„Suknia była różowa” brzmi słynne pierwsze zdanie „Kwiatu kalafiora”, a Ida Borejko nie mogła oderwać od niej oczu. W nowym tomie o przygodach Zuzy suknia też jest różowa, „z wielką białą kokardą, wstążkami i innymi fidrygałkami”, ale Zuza nie może na nią patrzeć. Woli bowiem podziwiać piłkę do gry w nogę. Jak pech to pech, babcia Zuzy przysyła jej w prezencie nie piłkę, ale właśnie tę pogardzaną sukienkę. Suknią za to zachwycony jest Maks, ukochany nieszablonowej bohaterki. A dokładniej, zachwyca go wizja Zuzy odzianej w różowe fatałaszki. Aby wizja stała się rzeczywistością, Maks zrobi wszystko, o co poprosi go Zuza, nawet pierwszy włoży suknię i troszkę w niej potańczy. Robi się dziwnie, prawda? Jak to – chłopak tańczy w sukience? I, o zgrozo, na końcu okazuje się, że to Maks lepiej wygląda w różowych fatałaszkach, które do Zuzy kompletnie nie pasują.
Nerwowy uśmiech, który błąka się na twarzy Czytelnika, tuszując zakłopotanie na wieść o facetach w kieckach, niech czym prędzej zniknie. (A jeśli zniknąć nie chce, niech Czytelnik przypomni sobie film „Billy Elliot”). Zapewne streszczenie fabuły tego nie oddaje, ale kolejne tomy o przygodach Zuzy („Zuza i sukienka dla Maksa” i „Zuza ma adoratorów”) są ujmujące, mądre i śmieszne, podobnie jak poprzednie części. Sami bohaterowie, choć postawieni w nowych sytuacjach, niewiele się zmienili: Zuza jak zwykle ma pomysły co najmniej niestandardowe, a Maks próbuje pokonać swój konserwatyzm, godząc się na jej eksperymenty. Jednak nadal najważniejsza jest dla nich przyjaźń (zauroczenie?) i chęć wspólnego spędzania czasu.
Ta chęć przechodzi w obsesję w tomie „Zuza ma adoratorów”, kiedy jedno niewinne zdanie Zuzy uruchamia wyobraźnia Maksa: „Gdybyś się nie przeprowadził, ktoś inny byłby moim ukochanym”. Chłopca wciąga spirala zazdrości o Zuzę, nieświadomie podsycana przez samą zainteresowaną za pomocą powłóczystych spojrzeń i rozmarzonych westchnień skierowanych w stronę innych chłopców. Zaborczy Maks dogaduje się z kolejnymi obiektami zainteresowania Zuzy i wymienia realne fanty na obietnice, że oni z Zuzą to nigdy, przenigdy się nie umówią. Absurd sięga zenitu, gdy chłopiec uświadamia sobie, że świat jest ogromny, potencjalnych kandydatów na ukochanego Zuzy tysiące, a jego środki materialne ograniczone. Na szczęście Zuza następnego dnia z właściwym sobie urokiem rozwiązuje problem przy pomocy jednego romantycznego zdania: „…gdybyś się nie przeprowadził […], zaczekałabym na ciebie”.
Książki o Zuzie zahaczają o temat, który rodzice najchętniej uznaliby za nieistniejący i nieistotny – nierozerwalnych relacji miłosnych i cielesnych. Przedszkolaki? Takie małe dzieci? A cóż to ich może interesować? Otóż interesuje – interesuje ich własne ciało i uczucia do rówieśników. Jeśli rodzice nie będą towarzyszyć dzieciom w wędrówce przez labirynt emocji i pytań, prowadząc szczerą rozmowę odpowiednią do wieku i oswajając nowe uczucia, to z jak bardzo przerażającym Minotaurem przyjdzie się zmierzyć późniejszym nastolatkom? Thierry Lenain daje nam do pomocy wspaniałe narzędzie – książkę. Nie dość, że mamy naturalny pretekst do rozmowy, to ograniczamy nieco wstydliwość tematu – chodzi przecież o inną dziewczynkę i innego chłopca.
A tematów znajdziemy mnóstwo. Możemy porozmawiać o tym, co to znaczy kogoś kochać i być o niego zazdrosnym – czy jestem w stanie zmusić drugą osobę, by interesowała się wyłącznie mną? Możemy porozmawiać o intymności i szacunku dla prywatności – dlaczego każde z dzieci się odwraca, gdy drugie się przebiera? Możemy porozmawiać o szantażu emocjonalnym – kiedy kończy się kompromis, a zaczyna terroryzowanie innych?
Jednak dla mnie najważniejszym tematem jest sposób, w jaki przypisujemy, a czasem wręcz narzucamy innym określoną rolę, opakowując ich w ciasny, ale bezpieczny stereotyp. Tu symbolem takiego działania staje się różowa suknia, która przystoi wyłącznie dziewczynce. Co więcej, dziewczynka powinna być nią zachwycona. Postawa Zuzy skłoniła mnie do refleksji, jak często narzucam starszej córce własne zdanie – bo wygodniej, bo szybciej – nie biorąc pod uwagę jej marzeń, upodobań czy nastroju. A jak często robią to inni w naszym otoczeniu? Przecież chłopcy nie mogą ćwiczyć na gimnastyce w fioletowej koszulce, dziewczynki powinny jeść marchewkę, bo dobrze robi na cerę, a w ogóle to po co wy tak biegacie, nie biegajcie tak!
Lecz zanim wypłyniemy na głębokie wody Poważnego Wychowania Pełnego Rozmów, potaplajmy się radośnie w tym, co widać na pierwszy rzut oka, a czego w serii o Zuzie nigdy nie brakuje – żartobliwym tonie Thierry’ego Lenaina, nieustająco cudownych rysunkach Delphine Durand i jak zwykle wciągających perypetiach uroczej pary. Turlanie ze śmiechu zapewnione.
Książka:
Thierry Lenain, Zuza i sukienka dla Maksa, Zuza ma adoratorów, il. Delphine Durand, przeł. Marek Puszczewicz, Wydawnictwo Entliczek, Warszawa 2014.
Rubrykę redaguje Katarzyna Sarek