W wywiadzie dla „Welt am Sonntag” Radosław Sikorski nie kryje rozczarowania dotychczasową polityką państw zachodnich, które wykazują się zbytnią – jego zdaniem – powściągliwością wobec Rosji. Sikorski ujawnił, że już w zeszłym roku, kiedy Moskwa wprowadziła bojkot handlowy Ukrainy jako karę za jej proeuropejski kurs, upraszał swych zachodnich kolegów o bardziej zdecydowane działania. „Gdybyśmy wtedy pokazali Moskwie granice i zademonstrowali solidarność z Ukrainą, prawdopodobnie nie doszłoby do obecnej eskalacji” – oświadczył w wywiadzie dla niemieckiej gazety. Podkreślił, że zarówno Polska, jak i jej partnerzy w regionie nie mają złudzeń co do imperialnych planów Rosji, które nad Wisłą nasuwają skojarzenia z rokiem 1939. W opinii ministra Niemcy ze względu na swoje geograficzne i gospodarcze uwarunkowania mogą pozwolić sobie na przyjęcie ostrożnej postawy wobec Rosji. Jego zdaniem wszystko, czego domaga się Polska, stanowi jedynie niewielki procent militarnego zabezpieczenia, na które w latach 80. liczyć mogły Niemcy i inne kraje Europy Zachodniej. Odwołań do sytuacji Niemiec obecnie i w przeszłości jest zresztą więcej – Sikorski komentuje dwustronne relacje gospodarcze i polityczne Warszawy i Berlina oraz wskazuje niemieckie rozliczenie z totalitarną przeszłością jako wzór dla Rosji.
*
O obrazie katastrofy malezyjskiego samolotu w rosyjskich mediach i stosunku do niego zwykłych Rosjan możemy przeczytać na stronach magazynu „The New Republic” . Julia Ioffe opisuje pojawiające się w przestrzeni publicznej teorie spiskowe i próby zrzucania odpowiedzialności za katastrofę na wszystkich, prócz Rosji i prorosyjskich separatystów. Czytamy więc o zwłokach, które znajdować się miały w samolocie w momencie startu maszyny z lotniska, o doprowadzeniu do katastrofy przez ukraińskich kontrolerów lotu, o zestrzeleniu przez Ukraińców oraz o planach zamachu na Putina i pomyłce zamachowców. Wszystkie te informacje, podawane z dużą częstotliwością i okraszone komentarzami prokremlowskich ekspertów, mają na celu uwiarygodnienie tezy o propagandowej operacji Zachodu gotowego poświęcić niewinnych ludzi, aby sprowokować wielką wojnę z Rosją. Cytowany przez autorkę Gleb Pawłowski, były doradca Putina, w fascynujący sposób opisuje współczesne zniewolenie mas przekazami telewizyjnymi. Wyrachowany dobór treści i żonglerka emocjami doprowadza ludzi do utraty zdrowego rozsądku i wybuchu agresji, a ten mechanizm Kreml opanował do perfekcji.
*
W poniedziałkowym wydaniu „Die Welt” można przeczytać o śmierci króla dyskontów Karla Albrechta. Założyciel sieci Aldi zmarł w wieku 94 lat. Gazeta pisze o rozwijanej razem z bratem (zmarłym w 2010 r.) sieci dyskontów, której początek dał przejęty po rodzicach sklep założony w 1946 r. Recepta na sukces sieci nie była skomplikowana – produkty miały być z podstawowego koszyka i tanie, a koszty utrzymania ograniczone do minimum, m.in. poprzez oszczędności uzyskiwane dzięki skali przedsięwzięcia. W 1948 r. obejmowała ona 13 punktów, a pięć lat później już ponad 100 sklepów. Niemiecką sieć wyróżniały również pensje pracowników – podobnie jak w innych dyskontach praca była ciężka, ale przysługiwała za nią przyzwoita pensja, co na lata utrudniło związkom zawodowym zakładanie swoich komórek w sieci Aldi. Karl Albrecht był przewidujący do ostatnich dni – założył fundację imienia swej matki i obdarował ją funduszem wieczystym swego majątku. A kilka lat temu wykupił miejsce na cmentarzu, aby samemu zaplanować swój pochówek. W upatrzonym zawczasu grobie spoczął w poniedziałek.
*
Globalna dominacja gospodarcza nie musi iść parze ze światową dominacją waluty danego giganta – pisze w swojej analizie ekonomiczny dziennik „Les Echos”. Wszystko w związku z pojawiającym się od lat pytaniem, czy juan pokona dolara i stanie się międzynarodową walutą rozliczeniową. Stosując historyczne analogie, gazeta przypomina, że Stany Zjednoczone przegoniły w rozwoju Zjednoczone Królestwo już w połowie XIX wieku, na początku XX pokonały je w wielkości eksportu, ale walutowo dopiero po II wojnie światowej odtrąbiły swoją dominację. Zgodnie z prognozami w ciągu 5-10 lat chińska gospodarka stanie się światowym liderem, ale wciąż zaledwie 1 proc. rezerw walutowych globu lokowanych jest w juanie. I choć ludowy rząd zachęca inne kraje do zmiany tej polityki, to wciąż najsilniejszym argumentem jest po prostu uzależnianie przez Pekin słabszych gospodarek (szczególnie afrykańskich), np. przez wykup ich długów. Trzymanie w ryzach kursu walutowego przez bank centralny nie przekonuje inwestorów i pewnie nie przekona ich również w najbliższej przyszłości. Chyba, że Chiny nas po prostu wykupią. Biorąc pod uwagę ich rozwój w ostatnich dekadach, nie jest to zupełnie nieprawdopodobny scenariusz.
*
Tymczasem najdłuższy od początku roku spadek ma miejsce na moskiewskiej giełdzie. MICEX traci 1,6 proc., dolarowy RTS spada o 1,55 proc. W ubiegłym tygodniu akcje rosyjskich spółek taniały po ogłoszeniu nowych sankcji wobec Rosji. Poniedziałkowe spadki są wynikiem obaw o dalsze pogorszenie relacji Moskwy z innymi państwami po strąceniu – prawdopodobnie przez prorosyjskich separatystów – samolotu pasażerskiego na Ukrainie.
Jednak nie tylko rosyjska gospodarka ucierpi w wypadku zaostrzenia sytuacji na wschodzie. W najbardziej negatywnym scenariuszu rozwoju kryzysu ukraińskiego może dojść do zakłócenia dostaw rosyjskiego gazu do Europy – wynika z prezentacji sporządzonej przez analityków Deustche Banku, a zaprezentowanej przez „BusinessInsider” [http://www.businessinsider.com/db-russia-ukraine-worst-case-scenarios-2014-7]. Stanie się tak, jeżeli Rosja spróbuje zdestabilizować większy obszar w regionie.Spośród trzech scenariuszy rozwoju konfliktu, które przygotowała instytucja, najczarniejszy zakłada ryzyko zakłócenia dostaw gazu do Europy. Najbardziej narażone byłyby w takim wypadku kraje bałtyckie oraz Finlandia, czyli państwa sprowadzające z Rosji całość zużywanego gazu. Co najmniej 60 proc. paliwa z Rosji sprowadzają także Czechy, Słowacja, Austria, Grecja i Bułgaria. Choć w polskim zużyciu gaz z Rosji ma mniejszy udział niż w przypadku wszystkich tych krajów, i tak jest on ponad dwukrotnie większy niż średnia dla Unii Europejskiej (24 proc.).