, że taką przewidywalność zakłada psychologia lub socjologia – to nieuzasadniona kpina, która nie przystoi człowiekowi „z branży”.

Żadna z nauk społecznych nie zakłada pełnej przewidywalności, natomiast każda z nich zajmuje się próbą uchwycenia pewnych powtarzalnych schematów w zachowaniach jednostek lub grup. To subtelna, ale bardzo istotna różnica. Poszukiwanie powtarzalności to aktywność, w którą każdy człowiek angażuje się każdego dnia. Kiedy rodzice zastanawiają się, jak zachować się wobec buntującego się dziecka, szukają porad u znajomych lub rodziców z nadzieją, że ich doświadczenie może okazać się powtarzalne. Naukowcy robią to samo, tyle że w bardziej usystematyzowany sposób.

Sedláček nie zachowuje wobec czytelników należytej uczciwości. Krytykuje prognozy ekonomiczne, a tymczasem sam zajmuje funkcję głównego stratega makroekonomicznego jednego z największych czeskich banków. | Ignacy Morawski

Oskarżenie ekonomistów o nadmierną wiarę w zdolności antycypowania ludzkich działań ma oczywiście na celu uderzenie w jeden fundamentów współczesnej ekonomii, jakim jest analiza matematyczna. To prawda, że zbyt często niektórzy ekonomiści traktują modele matematyczne jako odzwierciedlenie rzeczywistości. Ale każdy uczciwy ekonomista wie, że nie o to w tych modelach chodzi. Są one jedynie próbą usystematyzowania różnych tez lub hipotez w taki sposób, aby były one ze sobą spójne. To warsztat służący z jednej strony utrzymaniu rygoryzmu myślenia, a z drugiej – analizie danych, których ilość jest coraz większa. Sedláčkowi na pewno można przyznać rację, iż ekonomia powinna w znacznie większym stopniu korzystać z dorobku takich nauk jak psychologia, kosztem osłabienia flirtu z matematyką. Ale podważanie sensu używania matematycznych modeli to walka z nieistniejącym wrogiem.

Groteskowo o kryzysie

Bardzo schematyczny jest też obraz ostatniego kryzysu finansowego malowany przez Sedláčka. Jego zdaniem wiara w wieczny wzrost gospodarczy oraz ufność w zdolności analityczne doprowadziły do podejmowania nadmiernie ryzykownych inwestycji, które w końcu wywołały krach. Czyli winna jest zła narracja ekonomiczna. To skrajne uproszczenie, a przyczyny krachu są o wiele bardziej złożone.

Mieliśmy do czynienia m.in. z takimi zjawiskami jak nadmierne oszczędności Chin i krajów eksportujących ropę naftową; znaczące obniżenie standardów oceny ryzyka w niektórych bankach (są banki, które tego nie doświadczyły – był to zatem efekt nie tyle narracji, co nierozsądnych zachowań określonych ludzi); wzrost nierówności społecznych, zwiększający popyt na kredyt konsumpcyjny, bardzo długi okres stabilnego rozwoju w naturalny sposób obniżający czujność decydentów itp. itd. Jak w każdym skomplikowanym systemie, krach wynika z negatywnego splotu różnych okoliczności i zjawisk o odmiennych źródłach. Wszelkie próby zidentyfikowania tego jednego, najważniejszego źródła, ocierają się o groteskę i skazane są na niepowodzenie.

Ostatni problem z Sedláčkiem polega na tym, że nie zachowuje on wobec czytelników należytej uczciwości. Krytykuje prognozy i modele matematyczne, a tymczasem sam zajmuje funkcję głównego stratega makroekonomicznego jednego z największych czeskich banków. Strateg z natury rzeczy zajmuje się prognozowaniem i właściwie nie może pracować bez matematycznych modeli, a na pewno nie może traktować przewidywalności jako mrzonki.

A może Sedláček jest tylko narzędziem marketingowym banku? Ale jeśli tak, to czy jego bunt wobec współczesnej ekonomii należy traktować jako uczciwą walkę czy tylko kampanię marketingową?

[Wywiad „Kultury Liberalnej” z Tomášem Sedláčkiem czytaj TUTAJ]