Głupawy nonkonformizm
Wpis Korwina o tym, że spoliczkował Michała Boniego, zyskał jak dotąd ponad 21 tys. polubień na jego facebookowym profilu. Nic dziwnego, że jego zwolennikom takie zachowanie się podoba. Korwin-Mikke największe poparcie uzyskuje wśród ludzi młodych. Nie jest zaś tajemnicą, że ulubionym filozofem młodzieży – lub jedynym znanym jej filozofem – jest Fryderyk Nietzsche. W rzekomo nudnej i tolerującej liczne nieprawości demokracji JKM jawi się im zapewne jako nadczłowiek, który wie lepiej i może więcej, ma więc prawo uderzyć w imię swoich wyższych wartości kogo mu się podoba. Stosuje się to szczególnie do tzw. „czerwonej hołoty”, do której zalicza się każdy, kto nie jest społecznym darwinistą. Korwin-Mikke przypomina więc w ich oczach komiksowego superbohatera – w obliczu niemocy klasy rządzącej ma przyjść i posprzątać bałagan. A zatem chociaż niby wiadomo, że bić nie wolno, to na JKM można przecież przymknąć oko.
W istocie Korwin ma w sobie coś bajkowego, ale okazuje się raczej komiksowym bohaterem à rebours. Właściwi herosi zwykle mieli bowiem zaprowadzać nadzwyczajnymi środkami sprawiedliwość. Korwinowi zaś, po pierwsze, niespecjalnie żal cudzej krzywdy, a po drugie, zamiast szanować porządek w całkiem dobrze radzącej sobie polskiej demokracji woli potęgować chaos. Gdyby zaś okazało się, że nawet największy złoczyńca zamierza walczyć z „socjalizmem”, to z pewnością przyłączyłby się właśnie do niego – ku aplauzowi wielbiącej głupawy nonkonformizm młodzieży.
Korwin – wbrew mitowi o kierowaniu się żelazną logiką – nie przykłada bowiem przesadnej wagi do moralnych reguł. Mimo deklarowanego obyczajowego konserwatyzmu, etyka chrześcijańska jest mu wyraźnie obca. Wielokrotnie zaznaczał swój sprzeciw wobec postawy „nadstawiania drugiego policzka”. Praktyki miłosierdzia czy przebaczenia również nie znajdują w jego oczach uznania. Ponadto, czego dowiódł uderzając Boniego, żadną granicą nie jest również – rzekomo poważane przez niego aż do granic rozsądku – prawo stanowione.
Zdaniem Korwina godny władzy jest ten, kto brutalnie ją egzekwuje. Nic dziwnego, że zalecał prezydentowi Ukrainy Wiktorowi Janukowyczowi frontalny atak na Euromajdan. | Tomasz Sawczuk
Możliwe jeszcze – czemu by nie? – że kodeks honorowy (tzw. kodeks Boziewicza) stoi ponad prawem stanowionym… Ale nawet jeżeli tak, to jest to regulacja wystarczająco osobliwa, by łatwo podważyć jej nadmierny związek z honorem. Wobec pogardy, jaką Korwin darzy bardziej nowoczesne doktryny etyczne, pozostaje mu więc do dyspozycji tylko specyficzny naturalizm, wypełniony (nie wiedzieć czemu) treścią popularną w Europie w okresie międzywojnia, z pojedynkami i kultem siły na czele, a także kulturowym pesymizmem wobec stanu cywilizacji. Oraz logika czystego odwetu – którą trudno brać dziś jednak na poważnie jako jakiegoś rodzaju moralny drogowskaz.
Siła silnych
Jeżeli życiem publicznym nie kierują inkluzywne normy moralne ani religijne, nie reguluje go idea praw człowieka ani nawet prawo ustawowe, to zostaniemy zmuszeni do zaakceptowania rządów silniejszych nad słabszymi. I – jeżeli już doszukiwać się u Korwina jakiejś naczelnej zasady moralnej – z tym właśnie mamy u niego do czynienia.
Dlatego Korwinowi tak bardzo podobała się pacyfikacja placu Tiananmen 4 czerwca 1989 r. czy bezwzględne rozprawianie się wszelkich władz – na czele z administracją Władimira Putina – ze społecznymi protestami. Nic też dziwnego, że niedawno zalecał ówczesnemu prezydentowi Ukrainy Wiktorowi Janukowyczowi frontalny atak na Euromajdan. W perspektywie Korwin-Mikkego godny władzy jest ten, kto brutalnie ją egzekwuje. Dlatego też twierdzi on, że oczekiwał od Boniego raczej przysłania sekundantów (sic!) niż ujawnienia sprawy. Do tego polityka przemawia jedynie naga przemoc. Korwin powinien być zatem zachwycony, gdyby Donald Tusk w reakcji na atak wysłał go na tortury, a następnie umieścił dożywotnio w obozie pracy. Fakt, że Tusk tego nie uczyni, zdaje się JKM w demokracji boleć najbardziej.
Jeżeli JKM jest na arenie społecznej w jakiś sposób wyjątkowy – to jako polityk szczególnie zagubiony i niepoważny. | Tomasz Sawczuk
Popularność lidera Nowej Prawicy jest szczególnie kłopotliwa w kraju, w którym – jak w Polsce – z jednej strony młodzi stopniowo odchodzą od głoszącego miłość bliźniego Kościoła, a z drugiej nie wykształciło się jeszcze dojrzałe społeczeństwo liberalne. W takich warunkach anarchizujący przywódca, nieposiadający realistycznego politycznego celu, ostatecznie kanalizuje jedynie pełne agresji, niekonstruktywne formy buntu – w dodatku przyzwalając na użycie przemocy wobec rzekomych wrogów.
Tymczasem nie istnieje coś takiego jak sprawiedliwa przemoc. A Korwin-Mikke nie zachował się jak człowiek honoru, lecz jak jaskiniowiec. Nie ma więc żadnego uzasadnionego powodu, dla którego ktokolwiek mógłby odczuwać z jego agresji satysfakcję.
Zakurzone dzieło sztuki
Jeżeli przypomnimy sobie w dodatku, że Nietzsche – przy całym swoim antydemokratyzmie – postrzegał ideał ludzkiego życia jako proces czynienia z niego dzieła sztuki, to wybryki Korwina zaczną wyglądać wyjątkowo blado. Jego celem nie jest wytwarzanie nowych norm, wykraczających poza zastaną mizerność ludzkiej moralności powszechnej – jak chciałby niemiecki filozof. Nie przeciwstawia nowego porządku skostniałym zwyczajom ludzi słabych. Wręcz na odwrót. Przeciwstawia skostniały, nadmiernie uproszczony porządek żywym i bogatym w treści współczesnym dyskusjom o moralności. Jeżeli jest więc na arenie społecznej w jakiś sposób wyjątkowy – to jako polityk szczególnie zagubiony i niepoważny. Nadczłowiek rodem nawet nie z komiksu, ale rysunku satyrycznego.
Korwin przegra – już przegrał wraz upadkiem starego świata w XX-wiecznych wielkich wojnach. O ile jednak zaakceptowanie darwinizmu społecznego przychodzi mu z łatwością, o tyle darwinizm moralny (wyznawany choćby przez von Hayeka) zdaje się do niego nie przemawiać. Tymczasem Korwinowskie koncepcje moralne faktycznie zostały na wolnym rynku idei pokonane przez koncepcje lepsze. Korwinowi pozostaje albo jakoś z tym żyć, albo w dalszym ciągu odważnie kroczyć na czele cywilizacyjnego marszu w stronę jaskini – ze wszystkimi konsekwencjami, jakie się z tym wiążą.