Kilka tygodni temu świat obiegły szokujące zdjęcia nowych londyńskich rozwiązań, które w jednej z galerii handlowych miały zniechęcać do siadania oraz – w domyśle – bycia noclegownią dla bezdomnych. Metalowe szpikulce, wbudowane w parapety okien, przywodziły na myśl najczarniejsze skojarzenia: przypominały gwoździe, jakimi odstrasza się gołębie i inne ptaki do siadania na zabytkach (rozwiązanie skądinąd dziś już nieco anachroniczne, choć nie mniej barbarzyńskie). Zdjęcia kolców przemknęły przez internet i wywołały słuszne oburzenie aktywistów, którzy zorganizowali happening i zalali gwoździe betonem. Właściciel sklepu oraz pomysłodawca umieszczenia w oknie kolców ostatecznie zrezygnował ze swojego pomysłu i zdjął niechcianą instalację, udostępnił tym samym parapety okien dla przechodniów. Ze względu jednak na złą sławę, jaką zyskały, podobno nikt na nich odtąd nie nocował.
Już William H. Whyte zwracał uwagę, że wszelkie próby zniechęcania do siadania w przestrzeni miejskiej są nieskuteczne. Ludzie i tak usiądą. A jeśli tego nie robią, przestrzeń szybko ulega degradacji. | Wojciech Kacperski
Kolce w miejscu publicznym, które odstraszają od siadania, czyli de facto zaprzeczają publicznemu charakterowi danego miejsca, nie są wcale nowym zjawiskiem wśród sposobów urządzania przestrzeni miejskiej. Wzbogacanie miejskich mebli o różnego rodzaju „regulatory” obecności wzięło się z niegłupiego pomysłu tworzenia bezpiecznych przestrzeni miejskich (secured by design). Przodowało tu przede wszystkim budownictwo osiedli mieszkaniowych. Niestety, jak to bywa z ciekawymi pomysłami, znalazły one na tyle zapalonych entuzjastów, że zaczęły być wprowadzane do wszystkich przestrzeni miejskich. Narzędzie zabezpieczania przeistoczyło się w ten sposób w narzędzie wykluczania.
Jako jedni z pierwszych jego wpływ odczuli fani jeżdżenia na deskorolkach. Na większości ławek zaczęto instalować przegrody uniemożliwiające swobodne przejeżdżanie oraz robienie tricków. Z czasem jednak skaterzy znaleźli sposoby, żeby unikać przeszkód. Podobnie też stało się z wieloma podobnymi instalacjami na ławkach, murkach oraz parapetach, które miały ograniczać siadanie – mieszkańcy w końcu znajdywali sposób na obchodzenie zakazu. Już William H. Whyte zwracał uwagę, że wszelkie próby zniechęcania ludzi do siadania w przestrzeni miejskiej są nieskuteczne – ludzie bowiem i tak w tych miejscach. Jeśli tego nie zrobią, przestrzeń paradoksalnie i tak wkrótce ulegnie degradacji.
W Warszawie tendencję do wykluczania określonych grup z przestrzeni miejskich obserwować możemy już od dawna. Przodują w niej galerie handlowe i ich znajdujące się przed wejściem pseudoplacyki kontrolowane przez ochronę, która skrupulatnie wyprasza nieproszonych gości. Pewne próby obserwuje się również w innych miejscach. Przykładowo, siedzenia jednego z przystanków na Dworcu Centralnym zostały przeprojektowane w taki sposób, żeby nie można było się na nich położyć. Zamiast ławki, mamy pojedyncze, oddalone od siebie, siedziska. Nie zmieniły one wcale sposobu użytkowaniu tego przystanka, a jedynie zniechęciły do korzystania z niego użytkowników transportu – pomimo zlikwidowania ławki, cały przystanek pozostał bowiem dawnym opłakanym stanie.
Światełkiem w tunelu wykluczenia bezdomnych jest inicjatywa Eugenii Wasylczenko, studentka Wydziału Sztuki Mediów ASP. Na placu Dąbrowskiego postawiła budkę, w której na frontach specjalnych szuflad bezdomni mogą poprosić o konkretne dary. Nie ma tu próśb o pieniądze, jest raczej świadectwo chęci wydostania się z trudnej sytuacji życiowej. Przeczytanie zaledwie kilku list z wymienionymi potrzebnymi produktami powoduje, że chcemy wrzucić do szuflady nawet drobną rzecz. To bardzo ciekawy projekt, ponieważ nie tylko zwraca uwagę na to, jak łatwo możemy pomóc drugiemu człowiekowi, ale również na to, jak wiele niepotrzebnych przedmiotów posiadamy i jak mogą one zostać wtórnie wykorzystane (więcej informacji można znaleźć na stronie internetowej). Przede wszystkim projekt Wasylczenko stworzył kawałek prospołecznej przestrzeni w mieście, przyciągając nie tylko bezdomnych, ale i ciekawskich, którzy od czasu do czasu odpowiadają na prośby zapisane przez potrzebujących. Instalacja ta – oczywiście – nie rozwiązuje żadnego problemu. Przypomina jednak, że warto pamiętać o najbardziej potrzebujących w przestrzeni miejskiej, ponieważ to ich najszybciej się z niej wyprasza, a często tylko dlatego, że wyglądają inaczej niż my.