Agresję Rosji wobec Ukrainy (najpierw zajęcie Krymu, teraz tworzenie i wspieranie ruchów separatystycznych) przywykliśmy opisywać jako działanie rodem z XIX wieku. Używając tego określenia, komentatorzy mają zazwyczaj na myśli fakt, że Rosja – podobnie jak czyniły to XIX-wieczne mocarstwa europejskie – napięcia międzynarodowe pragnie rozwiązywać przy użyciu siły. Wojna nie jest z punktu widzenia jej przywódców czymś, czego za wszelką cenę należy unikać. Przeciwnie: to skuteczne narzędzie osiągania wymiernych politycznych celów. Europa w XX wieku, przechodząc przez doświadczenie dwóch wojen światowych, wyleczyła się z takiego sposobu patrzenia na rzeczywistość. Wiemy więc coś, czego Rosjanie jeszcze nie wiedzą; rozumiemy fakty, które do nich jeszcze nie dotarły: że wojna zawsze, ale to zawsze, jest czymś strasznym i dehumanizującym, że za wszelką cenę trzeba jej unikać. Tak przynajmniej chcemy myśleć. W ten również sposób upamiętniamy setną rocznicę wybuchu I wojny światowej.

W XXI wieku ataku na drugie państwo dokonuje się zupełnie inaczej. Nie ma żadnego Wielkiego Scenariusza, który byłby bezwzględnie realizowany, żadnego blitzkriegu ani zmasowanej napaści. Agresja ma charakter pełzający, dokonywana jest krok po kroku. | Jan Tokarski

A jednak, jak mi się wydaje, taki pogląd jest po prostu fałszywy. Nie w tym sensie, by wojna nie była czymś strasznym i dehumanizującym – jest, oczywiście, że jest. Mylimy się jednak sądząc, że Władimir Putin jest w swoich działaniach anachroniczny, zaś my, Europejczycy – mimo (a może właśnie za sprawą) kompletnej niedokrwistości naszej reakcji na to, co się dzieje – patrzymy na rzeczywistość w bardziej trzeźwy, lepiej uzasadniony sposób. Sądzę, że prawdziwy jest pogląd dokładnie odwrotny: to Putin jest od nas bardziej nowoczesny. To Rosja działa w zgodzie z logiką XXI-wiecznych stosunków międzynarodowych. Europa natomiast jest zacofana, a jej wyobrażenia o tym, jaki jest świat tkwią wciąż w minionym stuleciu. (A ujmując rzecz nieco konkretniej: w jego drugiej połowie).

Weźmy pierwszy przykład z brzegu: jak wyobrażamy sobie inwazję militarną, agresję jednego państwa na drugie? Myśląc o niej, przed oczami stają nam zaraz pędzące ku granicy czołgi, wielotysięczne wojska lądowe, zrzucające bomby samoloty. W XXI wieku ataku na drugie państwo dokonuje się już jednak zupełnie inaczej – tak właśnie, jak na Krymie zrobili to Rosjanie. Nie ma żadnego Wielkiego Scenariusza, który byłby bezwzględnie realizowany, żadnego blitzkriegu ani zmasowanej napaści. Agresja ma charakter pełzający, dokonywana jest krok po kroku. Nawet cele tego typu operacji są płynne, a nie sztywno określone. Nie ma tu żadnego obliczonego na kilka kroków naprzód planu – jest co najwyżej wielość możliwych scenariuszy, które, w zależności od reakcji przeciwnej strony oraz otoczenia, mogą zostać zrealizowane lub porzucone. Stawka gry podlega więc nieustannym zmianom, jak giełdowa wartość akcji dowolnej spółki. Wynika z gry akcji i reakcji zaangażowanych podmiotów. Inicjatywa należy do tych, którzy decydują się podjąć działania. Mają one jednak, podkreślę to raz jeszcze, charakter „pełzający” – nie są jednorazowym skokiem. Wprowadzamy gdzieś nieoznaczone oddziały – i bacznie obserwujemy reakcję. Nic się nie dzieje? To kroczek dalej – zajmijmy jeden obiekt wojskowy albo urząd. Dalej nic? Zajmijmy ulicę, dzielnicę, miasto, region, wreszcie: cały interesujący nas obszar.

Nikt chyba lepiej niż Rosjanie nie zrozumiał natury politycznej suwerenności naszego stulecia. Nie tkwi ona już w monopolu na stosowanie zorganizowanej przemocy na wybranym obszarze. Ponowoczesna suwerenność to zdolność kondensowania; scalania tego, co rozproszone. | Jan Tokarski

Co nie mniej istotne, działania stricte militarne nie mogą być przeprowadzane w odosobnieniu. Wspierać je muszą posunięcia gospodarcze oraz polityczne, wyprzedzać – polityka informacyjna, odpowiednio zorkiestrowana akcja propagandowa. Nikt chyba lepiej niż Rosjanie nie zrozumiał natury politycznej suwerenności naszego stulecia. Nie tkwi ona już w monopolu na stosowanie zorganizowanej przemocy na wybranym obszarze. Jej najbardziej charakterystyczną cechą nie jest również zdolność decydowania o zawieszeniu obowiązującego prawa, o wprowadzaniu stanu wyjątkowego (jak chciał Carl Schmitt). Ponowoczesna suwerenność to zdolność kondensowania; scalania tego, co rozproszone. Tak właśnie odczytywałbym dokonywaną przez Putina synchronizację działań w obszarach ekonomii, wojskowości, informacji medialnych, dyplomacji itd., którą Rosjanie przećwiczyli już parę lat wcześniej na przykładzie gruzińskim.

Dzisiejsza Rosja jest więc podmiotem przystosowanym do warunków XXI-wiecznego świata. To Europa wydaje mi się dogłębnie anachroniczna. To ona tkwi wciąż mentalnie w posthistorycznej drzemce, w którą (nie bez ważnych przyczyn) zapadła po 1945 roku. Co może ją z niej wybudzić? Choć zabrzmi to okrutnie, tego typu przebudzeniom służy zazwyczaj śmierć własnych obywateli. Zestrzelenie przez wspieranych przez Rosję separatystów pasażerskiego samolotu malezyjskich linii lotniczych może stać się więc takim impulsem. Czy się nim jednak okaże? Jestem w tej kwestii pesymistą. Fakt, że Europejczycy giną dziś w starciach wojennych jako przypadkowo zestrzeleni przez walczących wczasowicze, wydaje mi się wielce wymowny. Więcej: jest miarą naszego nieprzygotowania do prowadzenia polityki w XXI wieku.